Odkąd pamiętam, nie znosiłam matematyki. Jako, że była to przedostatnia lekcja w tym dniu, starałam się wytrzymać do końca. Najbardziej dekoncentrowała mnie osoba, z którą siedziałam, mimo że rozmawiałyśmy normalnie, jak koleżanki - Alice Cullen. Jej uroda... Nie, nie tylko jej. Rodzeństwo Alice, jak i ona, wyróżniało się całkowicie spośród innych uczniów.
Alice, Jasper, Emmett, Rosalie, Edward i Alex Cullenowie olśniewali urodą, niesamowicie bladą karnacją i oczami - miały w sobie wiele czegoś, co za każdym razem przyprawiało mnie o dreszcze. Sześć złowróżbnych imion. Na dokładkę ich rodzice: Carlisle - lekarz oraz Esme - sekretarka na komisariacie. Prawie każdy w tej rodzinie był z kimś związany (dzieci lekarza i sekretarki zostały ''adoptowane'' i nie byli żadnymi krewnymi); Carlisle oczywiście z Esme, Alice z Alexem, Emmett z Rosalie, a Edward z Bellą, która nie należała do ich rodziny. Jedynie blondyn o imieniu Jasper był sam. To on najbardziej mnie przerażał.
***
Na przerwie po matematyce i przed biologią, stałam z Nicol przed salą gimnastyczną, gdyż tam następną lekcję miała moja przyjaciółka. Rozmawiałyśmy o różnych głupotach, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Zdziwiona, że tak szybko, pożegnałam się, ścisnęłam mocniej książki, które trzymałam w ręku i pognałam do klasy.
Na wprost długiego korytarza, który miałam przebiec, znajdowała się sala biologiczna, a przed nią, zaraz za załomem korytarza stały schody, prowadzące w dół do szatni.
Pech chciał, że biegnąc, nie zauważyłam osoby, która wyszła zza ściany i bezceremonialnie na nią wpadłam. Przejechałam się na niej kawałek dalej. Gdy tylko się zatrzymaliśmy, szybko wstałam i raz po raz przepraszając, podałam rękę pokrzywdzonemu człowiekowi, który nadal leżał na zimnej posadzce.
Patrząc na niego, zorientowałam się, że gorszej osoby wybrać nie mogłam. Ze strachu zamarłam, nie wiedząc, co dalej począć.
Tymczasem Jasper Cullen podniósł się z podłogi i zmierzył mnie swoim spojrzeniem mówiącym: ''nie dożyjesz kolejnego dnia'', nic nie mówiąc.
Musiałam wyglądać i czułam się głupio. Jedyną dobrą stroną tego wszystkiego było dawne skończenie się lekcji, co spowodowało, że nikt nie wiedział tego kompromitującego czynu.
Książki. moje, jak i jego, leżały porozrzucane, ja z wyciągniętą przed siebie ręką, na twarzy namalowany strach, jednak w duszy zastanawiałam się, czy on przypadkiem nie umie mówić. Patrzył na mnie teraz inaczej. Inaczej nie znaczy lepiej - wręcz przeciwnie. Twarz wykrzywił w wściekłości, a ręce zacisnął w pięści. Widziałam, jak zacisnął również szczękę. Wyglądał przy tym tak strasznie, że od razu się cofnęłam, opuszczając rękę. Ciągle na niego patrząc, czy aby się na mnie nie rzuci, schyliłam się po książki. Mój niedoszły morderca nie kwapił się do tego, by mi pomóc. Zrobił tylko jeszcze straszniejszą minę i powoli zaczął rozprostowywać ręce, pomijając przy tym szczęki. Ani na minutę nie spuścił ze mnie wzroku i miałam wrażenie, a raczej wiedziałam, że nie oddycha.
Podałam mu jego książki, trzymając je w drżącej prawej dłoni. Swoje natomiast miałam w lewej. Zmusiłam sie, żeby mrugnąć. Jasper zniknął razem z książkami. Jedyny ślad, świadczący o tym, że tu był, pozostał na mojej prawej, wciąż wyciągniętej ręce. Zadrapania jego paznokci. Nie dość głębokie, by poleciała z nich krew, lecz na tyle widoczne, że nie sposób ich było nie zauważyć.
Schowałam zranioną rękę do kieszeni bluzy i pobiegłam do klasy.
Ciekawe, ciekawe. Ciekawe co się stanie dalej. :D Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper 1 rozdział:) zapowiada się fajna historia
OdpowiedzUsuń"nie dożyjesz kolejnego dnia" rozwaliłaś mnie tym :-P tak wiem, też cie kocham <3 Jenna
OdpowiedzUsuń