czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 21

  Stało tam tuzin wielkich, dwumetrowych wilkołaków. Cofnęłam się, a że stałam z tyłu za Rosalie i Jasperem, nikt tego nie zauważył.
  Co tu robiły te wstrętne wilkołaki?! Po co przyszły? I który z nich mnie zaatakował? Narazie nad tym nie roztrząsałam, byłam zbyt zajęta szybkim i cichym kierowaniem się w stronę lasu. Nawet na mnie nie spojrzeli; mówię o wampirach. Wpatrywali się tylko w te przebrzydłe monstra. Jedno z nich podeszło do Belli i zaczęło się łasić, jakby było zwierzątkiem domowym. A Bella, głupia, podrapała je za uchem.
  Tym cichym sposobem dotarłam do ściany lasu. Wbiegłam do niego, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Czy oni mieli zamiar walczyć przeciwko Victorii z NIMI?!
  Nagle samochód Jaspera znalazł się przede mną. Straciłam rachubę drogi i czasu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że po co mi samochód, skoro nie mam kluczyków? Syknęłam cicho. Była trzecia w nocy, a ja dwadzieścia kilometrów od domu, w nieznanej okolicy z drogą po prawej i lewej stronie. Którą wybrać? Bo wiedziałam na pewno, że nie zostanę w miejscu ani się nie cofnę.
  Wybrałam drogę po prawej. Była prosta, bez zakrętów i prowadząca przez las. Zastanawiałam się czy już zorientowali się o braku pewnej osoby. Szczerze w to wątpię. W ogóle po co Jasper mnie tam zabrał?
  Daleko nie zaszłam. Po około ośmiuset metrach dogonił mnie Edward. On?
- Hej?! Co się stało?
  Spojrzałam mu w oczy. Miały czarny kolor. Był głodny, a ja znajdowałam się w złej pozycji, ale umiałam w tamtym momencie myśleć jedynie o wilkołakach.
- Ty się mnie pytasz co się stało?! - wybuchnęłam. - Byłam po szkole w lesie! Poszłam sobie zwyczajnie do lasu pochodzić! Podbiegł do mnie jeden z nich! Jeden z wilkołaków i zrobił mi to!
  Wskazałam palcem na ranę na policzku.
  A Edwardem wstrząsnął potężny spazm złości. Zacisnął pięści i zapytał mnie przez zęby:
- Biegałaś już kiedyś w wampirzym tempie?
  Pokręciłam przecząco głową. Po chwili Edward, uspokajając się, rzekł:
- To wyobraź sobie prędkość dwustu km/h.
  Wyobraziłam to sobie stosunkowo łatwo. Zaledwie pół godziny temu z taką prędkością jechałam z Jasperem, a i sama niejednokrotnie przekraczałam czerwoną kreskę. Ale czy to oznaczało, że...
- Oczywiście za twoją zgodą, zaprowadzę cię z powrotem do Jaspera, on się lepiej tobą zaopiekuje, a poza tym Carlisle musi cię obejrzeć.
  Zgodziłam się. Ja, zawsze lekkomyślna Sophia, zgodziłam się.
  Tak jak wcześniej mój chłopak, delikatnie posadził mnie sobie na barana.
  Jeszcze przyjemniejsze uczucie, niż przy jeździe samochodem... Wiatr we włosach...
  Ale co? Jak to? Już? Dotarliśmy przecież za szybko...
  Postawił mnie z powrotem na ziemię, oznajmiając wszem i wobec, że mnie odnalazł. Dwadzieścia par oczu wlepiło wzrok w moją osobę, a ośmioro czym prędzej do nas podbiegło. Zanim doszli, podziękowałam Edwardowi, a on się do mnie uśmiechnął. W następnej sekundzie odszedł do Belli, a ja zostałam otoczona silnymi ramionami Jaspera, który spytał:
- Co się stało?
  To było pytanie zadane w imieniu siedmiu wampirów i Belli. Wilkołaki zajęły się sobą. Ale mimo tego odpowiedziałam tylko jemu:
- To nie był wilk, tylko wilkołak.
  Jak to wampiry i ich dobry słuch... Wszyscy dookoła pytali o szczegóły. Edward, wyręczając mnie i Jaspera, opowiedział reszcie o niemiłym incydencie, a chłopak poprosił Carlisle'a, by mnie zbadał. Po tej czynności, stwierdziwszy, iż nic mi nie będzie, cała ósemka obróciła się twarzą do przeciwników. Ja z Bellą stałyśmy z tyłu.
  Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, jasnoszary wilkołak zaczął warczeć, kierując pysk mniej więcej w moją stronę. Po krótkiej chwili namysłu zrozumiałam, że to on. Podchodził do mnie powoli, lecz zaraz i wampiry, i wilkołaki ruszyły w moją obronę. Zsolidaryzowały się dla marnego, nic nie znaczącego człowieka. Niesamowite...
  W każdym razie wilkołak uspokoił się, ale wciąż spoglądał na mnie z pode łba.
  Mimo powagi sytuacji, Edward z Alexem zaczęli się śmiać. A że to ja byłam tu tą pokrzywdzoną, podeszłam do nich i zapytałam:
- Z czego się śmiejecie?
- Z Leathy - parsknął Alex.
  Wilkołak za naszych pleców gorzko zawył.
- Leath jest po prostu zazdrosna.
- Że co? - spytała zdezorientowana Alice.
  I ja byłam tego ciekawa. Jaki był tego powód?
- Trochę grubsza sprawa... Leath jest zazdrosna o Embry'ego.
- Nic nie rozumiem - stwierdziła Esme. Ja też.
  Alex spojrzał niepewnie na Edwarda, a potem zerknął na mnie. Westchnął.
- To nie będzie miłe dla ciebie ani tym bardziej dla Jaspera... Mogłaś się dowiedzieć inaczej, ale w obecnej sytuacji...
- No, mów! - przerwałam mu.
- Embry się w ciebie wpoił.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 20

- Zahaczyłam o gałąź - odrzekłam wymijająco, tym samym kłamstwem, co odpowiedziałam mamie.
  Po jego minie wywnioskowałam, że kłamstwo go nie przekonało. I oczywiście dalej drążył temat:
- Nie mogłaś zahaczyć o gałąź. Wtedy rana byłaby głębsza i wymagałaby zszycia. A ta jest płytka, więc co się stało?
  Czy mogłam mu powiedzieć prawdę? W sumie, czemu nie?
- Zaatakował mnie wilk.
  Nie, nie powiedziałam wilkołak. Zapewne i tak w najbliższym czasie wyda się, że skłamałam, lecz jak narazie nie musiał znać szczegółów.
- Naprawdę nic mi nie jest... - zaczęłam, ale mi przerwał:
- Jak dojedziemy na miejsce, Carlisle cię opatrzy.
  Wstał i usiadł za kierownicą.
  Jechalibyśmy długo, gdyby prowadził mój tata, lecz biorąc pod uwagę imponującą prędkość prawie dwustu km/h, dotarliśmy tam w pięć minut.
  Poprowadził mnie na polanę. Prawdę powiedziawszy, nie za wiele widziałam, w końcu godziny nocne. Polana była wielka, z trzech stron otoczona górami, a z jednej lasem, przez który weszliśmy. Na środku tej łąki stali jacyś ludzie. Mimo że dzieliło nas conajmniej trzysta metrów, widziałam wyraźnie sylwetki ośmiu osób. Ciekawe kto to. Jasper mówił, że na miejscu Carlisle się mną zajmie. Czy możliwe, że to Cullenowie, a ta ósma to Bella? Chciałam zadać to pytanie chłopakowi, ale wyraz jego twarzy mnie od tego odwiódł. Był strasznie poważny i jakby... niepewny? Zamierzał mi powiedzieć o co tu chodzi? Wyjaśnienia byłyby mile widziane.
  Gdy doszliśmy, rzeczywiście powitała nas rodzina Jaspera wraz z Bellą. Jeżeli to było spotkanie rodzinne, chociaż biorąc pod uwagę miejsce i czas, wydawało się to trochę dziwne, to czemu Jasper mnie tu przyprowadził?
  Lecz zanim zdążyłam o to zapytać, Carlisle mnie uprzedził:
- Jak się cieszę, że Jasperowi udało się cię przekonać, żebyś przyszła na walkę - uśmiechnął się.
- Co? Jaką walkę?
  Rosalie stanęła przede mną, odwrócona twarzą do chłopaka.
- Nie powiedziałeś jej, dlaczego tu przyjechała?
- A czy gdybym jej powiedział, przyjechałaby tu ze mną? Pamiętaj Rosalie - ona nie jest Bellą!
  Można by rzec, że Jasper lekko się zdenerwował. Ale czym i o co tu chodziło?!
- Co się dzieje? - zapytałam w końcu.
  Odpowiedział mi Emmett:
- Pamiętasz, że Victoria wypowiedziała nam wojnę?
  Przytaknęłam.
- I w związku z tym potrzebne nam są niezbędne ćwiczenia w tym kierunku, które poprowadzi Jasper.
  Odwróciłam się w stronę chłopaka.
- ''W związku z moją przeszłością''? - wspomniałam jego słowa.
  Powiedział mi tylko tyle. Czyli nic. Nic się dzięki temu nie dowiedziałam. Tym razem to on pokiwał głową, wpatrując się w jakiś punkt ponad moim ramieniem.
- Już są - powiedział.
  Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam.
_________________________________
Przepraszam, że taki krótki. W weekend nie dodałam, więc chciałam teraz. Jeszcze w tym tygodniu dodam nowy :D

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 19

  Po szkole - jak zwykle - odebrałam Olivię z jej szkoły, lecz teraz w domu czekała na nas mama. Podejrzewam, że zachowywałam się zbyt wesoło, a miałam ku temu powody, więc poszłam się przejść.
  Za moim domem znajdował się wielki las, który porównywałam z lasami w La Push. Miło było myśleć (podkreślam czas przeszły!), że mam cząstkę przyjaciół przy sobie. A co do przyjaciół... Mimo wielkich chęci, trudno będzie mi zaufać wilkołakom.
  Niespodziewanie poczułam wokół siebie ruch, jakby coś dużego z prędkością światła biegało po kole o średnicy 4 metrów. Moja pierwsza myśl: ''wampir''. Jednak dopiero potem skojarzyłam, że wampir to to nie może być. One inaczej pachniały; słodko i ten zapach unosił się wszędzie w ich pobliżu. Ten tutaj pachniał jak... mokry pies? I był wściekły, to wiedziałam na pewno. Ale zanim poczuję jego złość na własnej skórze, musiałam dowiedzieć się, co to jest. Odpowiedzi na to pytanie się nie doczekałam.
  Średnica kręgu biegacza wyraźnie się zmniejszyła. Byłam zbyt zaskoczona, by jakkolwiek zareagować, więc czekałam na to, co zgotuje mi los.
  Zanim poczułam pieczenie na policzku, zobaczyłam jednak kto został sprawcą. Oczywiście nie kto inny, tylko wilkołak.
  Szrama ciągnęła się od kącika prawego oka po prawy kącik ust. Sączyła się z niej strużka szkarłatnej krwi, lecz okazała się na tyle płytka, że po chwili krew lecieć mi przestała. Otarłam zabrudzony policzek o rękaw i poszłam zwyczajnie do domu, przemyć ranę.
  Gdy mama zauważyła skaleczenie, na miejscu skłamałam, że zahaczyłam o gałąź. Od razu chciała mnie zawieść do szpitala, ale odmówiłam. Nie mogłam tyle czasu spędzać z Carlislem Cullenem.
  Teraz należało zadać sobie podstawowe pytanie: Wampiry czy Wilkołaki?
  Chyba ci pierwsi...
                                                                          ***
  Ten dzień był bardzo długi. Na niczym nie mogłam się skupić. Non stop próbowałam przypomnieć sobie szczegóły wypadku. Przyczynę, czemu nie zdążyłam zareagować i dlaczego ten wilkołak tak nagle odpuścił? Zależało mu tylko na zrobieniu mi krzywdy? Myślałam, że na zabiciu. W końcu w ostatnich czasach było kilka przypadków tego typu.
  Pomimo ogromnego zmęczenia, zasnęłam koło pierwszej w nocy.
  A o drugiej obudziło mnie zimno przy lewym policzku. Gwałtownie usiadłam, kompletnie rozkojarzona. Nie wiedziałam co, gdzie, kiedy i jak? Moje oczy, po chwili przyzwyczajania do ciemności, pochwyciły człowieka. Na początku myślałam, że to jakiś obraz, zanim dotarło do mnie, że to Jasper. Zrobił mi swoim pojawieniem się wielką, pozytywną niespodziankę, chociaż najpierw wkurzyłam się, że obudził mnie w środku nocy. Leżał obok, na moim łóżku. Naprawdę niecodzienny widok. Dotknął mojego policzka, by mnie zwyczajnie pogłaskać, czy żeby obudzić?
  Nie wyglądał na spłoszonego moim nerwowym obudzeniem, był bardzo poważny, ale gdy patrzył na mnie, widziałam w jego oczach... Można by powiedzieć... Miłość? A jednak...
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Leżę - odpowiedział.
- Ale przyznaj, że nie przyszedłeś tu bez powodu.
  Westchnął i wstał. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. W blasku księżyca przypominał jakiegoś niewiarygodnie przystojnego księcia.
- O co chodzi? - Moje kolejne pytanie z serii: ''nie kontaktuję''.
- Jak zapewne pamiętasz... - zaczął. - Victoria wypowiedziała nam wojnę.
- Kto walczy?
- Moja rodzina.
- A dokładniej?
- Ja, Emmett, Carlisle, Alex, Alice, Esme i Rosalie.
  Coś mi tu nie pasowało.
- A Edward?
- Victoria czyha na życie Belli, więc Edward z nią zostaje.
  Dopiero, kiedy dotarło do mnie co powiedział przed tym, zbladłam.
- Ale to oznacza, że ty... - wykrztusiłam. Nie byłam w stanie dokończyć tego zdania.
  Zaśmiał się. Zaśmiał się z tego co powiedziałam. A tu przecież chodziło o jego wampirze życie!
  Obrócił się w moją stronę.
- Mnie się nic nie stanie. W walkach z nowonarodzonymi jestem najlepszy w mojej rodzinie, w związku z moją przeszłością. No, ale nie po to tu jestem.
- Wiedziałam! - szepnęłam triumfalnie.
- Jestem tu po to, żeby zabrać cię w pewne miejsce.
- Jak to? Gdzie? Teraz?
- Tak, teraz. A dowiesz się gdzie, jak dojedziemy.
  Dzięki niemu, szybko wstałam z łóżka i zaczął mi pomagać w wyborze ciuchów. Przebrałam się i ogarnęłam fryzurę Beethovena.
  Problem ukazał się, gdy miałam wyjść z domu. Jak? Drzwiami nie mogłam, bo podłoga na schodach skrzypiała, a przez okno z pierwszego piętra nie skoczę.
  A Jasper ten problem rozwiązał. Powiedział, że mam mu wskoczyć na barana i mocno się go trzymać, ewentualnie zamknąć oczy, czego oczywiście nie zrobiłam. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia wyskoczył przez okno. Czułam się tak, jakbym miała chwilowy zawał. Lecz przy skoku nasunęła mi się inna myśl. U Volturi też leciałam, co prawda w górę, ale to było to samo odczucie.
  Gdy wylądowaliśmy na twardej ziemi, Jasper od razu postawił mnie na nogi. Nie opierałam się, kiedy wziął mnie za rękę, lecz zrobił to niepewnie. Żeby nabrał odwagi, jego dłoń lekko uścisnęłam. Uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.
  Zaprowadził mnie do swojego auta. Pięknej Hondy NSX, której nigdy nie zapomnę. Co dziwne, tym razem zaparkował kawałek dalej, tak, że z okna w kuchni nie sposób byłoby go dojrzeć. Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że do tej pory nie zauważył mojego zranienia. Najprawdopodobniej dlatego, że ciągle byłam odwrócona do niego zdrowym policzkiem, a ja nie zamierzałam go uświadamiać.
  Nie musiałam. Sam się zorientował w chwili, gdy otwierał mi drzwi do auta. Byłam zmuszona do odwrócenia się do niego prawym policzkiem. Uklęknął obok fotela, na którym zdążyłam usiąść i ze strachem zapytał:
- Co ci się stało?

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 18

- Nieoficjalnie od roku, a oficjalnie od dwóch tygodni.
- Czyli, można by powiedzieć, to nie jest miłość od pierwszego wejrzenia?
  A czym to się różniło od miłości po roku?
- Masz do niego jakieś uprzedzenia?
  Wyglądała na zdziwioną.
- Ale skądże znowu? Jasper jest... - zawahała się, nie wiedząc co powiedzieć.
  Natomiast ja wiedziałam, ale chciałam zobaczyć, jak określi go mama, dlatego przyglądałam się jej w rozbawieniu.
- Jest idealnym chłopakiem dla ciebie - wybrnęła.
  Dziwnie było słyszeć to słowo w jej ustach. W ustach mojej mamy, która każdego mojego chłopaka wysyłała do diabła.
- A jeszcze parę dni temu, jak ci o nim powiedziałam, niedowierzałaś.
  To była całkowita prawda. Nawet ona o tym wiedziała.
- Zdaję sobie sprawę z tego, jak okrutnie się wtedy zachowałam. Powinnam wierzyć w urodę i powodzenie mojej córki. A czy wy... jesteście razem?
  Tego to nawet  ja nie wiedziałam. Rzekłam:
- Nie, mamo.
- Dziwne. Ale przyznaj, chciałabyś.
  I to jeszcze jak! Tak, a jedyną NIESZKODLIWĄ przeszkodą jest to, że on jest wampirem!
  Lecz zamiast tego, powiedziałam tylko:
- Tak, chciałabym.
- I ci się nie dziwię. Jasper jest naprawdę cudowny.
  Wywróciłam oczami.
- Wiem o tym.
  Wstałam od stołu. Jak przez mgłę poczułam obecność osoby, której nie powinno tu być. Ale byłam zmordowana dzisiejszymi przeżyciami i chciałam tylko walnąć się na łóżko i zasnąć.
  Wydawało mi się bardzo niesprawiedliwe, że musiałam wybierać między Jasperem, a rodzeństwem. Między wampirem, a wilkołakami.
  Podeszłam do łóżka i tak, jak powiedziałam, walnęłam się na nie. Sen mnie jednak nie zmorzył, a zamiast niego myśli, których starałam się pozbyć, by najzwyczajniej w świecie zasnąć. Nicol i Embry. Boże, jak oni musieli się z tym czuć? Już ja, kompletnie nie związana z nimi pod tym względem, czułam lekki strach i dominujące niedowierzanie. Wampiry, wilkołaki... I kto jeszcze? Nie. Wolałabym, by nikt do tej ponurej wyliczanki nie doszedł. Z drugiej strony, sama się w to wplątałam. To ja, z własnej, nieprzymuszonej woli odkryłam tajemnicę Cullenów. A teraz wszyscy przeze mnie cierpieli katusze, żebym nie powiedziała tego całemu światu, co chciałam zrobić kilka dni temu. Zastanawiałam się, czy gdyby Jasper nie został przyparty do muru, sam przyznałby się do uczucia, które mnie przysparzało motylków w brzuchu i rozkojarzenia na lekcjach. Podobno można zakochać się tylko raz. Coś w tym jest. Przy moich poprzednich chłopakach, a wielu ich nie było, nie czułam się jakoś specjalnie podniecona ich obecnością. Tak naprawdę to im nie ufałam. A czy Jasper byłby szczęśliwy ze mną? Zaraz, zaraz... To wampir! Wampiry zostają pozbawione dusz przy przemianie, czyli serca, uczuć także. On mnie nie kochał, spełniał jedynie swój ''obowiązek''! A może... W końcu są jeszcze Edward i Bella. Ci dwoje ewidentnie się kochają. Może gdy spotka się tą jedyną, wampiry zaczynają odczuwać ludzkie emocje? Oby tak było...
                                                                      ***
  Obudziłam się dokładnie pół godziny po budziku. Wstałam, czując dziwny, słodki zapach w pokoju. Taki... niepasujący do mnie. Przyprawiał mnie o mdłości. Nie lubiłam takich zapachów. Otworzyłam okno, by się wywietrzyło i kolejny raz pomarańczowa plama śmignęła mi przed oczami. Co to mogło być? Czy warto komuś o tym powiedzieć? Uznaliby mnie zapewne za idiotkę.
  Zostawiłam sprawę dziwnego zjawiska w spokoju. Wyszłam do łazienki, zerkając na zegarek znajdujący się na korytarzu. Ze strachem stwierdziłam, że jest po ósmej. Już byłam spóźniona. Ale co z moimi rodzicami i siostrą? Przecież ja zawsze mam na ósmą.
  Zbiegłam na dół, nikogo nie słysząc ani nie widząc. Na stole leżała kartka, z odręcznym pismem mamy:
Prawdopodobnie masz na dziewiątą i dlatego cię nie budziliśmy. Olivię zawiózł do szkoły tata. Całuski, rodzice.
  Nie do wiary! No, ale to nie ich wina. Teraz musiałam ruszyć dupę. W biegu zjadłam śniadanie, jednocześnie ubierając tradycyjny t-shirt i jeansy. Szczotkując zęby, szczotkowałam włosy. Chwyciłam plecak i wsiadłam szybko do samochodu. Znów poczułam ten słodki zapach, wydobywający się z mojego plecaka. Po chwili uświadomiłam sobie, że mam go również na ubraniach. Mogłabym się przebrać, gdybym miała czas, którego nie miałam. Wrzuciłam piąty bieg i wyjechałam do szkoły. 
  Dojechałam dziewiętnaście minut po ósmej. Akurat minutę przed wstawieniem nieobecności. Jakby na domiar złego była biologia, na której siedziałam z Embrym. I teraz też tam siedział. Lecz, gdy tylko mnie zobaczył, powiedział słabym głosem:
- Proszę pana, źle się czuję. Mogę iść do pielęgniarki?
  A nauczyciel spojrzał na niego, jakby go po raz pierwszy w życiu zobaczył. Wcześniej patrzył do dziennika i nie podniósł wzroku nawet wtedy, kiedy weszłam do klasy. Pozwolił Embry'emu wyjść i leniwym ruchem ręki wpisał mi do dziennika spóźnienie, wskazując, bym usiadła. Też byłam szczęśliwa, że nie musiałam siedzieć z wilkołakiem, ale znów zachował się tak jak wczoraj.
  Do lunchu nie było nikogo. Ani Embry'ego, ani Nicol, ani Leathy, ani Quilla. Na stołówce ponownie dzieliłam stolik z powietrzem. I ponownie do czasu, kiedy przysiadł się do mnie Jasper. Zajął krzesło na przeciwko i przyjrzał mi się uważnie. Nie wykazywałam żadnych oznak niepokoju, ale oczywiście przy pomocy swojego daru od razu odkrył, że coś ze mną nie tak.
- Co się stało? - zapytał.
- Dzisiaj miałam biologię. Siedzę na niej z Embrym. On zachował się tak samo, jak wczoraj. Weszłam spóźniona aż dwadzieścia minut do klasy i jak on mnie zobaczył, powiedział, że się źle czuje i wyszedł.
  Coś w nim sprawiło, że wyznałam mu prawdę. Nie byłam na niego zła, w sumie to mi ulżyło. Czułam się tak samo, z tą tylko różnicą, że on tym razem wykazał zainteresowanie moim losem. Złapał mnie za rękę. Potrzebowałam tego. Nic nie mówił, ale znowu mi się przyglądał.
  Nagle, tak sama z siebie, zmieniłam temat:
- Znam odpowiedź na twoje pytanie.
  Od razu zorientował się, o jakie pytanie mi chodzi. Szeroko się uśmiechnął, dodając sobie jeszcze więcej uroku, mimo że w jego przypadku wydawało się to niemożliwe, a w oczach dostrzegłam iskierki.
  Umyślnie wybrałam to miejsce i tą chwilę, by mu o tym powiedzieć; nie byłam narażona na bezpośredni kontakt z nim.
  Jego spojrzenie wyrażało zaintrygowanie i oczekiwanie.
- Moja odpowiedź brzmi...
  Zrobiłam efektowną pauzę. Wiedziałam, że zżera go ciekawość. Doskonale zablokowałam swoje uczucia, zastępując je smutkiem.
- ... Tak - uśmiechnęłam się.
  Przez chwilę wyglądał na mocno zdziwionego, lecz zaraz po tym zrobił ucieszoną minę.
  Postanowiłam ostudzić jego zapał.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Pod jakim?
- Obiecaj, że nic mi się przy tobie nie stanie.
- Myślałem, że to oczywiste.
  A ja nie. No, ale mnie oświecił i postanowiłam mu zaufać. Nie było to trudne.
  Dzwonek. No trudno. Wstałam z krzesła i ruszyłam do wyjścia. Jasper odprowadził mnie pod klasę, spóźniając się przy tym na swoją lekcję.
  Myślę, że fakt, że z nim jestem, nie wywoła takiej sensacji, jak to było w przypadku Belli i Edwarda. Wtedy był to taki 'news', że przez parę tygodni o niczym innym nie mówiono.
  A teraz moje życie nareszcie stało się piękne.

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 17

  Dostrzegł w moich oczach strach. Podejrzewam, że nie było trudno go zobaczyć. Przytulił mnie do siebie, co zrobił po raz pierwszy świadomie odkąd się znaliśmy.
  Tym razem Olivia wbiegła po schodach do mojego pokoju. Odsunęłam się szybko od Jaspera i usiadłam na łóżku, jak gdyby nigdy nic.
  Siostra wpadła jak nawiedzona, krzycząc:
- Sophia...! Nicol i Embry... Przyjechali.
  Kiedy tylko skończyła to mówić, zaczęła podejrzliwie przyglądać się Jasperowi. Wygoniłam ją jednym ruchem ręki.
  Diametralnie pobladłam i nic nie mogłam na to poradzić. Do Cullenów sie przyzwyczaiłam, ale żeby zaraz na dokładkę dawać jeszcze wilkołaki?! Nie mogłam jednak zapomnieć, że pod grubą sierścią siedzieli moi przyjaciele.
  Spojrzałam na Jaspera, bo wiedziałam, że to jemu najbardziej nie na rękę wilkołaki. Lecz on zachowywał się normalniej niż ja. Wyglądało na to, że ma zamiar zostać. Nie miałam nic przeciwko. Mógłby mnie obronić, jakby coś, w końcu sam mi to powiedział. Chociaż większa część mnie uważała, że nic mi nie grozi.
  Zbiegłam na dół, do przedpokoju. Mamy nie było, siedziała w salonie, gdzie wysłałam Olivię. Nic nie mówiąc, zaprosiłam ich gestem, by poszli za mną na górę. W drzwiach przystanęłam; postanowiłam ostrzec... przyjaciół.
- W moim pokoju jest Jasper Cullen.
  Niby niewinna informacja, a Embry wyglądał tak, jakbym dała mu w twarz. Natomiast Nicol zachowała pozorny spokój; zacisnęła szczękę, co u niej oznaczało podenerwowanie.
  Weszli, mierząc wzrokiem chłopaka, a i on nie pozostał im dłużny. Obydwoje usiedli na łóżku, a Jasper ciągle stał przy oknie, odwrócony w moją stronę. Ja zajęłam miejsce na krześle przy biurku, naprzeciwko rodzeństwa. Trwaliśmy tak w milczeniu przez dobre parę minut. Gdy nikt nie zechciał niczego powiedzieć, postanowiłam przejąć inicjatywę. Zwróciłam się do przyjaciół:
- Zamierzaliście mnie o tym poinformować?
  Spojrzeli na mnie, gdyż cały czas wiercili wzrokiem wampira.
- Nie - odpowiedział Jasper.
  Zerknęłam na niego ze zdziwieniem. Mimo tego, że wyczuwał emocje, nie mógł przecież wiedzieć co zrobią moi przyjaciele. Wyczuł moje zdumienie, więc odrzekł:
- Nie mogliby cię poinformować, bo złamaliby prawo ustanowione przez Sama.
  Po minach Nicol i Embry'ego wywnioskowałam, że ma rację. Ale...
- Skąd wiesz? - zapytałam.
  Znów ta niepewność na jego twarzy i powaga na twarzach przyjaciół. Kolejny raz nie odezwali się przez jakiś czas. Kolejny sekret? Kolejne kłamstwo ''dla mojego dobra''? Kolejne długie oczekiwanie na prawdę? Wyglądało na to, że tak. Trochę to smutne. Przyjaciele, Jasper i kto jeszcze? Ja naprawdę nie jestem słaba. Ani psychicznie, ani fizycznie. Potrafiłam utrzymać nerwy na wodzy. Gorszej rzeczy nie mogłam usłyszeć ponad to, co już wiedziałam.
  Nie naciskałam na odpowiedź, tak jak zwykłam robić. Zwiesiłam głowę i czekałam bez słów na następną przykrą wiadomość.
  Jednak ona nie nadeszła.
  To co powiedział potem Embry sprawiło, że poczułam ból.
- Nicol chodźmy stąd, nie wytrzymam już z nią.
  Przedtem wpatrywał się we mnie z uwagą, a ja ze strachu unikałam jego spojrzenia.
  Nicol także spojrzała na brata ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc. Jasper zachował całkowity spokój i po raz pierwszy poczułam do niego obrzydzenie. Jak on tak mógł?! Embry, mój najlepszy przyjaciel mówi, że ze mną nie wytrzyma, a on sobie stoi. Zimny, kompletnie bezuczuciowy marmur.
  To, co przemawiało za Nicol, kazało jej wyjść, tak jak powiedział Embry. On natomiast po wypowiedzeniu swojego okropnego zdania, od razu wyszedł z mojego pokoju. Najgorsze było to, że usłyszałam zza drzwi jego westchnienie ULGI!
  Nie zrobiłam nic, dopóki na podjeździe nie rozległ się charakterystyczny dźwięk silnika Mazdy Nicol. Wstałam i nagłym odruchem uderzyłam głową o ścianę. Po tym poczułam dziwny spokój. Szepnęłam:
- Jasper, przestań.
  On już był przy mnie i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar wykonać moja prośbę. Kolejny raz odwrócił mnie w swoją stronę. W tamtej chwili naprawdę tego nie potrzebowałam. Chciałam tylko wiedzieć, czemu Embry się tak zachował, czemu los obdarzył ich takim okrutnym darem, czemu Victoria ze swoją ''ekipą'' musiała zawitać akurat do Seattle i skąd Jasper wiedział o przysiędze, którą przyjaciele prawdopodobnie złożyli Samowi? Tak dużo pytań, a na żadne odpowiedzi.
  Mimo podzielnego spokoju, chciałam się wydobyć z jego uścisku. Ale był on stalowy, nie mogłam nic zrobić. A powinnam. Niechciane i kompletnie nie na miejscu łzy, same wypłynęły z moich oczu. Zaklinałam, że jestem silna, jednak moje zachowanie świadczyło o czymś innym. Dobrze, że na dokładkę mamie albo siostrze nie zachciało się wejść do mojego pokoju.
  A Jasper? Czy on w ogóle miał zamiar zostawić mnie w spokoju? Ale tak naprawdę nie byłam pewna, czy tego chcę. W końcu to on mnie teraz przytulił, pogłaskał na pocieszenie po głowie, pozwolił, bym mu poplamiła koszulę łzami, zakochał się we mnie. To ostatnie powinno być wystarczającym dowodem. Śmieszyło mnie to, że na moim miejscu chciałaby się znaleźć conajmniej połowa dziewczyn ze szkoły, które nie wiedziały nic o jego krwawej tajemnicy, ale on wybrał mnie. Ja wiedziałam. Gdyby spojrzeć na to z boku, powiedziałabym, że mam szczęście, wiedząc o tym, ponieważ miałam świadomość, co mnie czeka.
  Przestałam się wyrywać, tylko spojrzałam mu w oczy chcąc, by wyczytał i z nich, i z mojego umysłu prośbę. Udało mi się to, odsunął się.
  Musiałam się dowiedzieć.
- Skąd tyle wiesz o sforze? - zapytałam.
  Spojrzał teatralnie na swój złoty zegarek.
- O rany! - krzyknął. - Ale już późno! Muszę się zbierać.
  Wcale nie było późno. Zaledwie siódma wieczór. Jakby nie mógł mi powiedzieć, że nie chce albo nie może odpowiedzieć na pytanie... Pytania.
  Wyszedł drzwiami, żeby pokazać mojej mamie, jak i siostrze, jaki to on jest cudowny. Na mnie to jednak wtedy nie podziałało. Jak się spodziewałam na mamę tak. Odprowadziła go rozmarzonym wzrokiem całą drogę do jego wyścigowej Hondy. Ja zniknęłam od razu, gdy przekroczył próg domu. Zawitałam do kuchni. Moje przeczucie się sprawdziło; mama weszła za mną. Podejrzewałam, że rozmowę, która się między nami odbędzie, a takowa na pewno będzie miała miejsce, nie zaliczę do najlepszych. Mama usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole; Olivia siedziała w salonie. Moje samopoczucie w tamtej chwili wymagało wiele do życzenia, ale pamiętałam o ty, że jestem silna. Tak właściwie z tą moją siłą... Zrobiło mi się strasznie duszno. Otworzyłam okno. Pomarańczowa plamka przemknęła mi przed oczami, lecz uznałam to za oznakę zmęczenia, którego jeszcze nie odczuwałam. Zasiadłam ponownie przy stole i westchnęłam. Mama przyglądała mi się, a na jej twarzy aż wypisane były niewypowiedziane wciąż pytania.
- No, to słucham - powiedziałam z rezygnacją. Wiedziałam, że prędzej czy później wróciłybyśmy do tej rozmowy.
  Tym razem to ona westchnęła, ale wyglądała na zachwyconą moją zgodą.
- Od kiedy się znacie? - zapytała.
  No i się zaczęło.

środa, 3 kwietnia 2013

''The Versaitile Blogger''

Hej, zostałam nominowana do ''The Versaitile Blogger'' przez Ninę Nightie. Serdecznie dziękuję za nominację!

Zgodnie z zasadami powinnam:
1. Podziękować nominującemu;
2. Ujawnić siedem faktów o sobie;
3. Nominować dziesięć osób;
4. Powiadomić je o tym.

 Siedem faktów o mnie:
1. Urodziny obchodzę w ostatni weekend wakacji :)
2. Kolor moich włosów wacha się między rudym, ciemnym blondem, a jasnym brązem.
3. Boję się mojej nauczycielki od chemii o_O
4. Mam 7 letnią siostrę.
5. Zamiast spędzać czas przed komputerem wolę poczytać książki.
6. Nie umiem odrabiać lekcji w ciszy, dlatego słucham muzyki.
7. Nie znoszę chodzić na zakupy.

Dziesięć nominowanych przeze mnie blogów:
1.http://corrie-skazana.blogspot.com/ - blog Viki
2.http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/ - blog Viki
3.http://konohaschool.blogspot.com/ - blog Viki
4.http://swiat-lien.blogspot.com/ - blog Lien
5.http://life-with-a-touch-of-fantasy.blogspot.com/ - blog Kamili
6.http://granica-przeznaczenia.blogspot.com/ - blog Marysi
7.http://keepcalmandgotomiami.blogspot.com/ - blog Impossible 
8.http://dieyoungwithyou.blogspot.com/ - blog ....
9.http://opowiadanie164.blogspot.com/ - blog Tej Arbuzowej
10. <...> jeszcze nie znalazłam :D