sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 34

- Co się stało? - zapytał.
- Chcę iść jutro do szkoły, ale rodzice twierdzą, że nie mogę.
- I mają rację. Spójrz jak wyglądasz. Jak chodzący trup.
- Miło, że trzymasz moją stronę - ironizowałam.
- Mała, nie gniewaj się - pocałował mnie i zniknął.
  A na jego miejsce wepchnęła się Olivia. Siostra jeszcze nie spała, czego nietrudno było się domyślić, ale dlaczego przyszła do mnie?
- Jak się czujesz? - spytała.
- Dobrze, czemu się pytasz?
- Bo niedawno nie żyłaś.
- Skąd wiesz? - Rodzice podobno jej nic nie powiedzieli.
- Bo to dziwne urządzenie przestało pikać, a zaczęło piszczeć i wynieśli mnie z sali.
- Tak, była taka chwila, lecz już jest dobrze - westchnęłam. - Nareszcie jest dobrze.
  Zaprowadziłam ją do jej sypialni i na palcach wróciłam do swojego pokoju. Przekręciłam klucz w drzwiach, a tymczasem chłopak wyszedł z kryjówki, którą okazała się być moja szafa. Stanął blisko mnie i szepnął do ucha:
- Ubierz w końcu tą koszulkę, bo jesteś taka piękna, że aż mnie razi.
- To może ty zdejmij swoją?
  I nie czekając na pozwolenie, zrobiłam to. Dopiero wtedy poczułam, że się rozkręcam, a on widocznie nie miał nic przeciwko; po chwili nie miałam już spodenek.
- Czy to specjalnie dla mnie założyłaś taką pociągającą bieliznę?
- Pewnie, że nie - skłamałam. - Noszę taką codziennie.
  Jego też zaraz pozbawiłam spodni.
- Nie jest ci zimno? - zapytał.
- Ty mnie rozgrzewasz - odparłam.
- Raczej schładzam.
  A teraz kolejna część przedstawienia - zdjąć bieliznę czy nie? Jak już powiedziałam, to trochę za wcześnie, ale być może nigdy więcej nie nadarzy się taka okazja? On też stał tylko na bokserkach, całkowicie we mnie wplątany. Nie rozmawialiśmy nigdy na temat "kiedy". Mimo że byłam chora - według niektórych poważnie - miałam gigantyczne zapasy energii. Całując mnie, jego dłonie powoli i niepewnie wędrowały w górę moich pleców. Drzwi zamknęłam na pewno. Chyba.
- Jeżeli nie chcesz, mogę przestać.
  Nie wiem po co sie pytał, bo wiedziałam, że wyczuł moje wahanie. Sama w sumie nie wiedziałam czy chcę, czy nie. To znaczy chciałam, ale...
- Nie, jest ekstra. - Wiernie poddałam się tej myśli.
  To co stało się w następnym momencie, zaliczam do tak zwanych "chwilowych zawałów". Przez okno wskoczył Edward. Mało nie pisnęłam z zażenowania i wstydu. Biegiem schowałam się pod kołdrę, a Jasper stał w samych bokserkach, jakby go sparaliżowało.
- Jasper, czy ty jesteś nienormalny?! Chcesz ją zabić?! Ona jest słaba, ale nawet gdyby była zdrowa, zabiłbyś ją! Chcesz tego?!
  Nie krzyczał, lecz z zaciętą wściekłością szeptem wypowiadał każde słowo.
- Jak...
- Twoje myśli, jak i jej, słychać, jakbyście krzyczeli.
  Wolałam nie wiedzieć co Edward słyszał.
- Dziwię się, że nie ma tu jeszcze Alexa!
- Ale to nie jego wina - próbowałam go przekonać. - To ja chciałam... Ja zaczęłam...
- Ale on nie zrobił nic, żeby cię powstrzymać.
  Nawet nie zauważyliśmy kiedy Jasper zebrał swoje rzeczy i ubrał się. Jego mina nie wyrażała żadnego żalu albo skruchy.
- Jasper, idziemy - powiedział Edward.
  Lecz jego już nie było. Zmył się, zanim jego brat zdążył mu to powiedzieć.
- Widzisz jak cię kocha. Do takich rzeczy pcha się pierwszy, a jak ma zrobić coś poza tą codzienność, to go nie ma. Współczuję ci, Sophia.
  Odszedł także.
  Jego słowa bardzo mnie zabolały. "Codzienność"? Jasper mnie okłamał. Niby miał tylko jedną dziewczynę, a tak naprawdę zalicza każdą laskę po kolei. Ciekawe ile razy mnie zdradził. I jak mógłby mnie zabić? Czy to przez jego siłę?
  Położyłam się spać przekonana, że Jasper nie umie kochać.
                                                                               ***
  Nie pojawił się. Chodziło tu tylko o niego, bo Edwarda widziałam u Belli każdego dnia.
  Koncepcję na temat tego gdzie jest, z kim i co robi, wyrobiłam sobie w tamtą pamiętną noc. Czy byłam zła? Trochę tak, ale mogłam się tego spodziewać. To przecież wampir. Wampiry są piękne. To chyba jasne, że związek ze mną musiał być wymuszony? Nie byłam ładna. Jedyne co mi się w sobie podobało, to szare oczy. Ale nie ujmę nimi dwustu sześćdziesięcioletniego chłopaka, który widział ładniejsze.
  W szkole też nie miałam lekko. Gdy pierwszego dnia weszłam do klasy spóźniona pięć minut powitały mnie zdziwione spojrzenia i przyciszone szepty. Poszłam na swoje stałe miejsce na którym siedziałam razem z Embrym. Pan Banner zerknął na mnie, jakby to nie było nic nowego, że umarła niedawno uczennica przychodzi sobie na zajęcia. Ja oczywiście się z tego cieszyłam; przynajmniej ktoś pomagał mi wrócić do normalności.
  Podejrzewałam, że nie będzie łatwo. Na stołówce poszłam na swoje stare miejsce. Bez Jaspera sądziłam, że nie mogę siadać przy ich stoliku, chociaż kilka razy któryś z jego rodziny mi to proponował. Carlisle przyjeżdżał do mojego domu codziennie, co uważałam za stratę czasu i jego i mojego. Pierwszego dnia rano odbyłam wielką awanturę o to, że ze względu na betonowy kolor skóry nigdzie nie pójdę, bo wystraszę ludzi. Zgodziłam się pod warunkiem, że zostanę sama, tłumacząc, że chcę odpocząć. Kiedy obydwoje odjechali, tata wraz z siostrą, wymknęłam się z domu, lecz nie pojechałam samochodem.
  Po szkole, która wydawała się stacją nadającą plotki na mój temat, poszłam w pewne dawno zapomniane przeze mnie miejsce, które powinnam odwiedzić zaraz po powrocie z kostnicy. Poszłam do La Push, a dokładniej do państwa Call. Nie wiedziałam co mogę powiedzieć rodzicom, którzy stracili dwójkę dzieci. Obyło się jednak bez żadnych ceregieli. Weszłam, jak zawsze witana bardzo ciepło, jakby tragedia dotyczyła kogoś innego. Porozmawialiśmy, a z panią Call wspominając, płakałyśmy bez umiaru i zanim się obejrzałam, musiałam wracać do domu, inaczej wróciłby przede mną tata i odkrył, że uciekłam.
  I tak minęły mi try tygodnie. Szkoła zaczęła się do mnie przyzwyczajać, a Jasper nie pojawił się ani razu. Czy to powód do płaczu? Nie, dam radę. Jestem silna.
  Lecz mojego doła zobaczyła w końcu mama. Siedziałam w kuchni po kolacji, trzymając w ręce pełen kubek herbaty. Wpatrywałam się w krzesło na którym siedział niecały miesiąc wcześniej.
- Co ci jest? - zapytała.
  Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie jest Jasper? Dawno go tu nie widziałam.
  Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Pokłóciliście się?
- Nie - zareagowałam. - Musiał wyjechać w celach zdrowotnych. Ostatnio na coś zachorował.
  Czemu ja go usprawiedliwiałam?! To on powinien to zrobić, nie ja!
  Westchnęłam i poszłam do pokoju. W ciemności podeszłam do toaletki, sięgając z niej szczotkę. Usiadłam i pojedyncza łza wydostała się na wolność.
  Coś mignęło mi przed oczami. Widziałam takie sceny w wielu horrorach i nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Wstałam, trzymając szczotkę w pogotowiu. Na widok niespodziewanego gościa znieruchomiałam. Stał przy drzwiach. Stał i patrzył się na mnie. W świetle latarni zobaczyłam, że nie ze złością, tylko z czułością.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Wróciłem do ciebie.
  Co za bezczelny człowiek. Coś czułam, że szykuje się cicha kłótnia.
- Ile dziewczyn po drodze zaliczyłeś?
- O czym ty mówisz?
  Podszedł, ale bardzo wolno. Nie miałam ochoty na żaden stosunek z nim.
- Edward mi wszystko powiedział.
- Posłuchałaś Edwarda? Cokolwiek powie to kłamstwo.
- Masz to gdzieś na piśmie? - kpiłam.
- Czy ty naprawdę sądzisz, że zostawiłbym cię tak bez słowa wyjaśnienia? Musiałem przemyśleć sobie kilka spraw. Ale jednej kwestii Edward nie wymyślił. Mogłem cię zabić. Musiałem odejść, ostudzić mój zapał na ciebie. Pogadaj z Bellą. Ona też bardzo kocha Edwarda, lecz on był na tyle poinformowany, że wiedział co się mogło stać. Zapewniam cię, że jeśli byłbym zwykłym człowiekiem, nic by mnie przed tym nie powstrzymywało. Przysięgam, nie znałem konsekwencji mojego działania. I proszę cię o jedno: wróć do mnie.
  Czułam się skonfundowana. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wyznał mi wszystko. Wyjaśnił, przeprosił, poprosił...
- A co z tymi innymi dziewczynami?
- Nigdy nie było innych dziewczyn. Byłaś, jesteś i mam nadzieję, że będziesz tylko ty. Nikt się dla mnie bardziej nie liczy. Wiem, że jest ci trudno mi zaufać po tym wszystkim co ci zrobiłem, ale będę się starał. Proszę, wróć.
  Nieświadomie podeszłam do niego. Liczę się tylko ja? Słodkie, ale czy prawdziwe?
- Nie, to ty wróć do mnie.
  Mimo że mówił przed chwilą o niebezpieczeństwach i przeciwnościach losu, pocałowałam go. Brakowało mi tego. Chyba się uzależniłam. On ostrożnie odwzajemnił pocałunek. Jego ręka powędrowała mi za koszulkę, ale na tym poprzestała. Gdyby nie Edward... Mógł poczekać dwadzieścia minut. A teraz? Już nie ma na to szansy.
- Przepraszam - szepnął.
- Kocham cię.
  Byłam strasznie zmęczona. Po jedynej rzeczy w tamtym dniu położyłam się na łóżku obok Jaspera, w połowie przekonana, że jednak może być dobrze.
  Minął tydzień odkąd pogodziłam się z chłopakiem, a tu już kolejna propozycja nie do odrzucenia.
  We wtorek, po wspólnej lekcji chemii, podeszła do nas Alice z Bellą, a za nimi Alex i Edward. Jasper uśmiechnął się lekko. Już wiedział o co chodzi, lecz mnie o tym nie powiedział. Jednak skoro cała piątka miała dobre humory, nie powinno być tak źle, prawda?
  Alice zerknęła niepewnie na mojego chłopaka, a ten skinął głową i złapał mnie za rękę, nadal się nie odzywając.
- Masz jakąś ładną sukienkę? - zapytała Alice.
  Zaraz pomyślałam o fioletowej, ale wiązały się z nią przykre wspomnienia, więc odrzuciłam ją na poczekaniu. Na końcu szafy wisiała jeszcze jedna, którą byłam zmuszona założyć na ślub kuzynki. Też fioletowa, ale kompletnie inny krój. A tak w ogóle...
- Po co?
  Alice wykrzyknęła:
- Bella obchodzi urodziny i jesteś zaproszona!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 33

I... Powróciłam!!! Z nowym rozdziałem! Który, swoją drogą, jest tak nudny, że aż mi się nie chciało sprawdzać błędów... Znów dużo dialogów, ale to normalne, trochę więcej opisów niż zamierzałam i bez żadnej konkretnej akcji. Ja tam chcę już pisać drugą część <foch> Ale już niedługo... Czytanko... :D
___________________
  Wysiadłam więc z samochodu w akompaniamencie okrzyków niedowierzania i radości. Podbiegłam do rodziców i przytuliłam każdego z osobna. Widać było, że nie mogli się mną nacieszyć. Zawołali Olivię. Mała przyleciała, na poczekaniu całując w oba policzki i chcąc, bym ją wzięła na ręce. Zrobiłam to, lecz zaraz się zachwiałam. Jasper z tatą złapali mnie za obydwa ramiona, a ja i tak cieszyłam się jak głupia. Jak ja mogłam chcieć ich opuścić?
  Weszliśmy do salonu po jakichś dziesięciu minutach i mężczyźni od razu zaprowadzili mnie na kanapę. Mama poleciała do kuchni, tata krążył po pokoju, kręcąc głową, a Olivia go naśladowała. W chwili, kiedy mama przyniosła tacę obładowaną kanapkami i dla każdego kubek herbaty, zadzwonił dzwonek u drzwi. Tata poszedł otworzyć, a Jasper spojrzał na mamę niepewnym wzrokiem.
- Dzień dobry, Tom - usłyszałam głos Carlisle'a, zwracający się do taty.
- Dzień dobry, Carlisle.
  Od kiedy oni byli ze sobą po imieniu?
  Poczułam w głowie charakterystyczny szmer i już wiedziałam, że przyjechał nie tylko lekarz.
  Rzeczywiście. Usłyszałam zaraz inne głosy, a po chwili wszyscy wylęgli do salonu. "Młodsi" Cullenowie podbiegli do mnie, ściskając i klepiąc po plecach, oczywiście uważając, bym znów nie połamała kości. Mama i tata nie wykazali żadnych oznak niechęci, a siostra skakała wokół nas bardzo podekscytowana. Atmosfera nie była uciążliwa. Co prawda, wampiry zmyły się już kilkadziesiąt minut po tym, jak Carlisle dokładnie mnie obejrzał. Wychodząc, Jasper szepnął mi na ucho:
- Kocham cię.
  Szkoda, że tylko tyle. No cóż...
  Gdy tylko tata zamknął za nimi drzwi, mama zapytała:
- Czyli znów jesteś z Jasperem?
- Mamo, wszystko to, co napisałam w tym liście było kłamstwem, o czym sami się już dowiedzieliście. Jasper mnie nie zdradził, a uciekłam, bo Nicol i Embry... No, nie żyją...
  Pojedyncza łza wypłynęła z mojego prawego oka. Olivia podeszła i się do mnie przytuliła. Spojrzałam na zegarek.
- Jestem zmęczona. Idę spać.
  Ale to był tylko pretekst. Z pewnością zadawaliby mi niewygodne pytania.
- Zjedz coś chociaż.
- Nie jestem głodna.
  Weszłam szybko do pokoju, zdejmując sukienkę. Nie lubiłam tego typu kreacji. Zmyłam makijaż, który nałożył mi ten ktoś, kto przygotowywał mnie do MOJEGO pogrzebu i wyczesawszy włosy, poszłam wziąć długi, gorący prysznic. Wiedziałam, że nigdy nie przyzwyczaję się do swojej bezbarwnej skóry. Może mogłoby się to zmienić...?
  Wychodząc spod prysznica, zauważyłam, że mój mózg zapomniał mi przypomnieć o takiej ważnej rzeczy jakimi są piżamy. Och... Mózgu.
  Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i pobiegłam z powrotem do pokoju. Wyjęłam z szafki moje ulubione piżamy.
- Ale ty jesteś piękna.
  Podskoczyłam ze strachu. Nie zobaczyłam go wchodząc do sypialni, bo stwierdziłam, że światło mi nie potrzebne. W mgnieniu oka znalazł się obok i przytulił. Serce waliło mi jak oszalałe. Na sobie miałam jedynie cienki ręcznik...
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.
- Wiem, Jasper.
  Odwróciłam się w jego stronę. Było ciemno, lecz widziałam, że jego oczy zmieniły barwę na czarną.
- Jesteś głodny. Dlaczego nie byłeś na polowaniu?
- Musiałem cię pilnować do końca.
- Bo myślałeś, że pewnego dnia obudzę się i wyskoczę na środek ulicy zachowując się jak nienormalna?
  Zaśmiał się.
- No, coś w tym stylu.
- Przepraszam cię, ale muszę iść się ubrać, bo jeżeli nie zauważyłeś, mam na sobie jedynie ręcznik.
- Czy to konieczne?
- Człowieku, znamy się dopiero trzy tygodnie, nie uważasz, że to trochę za wcześnie?
  Mówiąc to, kierowałam się w stronę drzwi. Kiedy on stanął jak wryty, wybiegłam do łazienki, dokładnie zamykając drzwi. Ubrałam się jak najszybciej umiałam, przeklinając się w duchu, że wzięłam akurat taką piżamę. Nie wzbudzając podejrzeń, wróciłam do pokoju i nie zważając na siedzącego na parapecie Jaspera, chwyciłam szczotkę i ponownie zaczęłam wyczesywać, tym razem mokre, włosy.
- Dwieście sześćdziesiąt lat to dużo, prawda? - szepnęłam ni stąd ni zowąd.
- Czemu pytasz? - zapytał podejrzliwie.
- Jesteś Jasperem - nad wyraz przystojnym wampirem...
  Podszedł i wyjął mi z ręki szczotkę, wyręczając mnie w tym, jakże ciężkim i trudnym, zadaniu.
- Do czego zmierzasz?
- Ile było przede mną? - spytałam wprost.
- Co? Kogo? - Udawał głupka, czy naprawdę nie wiedział o czym mówię?
- Ile było przede mną dziewczyn? - sprecyzowałam.
- Hm... A co? Jesteś zazdrosna? - naśmiewał się.
- A to zależy - odcięłam.
  Przez chwilę milczał. Miałam dziwne wrażenie, że właśnie teraz myśli o wszystkich swoich poprzednich dziewczynach, a że cisza trwała coraz dłużej, domyślałam się, że było ich całkiem sporo. Zauważyłam też w jego ruchach więcej powolności i jakby zadumy. Kiedy się odezwał, jego głos lekko drżał:
- Skoro cię to interesuje... Była tylko jedna.
  Ze zdumienia odwróciłam się gwałtownie w jego kierunku. Zapytałam z powątpiewaniem:
- A tak naprawdę?
  Uniósł brwi.
- Jedna. Dziwi cię to?
- Oczywiście. Masz dwieście sześćdziesiąt lat i przede mną była tylko jedna dziewczyna? Dlaczego? Żadna na ciebie nie zasługiwała?
- Żadna nie była tak idealna, jak ty.
  W tamtej chwili naprawdę cieszyłam się, że nie zapaliłam światła. Dzięki temu nie zauważył, że się zarumieniłam.
- Oprócz tej pierwszej - zaoponowałam.
- To było bardziej ślepe zauroczenie. Nie wiedziałem co robię. Byłem jej wdzięczny, że się mną zaopiekowała, bo to ona zamieniła mnie w wampira. A u ciebie? Ilu było przede mną?
  Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Około pięciu.
- To chyba szybciej ja powinienem być zazdrosny. Jesteś łowczynią męskich serc. I szczęśliwy - lub nie - traf sprawił, że właśnie upolowałaś mnie. Powinienem czuć się wyróżniony.
- Tak, Jasper. Też cię kocham.
  Wow. Po raz pierwszy powiedziałam to na głos. Półżartem, ale przecież go w tej sprawie nie okłamałam!
  Wstałam, całując go najlepiej jak umiałam. Nie robiłam tego od czasu, kiedy postanowiłam się zabić. To zawsze było cudowne. Szczotka, którą trzymał w ręku, z głuchym łoskotem spadła na podłogę, a mi serce stanęło. Nasłuchiwałam chwilę, korzystając z chwili, by wziąć oddech. Nikt jednak nie nadchodził.
- Chodź do mnie, pragnę cię jak niczego na świecie - szepnął.
  Mocne wyznanie. Poskutkowało. Wróciłam do przerwanej czynności z wielką przyjemnością. Chłopak miał na sobie wystawną marynarkę i błękitną koszulę. Marynarkę zdjęłam mu od razu, rzucając na biurko. Następnie zaczęłam odpina mu koszulę. Cieszyłam się, że byłam na tyle pomysłowa, żeby pod piżamę założyć bieliznę, co prawda, nieco kontrowersyjną, bo kupiła mi ją jakaś dziwna ciocia, ale zawsze jest. Oczywiście w moim ulubionym kolorze - fioletowym. Całe szczęście, że ją miałam; podczas, gdy jego koszula wylądowała za łóżkiem, chłopak zaczął zdejmować mi koszulkę. I nie czekając na pozwolenie przystąpił do pozbawiania mnie spodenek. Trochę się zlękłam. Żeby jednak nic nie zauważył, rzekłam:
- Niedługo zacznę się ciebie bać.
- Ale to ty tak na mnie działasz.
  Usłyszałam jakiś dźwięk zza drzwi. Jasper nie zwrócił na to uwagi, był zbyt zajęty mną.
- Cholera, mamy gościa - wymamrotałam z ustami na jego ustach.
  Nim się obejrzałam, jego marynarka zniknęła, tak jak i on. Błyskawicznie wskoczyłam do łóżka, zbierając po drodze koszulkę i chowając ją pod kołdrę. Chciałam się położyć na poduszkę, lecz zrobiło mi się niedobrze, udałam więc zaspaną. Mama wychyliła głowę zza drzwi.
- Śpisz już?
  A ja nie wytrzymałam. Zebrało mi się na pawia. Wyskoczyłam z łóżka, nie patrząc na to, że brakuje mi niektórych części garderoby. Dobiegłam do łazienki, a mama za mną, wznosząc krzyk na cały dom. To było straszne. Na tego typu chorobę byłam chora dopiero trzeci raz.
  Po skończeniu, porządnie wyszczotkowałam zęby.
- Grypa żołądkowa - mruknęłam.
- Raczej anoreksja. Gdzie zgubiłaś koszulkę?
- Strasznie mi gorąco - mówiąc to, stwierdziłam, że rzeczywiście mi gorąco. Masakrycznie gorąco. - Duszę się. Zrób mi zimny okład. Ugotuję się!
  Padłam na podłogę, dysząc jak parowóz. Nie mogłam złapać oddechu.
- Tom, dzwoń po karetkę! - krzyknęła mama.
- Nie, nie trzeba. Dam radę.
  Na potwierdzenie wstałam i ciężkim krokiem powędrowałam do pokoju. Lecz w połowie drogi musiałam się wrócić, bo znów dopadły mnie mdłości.
- Nie wstanę - oznajmiłam, kładąc się na chodnik przy umywalce.
- Powinnaś coś zjeść! - wrzasnęła moja rodzicielka.
  Tata zgarnął po drodze Olivię, którą obudziła mama i zadzwonił po lekarza. Chwilę potem rozległ się pisk opon na podjeździe i dzwonienie do drzwi. Siostra otworzyła, a tata przyprowadził doktora Cullena. Na dowód, że sobie bez niego poradzę, poszłam do kuchni napić się wody. Opierając się o blat, ponownie usłyszałam dzwonek, a następnie głos Jasper:
- Co się stało?
- Nic się nie stało, źle się czuję - odpowiedziałam.
  Efektem tego było szybkie przybycie chłopaka i jego ojca, a na końcu moich rodziców. Dopiero wtedy poczułam się nieco skrępowana tym, że nie mam na sobie koszulki. Jasper podszedł do mnie.
- Czy to moja wina? - zapytał tak cicho, że połowy musiałam się domyślić.
- Nie - pokręciłam głową.
- Sophio, chodź do salonu. Jasper, zostań tutaj.
  Chłopak zacisnął zęby, ale posłuchał.
  Przeszłam do wskazanego pomieszczenia, a Carlisle poprosił o chwilę prywatności, którą naturalnie dostał. Był trochę rozeźlony.
- Dziewczyno, musisz jeść! Niedługo miną dwa tygodnie! Przeżyłaś śmierć kliniczną i jeszcze się marnujesz! Wiesz co się stanie, jeśli umrzesz?! Pomyśl o swoich rodzicach, siostrze, a jeżeli to do ciebie nie przemawia, to o Jasperze! Oni już to przeżywali! Chcesz, żeby to się powtórzyło?!
- To chyba oczywiste, że tego nie chcę.
- Ale robisz wszystko, by tak się stało!
  Po tym wybiegłam z salonu, oczywiście do łazienki. Kiedy wróciłam, zgromadzenie stało w pokoju i przyglądało mi się z uwagą.
- Musisz coś zjeść - powtórzył doktor, tym razem ze spokojem.
- A jeśli tego nie zrobię?
- Zmusimy cię do tego, ale już w szpitalu.
  Ze złości walnęłam pięścią w ścianę. Poszłam z powrotem do kuchni i otworzyłam drzwiczki lodówki. Pełna taca nietkniętych kanapek stała na górnej półce. Wzięłam ją i przeniosłam na stół. Pięć par oczu zwróciło się w moją stronę.
- Nie umiem jeść, kiedy wszyscy się na mnie patrzą - warknęłam.
- Tom, Lucy, chodźcie ze mną - szepnął Carlisle.
- Olivia, idź spać. Jutro idziesz do szkoły.
  Mała posłuchała, choć z niechęcią i zniknęła za drzwiami, tak jak dorośli.
- Cokolwiek ci powiedział Carlisle, nie słuchaj go - rzekł Jasper, gdy tylko zostaliśmy sami.
- Ale tym razem miał rację - mruknęłam, biorąc kanapkę w dłoń i przypatrzyłam się jej krytycznie.
  Gdybym nie była zajęta WAŻNYMI sprawami, zapewne zauważyłabym, jak bardzo jestem głodna. Na poczekaniu wchłonęłam pięć kanapek i kubek zimnej już herbaty, którą wcześniej zrobiła mama. Jasper dopiekał mi ze złośliwym uśmiechem, robiąc mi kolejne porcje. Po piętnastej byłam już kompletnie najedzona. I napita. I lepiej się czułam. Weszłam do salonu i ujrzałam rodziców i Cullena, rozmawiających przyciszonymi głosami. Widząc najpierw mnie, potem swojego syna, lekarz oznajmił:
- Jasper, idziemy.
  Chłopak, jak i jego ojciec, uścisnęli ręce mamie i tacie i wyszli z domu.
- Zaraz przyjdę - szepnął mi chłopak do ucha.
- Dam ci coś na gorączkę - rzekła mama, wchodząc do kuchni. - Matko, taka rzecz w środku nocy! I kto ma jutro tu z tobą zostać?!
  Udławiłam się sokiem, który właśnie piłam.
- Ja IDĘ jutro do szkoły.
- Ja z nią zostanę - oznajmił tata, jakby w ogóle mnie nie usłyszał.
- Ja idę jutro do szkoły! - podniosłam głos.
- W takim stanie? - zapytała mama. - I co im wszystkim powiesz? Przecież każdy myśli, że... No wiesz...
- Właśnie! W szkole nie było mnie dwa tygodnie! Nie uważasz, że to trochę długo?! Idę jutro do szkoły i już!
  Gdybym była młodsza, zapewne tupnęłabym nogą, ale okręciłam się tylko na pięcie i weszłam po schodach do swojego pokoju, wpadając prosto w objęcia Jasper.

sobota, 3 sierpnia 2013

Ogłoszenie

Które to już ogłoszenie? Trzecie? A ja miałam nadzieję na spokojne wakacje z kubkiem gorącego kakałka, ciasteczkami i laptopem na kolanach, siedząc na worku i śmiejąc się, rozmawiając z przyjaciółką przez telefon... Ale nie narzekajmy! Połowa z tego się zdarzyła. Szczególnie te rozmowy... Przy okazji Cię pozdrawiam, Jenno <3 (mimo że wcale nie czytasz bloga :D). Nie macie pojęcia o czym mówię, prawda? Znów wyjeżdżam. Tym razem na drugi koniec Polski, w góry. Będę zdobywać szczyty :P Trzymajcie za mnie kciuki... Wracam 10 lipca, więc rozdział pojawi się 11-12. Coś koło tego. Jako takich dalszych planów na wakacje już nie mam. Tak samo nie wiedziałam, że gdziekolwiek wyjeżdżam... Dowiedziałam się po zakończeniu roku szkolnego. Więc postaram się później dodawać rozdziały regularnie, jak się uda to może dwa razy w tygodniu, szczególnie kiedy zacznę drugą część *.* Już się nie mogę jej doczekać. Jeżeli podobała się Wam ta część, druga... Druga też się Wam spodoba. Jest o wiele więcej akcji, ale ciiiii... Don't worry, wszystkiego się dowiecie :D A teraz pytanie do Was... Jak minęła Wam pierwsza połowa wakacji? Albo jak zapowiada się druga? Ja się tak pięknie rozpisałam, pierwszy raz mi się zdarzyło, więc czekam teraz na Wasze komentarze (w którym obowiązkowo mają występować uśmiechnięte emotikony :D) i koniecznie Was pozdrawiam. Bez Was ten blog nie miałby sensu. Normalnie Was kocham <333