Jak zapewniła mnie mama, dowiedziałam się na miejscu. Weszłam do domu i od progu powitała mnie Olivia, krzycząc wniebogłosy:
- Sophia! Przyjechał twój chłopak! Jasper Cullen! Czeka na ciebie!
O mój Boże! To z tego powodu mama była taka zadowolona? Że przyjechał Jasper?
Pokręciłam głową, jakby przecząc słowom siostry.
Mama szepnęła ostentacyjnie:
- Jest w salonie. Wydaje się być całkiem w porządku.
- Mamo - jęknęłam. - Nie mów, że go przesłuchiwałaś.
- Oj, tam - machnęła ręką.
Weszłam niechętnie do salonu. Istotnie, siedział na kanapie w pozie tak anielskiej, że nie zdziwiłam się wcale zadowoleniu mamy. Sama wpatrywałam się w niego jak urzeczona. Przywodził on na myśl greckiego boga Apolla. Jego włosy opadające na umięśnione ramiona i wyjątkowo czarne, głodne krwi oczy.
Głos mamy sprowadził mnie brutalnie na ziemię:
- Co wam zrobić do picia? Olivia - zwróciła się do siostry - idź na górę, zostawmy ich samych.
Słysząc to, obróciłam gwałtownie głowę w jej stronę, aż coś strzeliło mi w karku. Zapewne nie zauważyła mojego błagalnego spojrzenia, by mnie z nim samą nie zostawiała, bo wciąż wlepiała w niego wzrok. Hej! To ja powinnam być na jej miejscu! Jeszcze dojdzie do tego, że moja MAMA się w nim zakocha! Porażka!
Chcąc zapobiec tej sytuacji, szybko odpowiedziała:
- Nie mamo, nie trzeba. My pójdziemy na górę. Nic nam nie rób.
Kątem oka dostrzegłam wdzięczność, która namalowała się na twarzy Jaspera. Ciekawiło mnie, jak ukrywa się Edward ze swoją ''dietą''. Nie zrobiłam tego bynajmniej dla Jaspera. Przynajmniej tak myślałam.
Ruszyłam w kierunku schodów czując, że idzie za mną. Na szczęście mama widocznie nie miała nic przeciwko; nie odezwała sie ani słowem, podobnie jak Olivia.
Weszłam do pokoju i po chwili usłyszałam, jak zamykają się drzwi.
Stanęłam przy oknie. Jesień i jej urok. Liście spadające z drzew, nieustanny deszcz, uderzający o szybę, to wszystko sprawiało, że w końcu czułam się jak w domu. Jednak ten dom od niedawna stał się miejscem bardzo niebezpiecznym.
Nagle ON znalazł się za blisko. Stanął za mną i położył dłoń na moim ramieniu. Widocznie bał się zrobić cokolwiek innego, natomiast moje ciało po raz pierwszy zareagowało tak, jak zareagowało. Chciałam więcej. Odwróciłam się w jego stronę. Jak zawsze idealny: rysy wygładzone, jedynie czoło zmarszczone przez wzgląd na moją reakcję. Doskonale wiedział co czuje, a i ja byłam tego świadoma. Oczywiście lekkie zażenowanie z domieszką poniesienia, wywołanego przez jego dotyk. Zarzuciłam mu ręce na szyję i spojrzałam głęboko w oczy. On, widząc do czego NIBY zmierzam, przestał marszczyć czoło, tylko uśmiechnął się i szeptem zapytał:
- Czyli to znaczy tak?
Nie odpowiedziałam, ale moje milczenie uznał za potwierdzenie. Dobrze grałam; nadal nie zdawał sobie sprawy, jaka będę za chwilę. Jakkolwiek doskonale odczytał moje milczenie, nie zamierzałam mu dawać żadnych sygnałów. Wiem, zachowałam się, jak świnia, wykorzystując jego niezrozumiałe uczucie do mnie. Taka już niestety byłam i jeżeli on naprawdę chciał ze mną być, musiał się na to przygotować.
Wracając do jego pytania i mojej milczącej odpowiedzi: powziął to jako pozwolenie. Widziałam nadal w jego oczach głód, którego nie mógł przyćmić pocałunek. Tu już nie chodziło o to, że się go bałam, a jednocześnie go chciałam, ale, co najważniejsze, musiałam się dowiedzieć po co tu przyjechał. Patrząc na to, jak się nade mną pochyla, oczekując odwzajemnienia, nie mogłam sobie wybaczyć tego, co zrobiłam w następnej chwili. Moje ręce wylądowały na jego zimnej klatce piersiowej, chcąc go chamsko odepchnąć. Udało mi się osiągnąć tylko tyle, że zobaczył co zamierzam i niechętnie się odsunął. Widać nie spodziewał się takiej odpowiedzi z mojej strony. To było okropne. Jego mina kolejny raz wyrażała ból, którego nie znosiłam na jego twarzy, ale dzielnie zapytałam:
- Czemu tu przyjechałeś?
Westchnął tak żałośnie, że mi się go zrobiło żal. Ale dopóki nie odpowie na moje pytania, nie mogłam odpuścić.
- Cóż, powiedzmy tak... - zaczął. - Alice miała wizję, dotyczącą ciebie.
- Mogłam sie tego spodziewać - mruknęłam.
Już na początku domyślałam się, że nie przyjechał tu tylko po to, by mnie zobaczyć.
- Ależ oczywiście, że przyjechałem tu tylko po to, by się z tobą zobaczyć - powiedział.
No tak, uczucie.
- A jedynym minusem naszego spotkania jest temat, którego nie chciałbym poruszać, ale muszę. Chodzi o to, co stało się w La Push.
- Więc na tym polegała wizja Alice? Co dokładnie widziała?
- Nic poza tym co ty. Przykro mi, że nie zdołałem cię uprzedzić, ale nie wolno mi przekraczać granicy.
Zrobił skruszoną minę.
O co chodzi?! On myśli, że jestem słaba psychicznie, czy co?!
- Nic się nie stało - odburknęłam. - W końcu to nic nadzwyczajnego zobaczyć przyjaciół, zamieniających się w WILKOŁAKI!
- Hej, mała! Nie złość się.
Kolejny raz. Jaka ''mała''? Jestem od niego niższa o zaledwie trzy centymetry! Chyba, że nie chodziło o mój wzrost...
- Od jak dawna oni są... Tym kim są?
- Musimy wziąć pod uwagę, że to nie zaczęło się od nich oraz o ich niewinności i o braku wyboru w tej sprawie. Zaczęło się od Sama - najwyższego i najstarszego w całej watasze. Prawdopodobnie go widziałaś.
A jakże! Przecież to on bił się z Jackobem!
- Dzieje się tak - kontynuował - gdy jakiś wampir wejdzie na teren zajmowany przez jakiegoś osobnika, posiadającego gen wilkołaka. W tym przypadku tymi wampirami była moja rodzina i dlatego pojawiło się siedem nowych, nie widzianych od pół wieku wilkołaków.
Dotychczas słuchałam go z otwartą buzią, ale coś mi w tym przeszkodziło.
- Przecież ja widziałam ich blisko tuzin!
Skinął głową i odrzekł:
- Widziałaś dokładnie tuzin, ponieważ, jak sama kiedyś powiedziałaś, niedaleko Forks spotkałaś kolejne wampiry. Z tej przyczyny pojawiło się więcej wilkołaków, w tym również twoi przyjaciele. Mam nadzieję, że nie gniewasz się na nich, w końcu oni nie mogli o tym zadecydować.
Po tym co powiedział, byłam zła na siebie, że pozwoliłam sobie myśleć o nich, jak o wrogach.
Ze łzami piekącymi oczy, wykrztusiłam:
- Kiedy to się stało?
- W tym tygodniu, w którym... Hm... byłaś u nas.
Dopiero po chwili dostrzegł łzy. To była jedna z tych rzeczy, których wstydziłam się najbardziej. Podszedł do mnie szybko i wbrew mojej woli złapał mnie w pasie i posadził na łóżko. Moje łzy po mniej więcej minucie postanowiły skończyć swój żywot i zniknęły. Wstałam i znów powędrowałam do okna, a Jasper znów za mną. Tym razem, jeżeli zdarzy się taka sposobność, nie chciałam niczego zepsuć.
Jasper również chciał wykorzystać chwilę. Obrócił mnie do siebie i ponownie złapał w pasie. Nie opierałam się, patrząc na niego i wiedząc, że tym samym ułatwiam mu dostęp do swoich uczuć.
Jednak kolejna myśl przerwała ten decydujący moment.
- Ile ty masz lat? - zapytałam.
Lekko się zmieszał, ale najwyraźniej postanowił mi jako tako odpowiedzieć:
- Jestem od ciebie starszy o rok, mam osiemnaście lat.
Westchnęłam. Źle zapytałam.
- Od jak dawna masz osiemnaście lat? - sprecyzowałam.
Odsunął się, nie patrząc na mnie.
- Hm.. Jakby ci to powiedzieć...? Osiemnaście lat mam... Od 260 lat.
Zamarłam. Przede mną stał chłopak, na oko osiemnastoletni, a w rzeczywistości miał 260 lat! To nie było normalne!
- Ale jak to? Przecież musiałeś żyć podczas... Tak, podczas Wojny Secesyjnej!
Wow! To mi się podobało!
Jemu najwyraźniej nie. Zrobił smutną minę i odrzekł:
- Tak, żyłem podczas Wojny Secesyjnej.
- Opowiedz mi.
- Nie teraz.
- Czemu?
- Bo masz gości.
Rzeczywiście miałam. Usłyszałam dzwonek do drzwi i stukot stóp Olivii, gdy biegła otworzyć.
- Skąd wiedziałeś?
- Zalatuje od nich mokrym psem.
- Od nich?! - krzyknęłam. - To Nicol i Embry?!
Masz nowego czytelnika , super blog czekam z niecierpliwością n a nn :) pozdrawiam emmmem
OdpowiedzUsuńJa również będę tu często zaglądać . Ciekawy rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńhttp://noteverythingisperfect19.blogspot.com/ Historia o córce króla Wielkiej Brytanii
Nominowałam cię do The Versaitile Blogger - szczegóły na moim blogu: http://jane-volturi-niespodziewanie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNajbardziej zapamięrałam to zdziwienie na twarzy Jaspera kiedy Sophia odwróciła się do niego, taka mine pt. WTF?! Fajnie, że Embry i Nicole się znaleźli :-P Jenna
OdpowiedzUsuń