sobota, 9 marca 2013

Rozdział 12

  Nie odpowiedzieli mi. To Edward w końcu się nade mną zlitował i postanowił wyznać:
- Victoria zagraża życiu Belli. I to niestety przeze mnie. Rok temu zabiłem jej partnera, Jamesa. Victoria pragnie śmierci Belli, ponieważ chce się zemścić.
  Ze strachem  przeniosłam wzrok z chłopaka na dziewczynę. Chyba płakała. Skupiłam się z powrotem na dalszym wyznaniu Edwarda.
- Sądzimy, że Victoria... - spojrzał na Carlisle'a. Ten ledwo widocznie pokiwał zachęcająco głową. - Buduje swoją armię nowonarodzonych i chce wypowiedzieć nam wojnę.
  To było straszne. Wojna spowodowana śmiercią partnera? Kompletnie nie fair. W tamtej chwili z całego serca współczułam Belli.
- Ale co z nią? - spanikowana wskazałam palcem niekulturalnie na dziewczynę.
  Najwyraźniej środki już przestały działać. Miałam poniekąd nadzieję, że zaczną mnie uspokajać, lecz zrobili wręcz przeciwnie. Tym razem odpowiedział Alex:
- Zamierzamy przyjąć wyzwanie.
  Patrzyłam po ich twarzach z szeroko otwartymi oczami, chcąc usłyszeć wypowiedziane ze śmiechem: ''Prima Aprilis!''. Jak przewidywałam, prawda była taka okrutna, że nikt tak nie zrobił.
- Kiedy? - spytałam.
- Za tydzień - odpowiedział Jasper.
  Zwróciłam się do Belli:
- Zazdroszczę ci.
  Spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Osiem wampirów będzie się o ciebie biło. Niezłe pocieszenie, nie? - uśmiechnęłam się słabo.
  Co ja mówiłam?! Wampiry to zło! Zapamiętać!
  Carlisle wziął głęboki wdech, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Jasper zapytał:
- Co cię skłoniło do wyjazdu do Volterry?
  Zaprzeczyłam.
- Nie jechałam do Volterry, tylko do babci i dziadka. To było po tym, jak spotkałam Railey'a i Victorię. Chciałam na trochę uciec - zawahałam się. - W szczególności od was.
- Od nas? - zdziwiła sie Esme.
- Bałam się i nadal trochę boję, Według mnie to całkowicie uzasadnione. A miarka przebrała się w Seattle.
  Po chwili milczenia, gdy nikt się nie odezwał, zapytałam krótko i zwięźle:
- Dlaczego?
  Napotykając zdumione spojrzenia wszystkich członków rodziny Cullenów i oczywiście Belli, sprecyzowałam:
- Dlaczego, Emmett, mnie uratowałeś? Przecież na pewno nie byłabym pierwszą osobą, którą zabiliby Volturi.
  Nie wiedziałam czemu w pokoju nastąpiło takie poruszenie. Zaczęli coś niewyraźnie mruczeć pod nosami, chrząkać, gwizdać i nucić.
  Jasper rzekł:
- Już późno. Chodź, zawiozę cię.
  Wziął mnie znienacka za rękę i w normalnym tempie zaprowadził do drzwi, przy których stała moja torba, w którą spakowałam się na wyjazd. Wyprowadził mnie przez drzwi i dopiero wtedy zorientowałam się, że ich dom znajduje się w lesie. Gdzieś w oddali słyszałam szum rzeki.
  Jasper otworzył przede mną drzwi do jednego z najpiękniejszych samochodów, jakie widziałam. Miał kolor taki sam, jak mój: biały i lśniący. Zauważyłam znaczek Hondy, a z tyłu napis NSX.
  Niechętnie przyjęłam zaproszenie i wsiadłam.
  Myślałam, że on w wampirzym tempie zajmie miejsce od razu po zamknięciu moich drzwi. Co prawda usiadł, lecz kilka sekund później. W dłoni trzymał przedmiot małej wielkości. Podał mi go i powiedział:
- Byłoby szkoda, gdyby twoi rodzice zobaczyliby brak takiej komórki.
  Spaliłam buraka i odpowiedziałam:
- Dziękuję.
   Czułam się nieswojo, zanim Jasper zapalił silnik, ale kiedy w końcu to zrobił, moje samopoczucie zmieniło się na lepsze. Szum silnika. prędkość 180 km/h - tak, uwielbiałam to.
  Po chwili zmusiłam się, by zadać nękające mnie pytanie:
- Czemu zachowywaliście się tak dziwnie, gdy zapytałam dlaczego Emmett mnie uratował?
  Nie patrzył na mnie. Kiedy myślałam, że już nie odpowie, zaskoczył mnie. Jednakże mogłam się spodziewać, że nie powie nic na temat mojego życia.
- Już jesteśmy - oznajmił.
  Rzeczywiście byliśmy. I jakby na złość, zaparkował centralnie przed moim domem, tak, że każdy z mojej rodziny mógł nas widzieć.
  Nie wyganiał mnie z auta, lecz nie wyglądał też na kogoś, kto bardzo potrzebuje mojej obecności. Korzystając z sytuacji wypaliłam:
- Zapewne po to, żebyście sami mogli mnie zabić.
  Wyglądał, jakby dostał w twarz. I to mocno. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Uspokoił się długi moment potem i powiedział:
- Nigdy więcej tak nie mów i nie myśl. Niedługo do ciebie przyjdę.
  Tym zdaniem oznajmił mi, że mam sobie pójść. Usłuchałam, ale i tak wierzyłam w to, co powiedziałam chwilę temu.
  Odjeżdżając nawet się ze mną nie pożegnał. Co za dupek. I jeszcze to: ''niedługo do ciebie przyjdę''. Zatrzasnę mu wtedy drzwi przed nosem.
  Tak jak myślałam, przebywające w domu mama  z siostrą (taty na szczęście nie było) widziały Jaspera. I nie pomogłoby nic, nawet, gdybym powiedziała, że to Nicol albo Embry, pewnie też dlatego, że mama wiedziała, jakie samochody mają moi przyjaciele. Weszłam do domu i postanowiłam częściowo skłamać. Musiałam to zrobić.
  Od progu powitała mnie mama z pretensjonalną miną.
- Czemu przyjechałaś z chłopakiem, o którym nic nie wiem? - zapytała.
- Tu się z tobą nie zgodzę - odparłam. - To był syn doktora Cullena, więc coś o nim powinnaś wiedzieć.
  Szczęka jej opadła. Zapewne myślała, że żaden z Cullenów nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia.
  Natomiast siostra szepnęła podekscytowana:
- Umawiasz się z Cullenem!
  Spokojnie odpowiedziałam, mimo że gniew mógł się lada chwila ze mnie wydobyć:
- Nie umawiam się z nim, tylko odwiózł mnie z lotniska, bo przyjechał po siostrę.
  Mama była wyraźnie zaniepokojona moim spokojem; na co dzień taka nie byłam.
- Jeszcze jakieś pytania? Chcę iść do pokoju.
- Oczywiście, że tak. Co słychać u babci i dziadka?
- Wszystko w porządku. Jutro zdam ci relację z całego pobytu, dzisiaj jestem zmęczona.
  Nie czekając na odpowiedź, wbiegłam po schodach na górę i trzasnęłam drzwiami, wchodząc do pokoju.
  Wróciłam później, niż myślałam. Za oknem świecił już księżyc w pełni, chociaż zegarek wskazywał godzinę dwudziestą. W nagłym przypływie złości, nie zapalając światła, rzuciłam się na łóżko. Uderzałam pięściami poduszkę, która skutecznie tłumiła hałas. Poczułam, po raz kolejny, jak łzy spływały mi po policzkach. Super! Moja passa się skończyła. Otarłam je czym prędzej, ponieważ wiedziałam, że nie mam powodu do płaczu. Powinnam dziękować, że Emmett narażał własne życie, by mnie ratować. Tak właściwie, to czemu Emmett? U Cullenów odniosłam wrażenie, że to najbardziej Jasper się o mnie martwi.
  Zimna dłoń na moim ramieniu sprawiła, że gwałtownie zerwałam się na nogi. Przysięgam, moje drzwi były cały czas zamknięte; niemiłosiernie skrzypiały, więc zawsze słyszałam, jak ktoś wchodzi. A teraz nie. Może przez to, że biłam niewinne poduszki? Niestety w to wątpię.
  Instynktownie cofnęłam się do jedynej bezpiecznej drogi ucieczki - do drzwi. Nim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, usłyszałam głos:
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.

1 komentarz:

  1. No serio? Zostawiłaby telefon? Ja bym sie od razu zorientowała, że go nie mam... ale znając ckebie, to takie sytuacje są dość normalne <3 Jenna

    OdpowiedzUsuń