Lekcje, na których siedziałam z Nicol albo Embrym, bardzo mi się bez nich dłużyły. Na moje szczęście, Jasper postanowił nie zawracać sobie mną głowy i jak narazie dał mi spokój.
Po okropnie nudnych zajęciach, wsiadłam do samochodu, będąc uważnie obserwowana przez Cullenów. Na początek postanowiłam, że pojadę do biblioteki, w końcu długo nie tam nie było, ale stwierdziłam to w drodze do szkoły. Teraz to się zmieniło; miałam ochotę odwiedzić rodzeństwo.
Mieszkali oni w rezerwacie przyrody, La Push. Były tam strome klify, jak i również piaszczyste plaże. Ich drewniany, ale solidny domek jednorodzinny znajdował się w lesie, którymi rezerwat był zasypany. Często tutaj przyjeżdżałam.
Zajechałam na podjazd i wysiadłam. Mimo że zza firanki widziałam włączony telewizor, wydawało mi się, że nie ma tam żywego ducha. Żaden samochód nie stał na podjeździe, co oznaczało, że nawet państwa Call nie ma w domu. Mimo wszystko postanowiłam sprawdzić prawdziwość tej tezy. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Dzwonek nie działał już pewien czas.
Tak jak myślałam, nikt mi nie otworzył. Zrezygnowana, mając wolną chwilę, stwierdziłam, że mogę sobie pozwolić na krótki spacer na tyłach domu. Praktycznie zawsze, gdy tam przyjeżdżałam, chodziliśmy we trójkę pomiędzy starymi dębami i kojącymi zapachem świerkami. Las bez ustanku sprawiał, że czułam wewnętrzny spokój. Dawałam radę przemyśleć wszystko na spokojnie, nie martwiąc się ciągłym naciskiem ze strony innych. Marzyłam, by ten stan trwał wiecznie.
Czy rzeczywiście byłam narażona na niebezpieczeństwo ze strony Cullena? Był wampirem, czyli teoretycznie tak. A praktycznie? Można spróbować, ale gdyby nam się nie udało, co jest tak prawdopodobne, że nawet nie chcę o tym myśleć, odchodząc, zraniłabym jego uczucia. Jakie to niesprawiedliwe! Czemu musiałam wybierać między nim, a Embrym i Nicol? Swoją drogą, ciekawe co w takiej sytuacji zrobiłaby moja przyjaciółka. Muszę się tego dowiedzieć przy najbliższym spotkaniu, mam nadzieję, że już niedługo. Tydzień mnie nie było! Tylko tydzień! A następnego dnia oni mnie zawiedli i się nie pojawili. Nie powinnam mieć o to do nich pretensji. Może byli chorzy? Tak poważnie, że wymagali wizyty w szpitalu? Nie potrafiłam dopuścić tej myśli do świadomości, dlatego czym prędzej ją od siebie odgoniłam. Dzisiaj musiałam się skupić na strasznie nieprzyjemnej dla mnie sprawie.
Jedynym człowiekiem, także w to zamieszanym, była Bella. Jak sam Jasper powiedział, ona dowiedziała się prawdy w inny, łagodniejszy sposób. Czy byłaby odpowiednią osobą, która umiałaby odpowiedzieć na moje pytania? Chyba najważniejszym było to, czy, według mnie najgroźniejszy z Cullenów, naprawdę jest we mnie zakochany? Gdybym miała do dyspozycji Edwarda, jak Bella albo Alexa, jak Alice, nie stanowiłoby to dla mnie problemu. Jednak prawda, chociaż po części znana, mogłaby być nie do zniesienia. Chciałabym z nim być, ale już wspomniałam konsekwencje takiego wyboru...
Moje przemyślenia, tak częste w ostatnich czasach, że stały się codziennością, przerwały dziwne, nieznane mi odgłosy. Coś pomiędzy warczeniem, a śmiechem. Mogłam przysiąc, że nikogo nie widziałam. Nie potrafiłam z tego wszystkiego określić nawet swojego położenia. Znajdowałam się w lesie; wielkim, zielonym lesie, gdzie nie było żadnego punktu orientacyjnego.
Potem usłyszałam wycie. Wycie wilka.
Mój tata przyjaźni się z komendantem Swan, tatą Belli, a tata Belli mówił mojemu tacie coś o jakichś wilkach, które ostatnio pojawiły się w La Push. Podobno były ogromne, ale ile w tym prawdy? Nie mam pojęcia.
Schowałam się za drzewem, zdając sobie sprawę, jak nikłe mam w tej chwili szanse na przeżycie.
Zobaczyłam je. Na czterech łapach przewyższały wzrostem dorosłego człowieka. Ponad dwumetrowe, szczerzące kły wielkości palców u ręki, z czarnymi oczami i gęstym futrem. Gdyby stanęły na dwóch łapach, miałyby zapewne ze cztery metry wzrostu. Było ich conajmniej tuzin.
Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, tak, że mogłyby je usłyszeć, gdyby nie warczały. Po raz pierwszy mój strach stał się prawie namacalny. Nawet przy spotkaniu najgroźniejszych wampirów na świecie nie odczuwałam takiego zagrożenia. Ale mogłam się domyślić, że skoro są wampiry, to muszą być i wilkołaki, bo z tego co wiem, wilki trochę przypominają psy.
Nagle warczenie ustało, usłyszałam chwilowy świst powietrza i ludzki śmiechy. Wyjrzałam ostrożnie zza drzewa. Tam, gdzie chwilę temu stało dwanaście wilkołaków, miejsce zajmowało dwanaścioro nastolatków. A gdzie te wielkie, futrzate potwory? Dałabym sobie głowę uciąć, że je widziałam!
Przyjrzałam się dokładniej osobom, których nie powinno tu być. Widząc kilka znajomych twarzy, zamarłam. Co do twarzy pamięć miałam doskonałą, lecz teraz zwątpiłam w swój zmysł wzroku. Wyraźnie widziałam tam Nicol i Embry'ego! No i innych: Jackoba Blacka, Quilla Atearę i Leathę i Setha Clearwaterów. Pozostałych nie znałam z nazwiska albo w ogóle. Ale co tu robili moi przyjaciele?! I gdzie się podziały te wilkołaki?! Byłam skołowana. Odpowiedź na jedno z tych pytań otrzymałam już w następnej minucie.
Najwyraźniej doszło do sprzeczki między Jackobem, a najwyższym i najlepiej zbudowanym chłopakiem, właściwie już mężczyzną. W okamgnieniu ONI na MOICH oczach ZAMIENILI się w WILKOŁAKI! Co to miało być?! Tu nic nie trzymało się kupy!
Znów mój instynkt samozachowawczy mnie zawiódł. Zamiast czekać w bezruchu aż sobie pójdą, uciekłam. Myślałam, że mnie nie usłyszą. Myliłam się. Tym razem oni zamarli, wiedząc, że jakiś człowiek odkrył ich tajemnicę, ale chyba nie domyślali się kto. Do chwili, gdy ktoś, po głosie poznałam, że Nicol, zawołała mnie po imieniu. Nikt na szczęście za mną nie pobiegł.
Sprintem dobiegłam do samochodu, odpaliłam silnik i odjechałam z miejsca, do którego nie chciałam narazie wracać.
Gdy byłam przy granicy oddzielającej La Push od Forks, zadzwonił mój telefon. To mama. Czułam się za spokojnie, jak na to co się zdarzyło. Odebrałam. Ona była niezwykle czymś ucieszona:
- Kochanie, gdzie jesteś?
Odpowiedziałam, zachowując ostrożność:
- Byłam u Nicol i Embry'ego, ale już wracam, a co?
- Hm... Masz gościa! - krzyknęła podniecona.
Zdziwiłam się. Nie miałam co liczyć na przyjaciół - obecnie znajdowali się w La Push. Przyjaciele? Chyba mogłam ich jeszcze tak nazywać? Ale skoro nie oni to...
- Kto? - zapytałam.
- Przyjedziesz, to zobaczysz.
Chciałam coś powiedzieć, lecz się rozłączyła. Mając złe przeczucia, nacisnęłam mocniej pedał gazu, zmieniając prędkość z sześćdziesięciu na sto sześćdziesiąt.
Cullenowie <3 rozdział świetny, widać że masz rękę pisarki :) będę wpadać :) zap. do mnie : http://life-with-a-touch-of-fantasy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję :D U ciebie byłam już wcześniej i podoba mi się :P Dodaj niedługo kolejny rozdział, a ja idę zaobserwować :D
UsuńChyba domyślam się kto do niej przyjechał ;-) Rozdział śwjetny, myślałam, że ona wie kim są jej przyjaciele... tępa dziewczyna ;-) Jenna
OdpowiedzUsuń