sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 25

- Jesteś z Cullenem - to nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu.
  Co mogłam zrobić? Nic nie zrobiłam. Nawet nie przytaknęłam, ale to chyba zrozumiałe?
  Kobieta westchnęła teatralnie i odwróciła się, jakby chciała już wyjść, lecz w ostatniej chwili podeszła do mnie. Chwyciła moją rękę i zaczęła mi ją wykręcać.
  Po tym szepnęła z uśmiechem:
- Ale mi ciebie szkoda, a to wszystko będzie przeze mnie.
  Wyskoczyła przez okno, zostawiając mi wykręconą rękę i ból. Poszłam czym prędzej do kuchni i usztywniłam nadgarstek. Nie mogłam zasnąć, a tabletek uspokajających nie chciałam znowu brać. Ból  stawał się powoli nie do zniesienia. Chcąc nie chcąc, poszłam obudzić mamę. Powiedzieć o niespodziewanej  wizycie Victorii nie mogłam, dlatego wcisnęłam kit, że spadłam niefortunnie z łóżka. Pojechaliśmy całą rodziną do szpitala.
  Miałam niejasne przeczucie, że nastawiać mnie będzie doktor Cullen, ale przecież nie powinnam protestować. Byłoby to niegrzeczne z mojej strony. 
  I się nie myliłam. Po minucie do sali wszedł Carlisle, od samych drzwi przyglądający mi się z uwagą. Rodzice opowiedzieli mu to co ja im. Widocznie nie uwierzył, ale widząc moje błagalne spojrzenie, udał przekonanie. Szepnął do mnie, by nikt inny nie usłyszał:
- Nie spadłaś z łóżka, prawda?
  Pokręciłam głową, jednocześnie spuszczając wzrok na podłogę. 
  Tym razem powiedział głośniej, żeby moja rodzina go dosłyszała:
- Może lekko zaboleć.
  Jeżeli to miało być lekko, to ja jestem święta. Narzekać jednakże nie mogłam, bo ból czułam już gorszy (u Volturi), do którego się naturalnie przed rodzicami nie przyznałam.
  Gdy doktor nastawił mi już rękę, spuchła do gigantycznych rozmiarów. Carlisle nic nie mógł na to poradzić.
  Kiedy mama z tatą uzgadniali między sobą, które z nich ma nas zawieźć do szkół, Cullen wziął mnie na bok.
- Po szkole odbierze cię Jasper, przyjedziesz do nas i opowiesz co się stało.
  Ekstra. Jakbym nie miała nic innego do roboty, tylko spędzała czas z wampirami.
  po odwiedzeniu szpitala, zajechaliśmy do domu się przebrać i wziąć plecaki, i jechaliśmy do szkoły. Zawiózł nas tata, ponieważ miał do pracy bliżej niż mama.
  Spod samochodu, od razu, gdy tata odjechał, odebrał mnie Jasper. Carlisle najwidoczniej już go poinformował . Chłopak ujął mnie delikatnie za bolącą dłoń, a ja cicho syknęłam.
- Co się stało? - zapytał.
- Powiem ci potem.
- Jak pojedziemy do mnie - dokończył.
                                                                ***
  Na stołówce Jasper uparł się, bym usiadła razem z nimi. Nie sprzeciwiałam się, bo chciałam porozmawiać z Bellą, lecz na osobności. Wzięłam ją za rękę i poprowadziłam na dwór, przed szkołę.
- Bella, twój przyjaciel, Jackob... On jest wilkołakiem, prawda?
  Zorientowałam sie jakiś czas temu. To ten rdzawobrązowy, który łasił się do niej na polanie.
- Tak, a co? - zapytała zdziwiona.
- Wiesz, że Embry się we mnie wpoił. Wczoraj, jak u niego byłam, pocałował mnie i nie wiem, co mam teraz zrobić. Jasper niby się nie gniewa, ale chodzi mi głównie o to, czy mogę się jeszcze z Embrym przyjaźnić. A pytam się ciebie, bo jesteś jedynym człowiekiem, który może się postawić w mojej sytuacji i coś mi doradzić.
- Bella wyglądała na wstrząśniętą.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co bym zrobiła na twoim miejscu - powiedziała. - Może spróbuj z nim porozmawiać? O!... Właśnie tu idzie.
  Niestety miała rację. Podszedł do nas, a Bella mruknęła coś niewyraźnie pod naosem i się ulotniła.
  Dlaczego to zawsze muszę być ja?
- Czemu to zrobiłeś?
  Zdumiałam się, gdy nie usłyszałam w swoim głosie ani nuty złości, tylko smutną ciekawość.
- Sophia, ja własnie z tym... Zdałem sobie sprawę, oczywiście jak zwykle po fakcie, że tym pocałunkiem zrujnowałem wszystko co starałaś się odbudować. Przepraszam. Kompletnie nie potrafię ci wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłem. To niewybaczalne z mojej strony.
  Spuścił głowę. Ulżyło mi, kiedy to z siebie wydusił. I nie, nie byłam zła. Położyłam mu rękę, tą zdrową na ramieniu i rzekłam:
- Ale ja... Ja nadal chcę sie z tobą przyjaźnić. Mimo tego co zrobiłeś.
- Naprawdę? - spojrzał mi nieśmiało w oczy.
- Naprawdę.
  I go przytuliłam. Lekko zaskoczony, odwzajemnił uścisk i szeptem mi podziękował.
  Wciąż się przytulaliśmy, gdy w polu widzenia ukazał mi się Jasper. Szedł w naszą stronę, wyraźnie wkurzony. Oderwał ode mnie Embry'ego i potrząsnął nim.
- Jasper! - krzyknęłam.
- Całujesz ją, a teraz jeszcze przytulasz?! - wrzasnął do niego.
- To ja go przytuliłam!
  Próbowałam ich rozdzielić. Ale wampir i wilkołak... Dwie nadprzyrodzone istoty, niemające prawa istnieć o nieludzkiej sile oraz ja: mały, słaby człowieczek. Nie miałam w tym starciu żadnych szans. Zaczęłam więc ponownie krzyczeć:
- Jasper! Puść go!
  O dziwo, posłuchał. Dla bezpieczeństwa, trzymał przyjaciela za gardło, ale nawet na to nie mogłam pozwolić. Złapałam rękę zimnego człowieka i zacisnęłam pięść. I poczułam ból. Jakby na złość, to była skręcona dłoń. Chwyciłam się za nią, by jakoś ten ból złagodzić. To ich ocuciło. Obydwoje położyli mi dłonie na ramionach, pytając, czy nic mi nie jest. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tak, jest - odparłam. Ale poczuję się o wiele lepiej, kiedy podacie sobie ręce na zgodę.
  A gdy popatrzyli po sobie z niechęcią, warknęłam:
- Dajcie spokój! Jutro bitwa, w której niestety bierzecie udział, a stajecie po jednej stronie. popatrzcie na Bellę Edwarda i Jacoba. Bella jest z Edwardem, a Jacob wyraźnie ją kocha, ale w związku z tym nic nie robi. I będą razem walczyli.
  W tym momencie palnęłam głupstwo. Edward nie walczy. Zostaje z Bellą.
- Dobra, przepraszam, źle powiedziałam, ale pomyślcie chociaż, że oboje macie szanse wziąć w tym udział...
- Ok, Sophia. nie musisz się produkować. Zrozumiałem - oznajmił Embry.
  Jasper przytaknął, co oznaczało chwilowe zażegnanie sporu. Podali sobie ręce, tak jak poprosiłam. Widziałam, że ścisnęli je jak najmocniej umieli, i wiercili się wzajemnie wzorkiem. Ale mimo tego byłam szczęśliwa.
  Zadzwonił dzwonek. Na pożegnanie przytuliłam znów Embry'ego, nie patrząc na minę Jaspera, a jego wzięłam za rękę, prowadząc w stronę szkoły.
- Nie gniewasz się? - zapytałam go, zanim weszliśmy do klasy od trygonometrii.
- Nie - odpowiedział, pocałował mnie w policzek i otworzył przede mną drzwi.
  Po ostatniej lekcji, czyli w-f, na którym nie ćwiczyłam, dzięki mojej dłoni, poczekałam na chłopaka przed salą gimnastyczną.
- Jedziemy? - spytał.
- Po Olivię, potem do mnie, a na końcu do ciebie.
  Chociaż był zdziwiony, nie zaprzeczył.
  Olivię zawieźliśmy do jej przyjaciółki, Stephanie, bo umówiły się u niej poprzedniego dnia. Do domu... Do domu tak naprawdę chciałam jechać sprawdzić, czy po nocnej wizycie Victorii nic nie zginęło. Po dziesięciu minutach poszukiwania mojej zielonej bluzki, wszedł Jasper. Od razu wyczuł moje zdenerwowanie. Jemu się chyba też udzieliło; walnął ręką w parapet. Na szczęście nie tak mocno, by go zepsuć.
- Opowiedz mi teraz co ci sie stało w rękę.
  Opowiedziałam:
- W tym tygodniu kilka razy widziałam rude włosy. Choć na początku nie wiedziałam, że to włosy. Dzisiaj w nocy Victoria przyszła do mnie, powiedziała, że jest jej mi szkoda, a potem wykręciła mi rękę.
  Naturalnie pominęłam fakt, że może mi się przez nią coś stać. Dodatkowo nie chciałam go martwić.
  Usiedliśmy na łóżku. Jasper wciąż drżał, a ja bałam się zrobić cokolwiek. Lecz nim jednak zdążyłam coś zrobić, przez okno wskoczył Edward trzymając na baranach Bellę, którą delikatnie zsadził.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Opowiemy wam u nas w domu - odpowiedział Jasper, prowadząc mnie za ramię do drzwi wyjściowych.
  Wsiedliśmy do Hondy; ja obok prowadzącego Jaspera, Bella z Edwardem z tyłu.
  Kiedy weszliśmy do przestronnego salonu, powitała nas cisza. Nie wynikała ona jednak z nieobecności domowników, a ze skupienia na naszych twarzach. Chłopacy zaprowadzili mnie i drugą śmiertelną na kanapę i Jasper opowiedział im to co ja jemu. Wszyscy byli wstrząśnięci, a Carlisle kiwał w zamyśleniu głową.
- Tak, zgadzam się z tobą, Carlisle - rzekł w pewnej chwili Edward. Alex mu przytaknął.
- Oświećcie nas - mruknął Emmett.
- Sophia musi zostać ze mną i Bellą.
- Chyba żartujecie?! - krzyknęłam.

1 komentarz:

  1. Jaki rozkaz na koniec! Fajnie, że jej wykręciła ręke... to brzmi dziwnie prawda? No cóż, ty znasz mnie i moje podejście do takich spraw, w końcu mam dwóch braci ;-) Jenna

    OdpowiedzUsuń