Zdziwienie, że piszę na początku? Ta... Sama się zdziwiłam, ale uznałam, że notek ode mnie na końcu nikt nie czyta, więc trzeba było sięgnąć po broń ostateczną... Czyli pisanie na początku :D Chodzi mi głównie o to, że mam wrażenie, że coraz mniej osób czyta mojego bloga. Rozumiem, że "Zmierzch" ma więcej hejterów niż fanów, dlatego też cieszę się z każdego czytelnika. Problem w tym, że nie mam pojęcia ilu Was jest. Moglibyście od czasu do czasu zostawić po sobie jakiś znak, żebym nabrała jeszcze więcej motywacji do pisania. Jeżeli jesteście znużeni tym całym związkiem Sophii i Jaspera to mogę zdradzić taki mały szczególik, że niedługo część pierwsza (nie ostatnia) tego całego sweetaśnego opowiadania dobiegnie końca. Z tego wszystkiego powinniście zrozumieć jedynie, że proszę (bo niedługo zacznę błagać XD) o komentarz. Byle jaki, byle był. A teraz dość tego gadania...
___________________________________
Złapał mnie za ramiona, odwrócił w swoją stronę i uścisnął. Jeżeli miał to być uścisk śmierci, nie miałam nic przeciwko temu. Szkoda, że nawet nie będzie mi dane zobaczyć twarzy mojego mordercy...
Odsunął się. Moim mordercą miał być Jasper?! Raczej nie mógłby tego zrobić...
- Przepraszam - szepnął i znów mnie przytulił. - Wiesz, że to nie było specjalnie. Chcę tylko byś była szczęśliwa i bezpieczna.
- Już jestem.
I tak zakończyła się nasza pierwsza kłótnia. Przytuliłam się do niego najmocniej jak umiałam. On lekko pocałował mnie w usta. Znów mnie to sparaliżowało. Nie mogłam i zapewne nigdy nie będę w stanie przyzwyczaić się do dotyku jego zimnych warg. Mimo że był lodowaty i tak przepełniło mnie ciepło. Miałam wrażenie, że to on jest ciepły.
Oderwał się ode mnie, ale wyglądał tak, jakby robił to niechętnie i szepnął:
- Wrócisz ze mną jeszcze do domu, a potem odwiozę cię do ciebie, dobrze?
- Dobrze, ale nie każ mi zostawać z Edwardem i Bellą.
- Czemu?
Chciałabym to wiedzieć. Tak naprawdę nie umiałam podać prawdziwego powodu mojego strachu.
Pokręciłam głową.
- Nie wiem - odpowiedziałam cicho. - Ale, proszę, nie rób tego.
- Może ja mam z tobą zostać?
Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział. I ile go to kosztowało. Nie mogłam mu zabronić wziąć udziału w walce, na którą się tak napalił. Wiedziałam, że dotychczas żył tylko tą bitwą. Gdyby nie wziął w niej udziału, nie czułby się spełniony i nie wiadomo jakie miałoby to skutki w przyszłości. A mimo to chciał ze mną zostać.
Lecz gdzieś tam, w głębi duszy, chciałam by został. Dla mnie. Bałam się przed samą sobą przyznać, że trochę się boję. Victorii i tego co mi zrobi. I wtedy doszła jeszcze jedna obawa, którą uświadomiłam sobie przed momentem: że Jasper nie wróci z bitwy. To była najbardziej przerażająca wizja, jaką posiadałam. W walkach był świetny, ale wypadki się zdarzają. Nawet najlepszym. Po takim wydarzeniu na pewno bym się nie pozbierała.
Nie, nie myśl tak. On zrobi wszystko, by wrócić.
Mam taką nadzieję...
- Nie, Jasper. Idź. Ale obiecaj mi jedno - wróć.
Widziałam w jego czarnych oczach jedynie wdzięczność, zanim znów porwał mnie w ramiona i pocałował. Już nie delikatnie, tylko tak, jak za pierwszym razem: namiętnie. Aż mi dech zaparło w piersi. Nigdy wcześniej nie czułam go tak mocno. Czułam, że ja jestem jego, a on mój. Wierzyłam w to. Nie tyle wdzięczność popchnęła go ku temu, ile miłość do mnie. Chociaż się do tego wcale nie przyznał...
- Kocham cię - szepnął, kiedy nabierałam powietrza, lecz zaraz powrócił do przerwanej czynności.
No dobra, cofam to co pomyślałam, przyznał się. A sprawił mi tym ogromną satysfakcję. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć; nie dał mi do tego sposobności.
Byliśmy tak zajęci całowaniem, że nie usłyszeliśmy, gdy ktoś do nas podszedł i zaczął mówić:
-Carlisle mnie przysłał, żeby sprawdzić co się dzieje.
Wtedy też nas zobaczyła. To była Rosalie. Dopiero kiedy zbliżyła się na wyciągnięcie ręki, zdaliśmy sobie sprawę z jej obecności. Odskoczyliśmy od siebie, jak oparzeni, jak para kochanków przyłapana na gorącym uczynku.
Rosalie tymczasem położyła sobie ręce na biodrach i zacmokała z niezadowoleniem z trudem kryjąc uśmiech:
- My się tam o was martwimy, a wy się tu w najlepsze całujecie. Przez chwilę miałam wrażenie, że Jasper cię połknie.
Parsknęła śmiechem.
Ani ja, ani on długo się nie powstrzymywaliśmy. Zaraz podążyliśmy przykładem za dziewczyną i nieomal w trójkę tarzaliśmy się po ziemi. Długi czas potem, kiedy się uspokoiliśmy, musieliśmy wrócić do domu Cullenów. Coś czułam, że już nic nie popsuje mi humoru.
- Wyruszamy na polowanie - powiedział Emmett.
Chwilę wcześniej Jasper oznajmił mi, że cała jego rodzina musi przed bitwą wyjechać z miasta. To było obsceniczne ze strony mięśniaka. Powiedział mi to prosto w twarz, jakby to było zupełnie normalne. Dziwne, ale poczułam, jak ściska mi się żołądek. Jasper, wiedząc co czuję, zgromił wzrokiem brata. Carlisle przyszedł mu z pomocą:
- Musimy zapolować, by mieć więcej siły przed bitwą. Uprzedzę twoje następne pytanie: nie, my polujemy tylko na zwierzęta.
Czyżby kolejny czytający w myślach w rodzinie? Przynajmniej wyprowadził mnie z błędu.
Byłam spokojna.
- Chodź, odwiozę cię do domu - rzekł Jasper.
- Tak, ja też powinnam się zbierać - przyznała Bella, a Edward natychmiast wstał z kanapy, przytrzymał jej drzwi i zaraz odjechali jego Volvo.
Ja też już prawie stałam przy drzwiach, kiedy do mózgu wcisnęły mi się słowa Carlisle'a: "Musimy zapolować przed bitwą...". Bitwa już jutro...
- Po polowaniu idziecie od razu na wojnę?
Nie skierowałam tego pytania do nikogo konkretnie.
- Tak, skarbie - odpowiedziała mi cicho Esme.
Przyjęłam to wręcz ze stoickim spokojem. W sumie, to byłam przygotowana na taką odpowiedź. Ale i tak fakt, że to JUŻ jutro mnie przerażał.
Po wejściu już do swojego domu, spotkałam mamę, a do jej boku przyczepiona była Olivia. Obydwie miały takie miny, że zaczęłam się zastanawiać co złego zrobiłam.
- Gdzie byłaś? - zapytała mama.
Kłamać? A po co? Nie opłacałoby mi się to, nawet jeśli tata byłby w domu. Tylko on żył w niewiedzy.
- U Jaspera - powiedziała otwarcie.
W wejściu do kuchni pojawił się nie kto inny tylko tata.
- Kim jest ten Jasper?
I znów to samo. Najpierw mama, teraz tata i kto jeszcze?
Ale spokojnie... Opanuj się...
- Syn doktora Cullena. Tego, który mnie dzisiaj nastawiał.
- Wiem, który to doktor Cullen. I mówisz, że to jego syn? No to w takim razie... Gratuluję.
Chyba się przesłyszałam. Mój kochany tatulek, który nigdy nie tolerował żadnego z moich poprzednich chłopaków, gratulował mi Jaspera? Przynajmniej dowiedziałam się, że nie miał do niego uprzedzeń.
- Ee... Dziękuję. Mogę już iść?
Gdybym nie była przejęta zbliżającą się bitwą, zapewne rzuciłabym coś sarkastycznego.
Weszłam do pokoju, trochę zdziwiona, że Jasper się ze mną nie pożegnał, tylko odwiózł zwyczajnie do domu.
Czemu ja nigdy nie mam racji?! Czekał już na mnie, leżąc na moim łóżku.
- Dlaczego tak długo kazałaś mi czekać? Już zacząłem się bać.
Zaśmiałam się.
- Krótkie przesłuchanie.
- W jakiej sprawie?
- Twojej.
- Coś nie tak?
- Nie, skąd? - usiadłam na łóżku.
- Edward nie ma za lekko u Charliego.
- To ciesz się, że nie jesteś na jego miejscu. Mój tata przyjął to nadzwyczaj gładko.
Położyłam się obok niego. Ogarnęło mnie okropne zmęczenie. Przytuliłam się do jego zimnego ciała.
- Jesteś zmęczona.
Pół śpiąc kiwnęłam głową. Na dobranoc pocałował mnie i szepnął:
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
Ewidentnie czułam, że pomógł mi zasnąć. Dziękowałam mu.
***
Dziwne szuranie i świst... W nocy? O 1 w moim pokoju? To jest... Już codzienność.
Ktoś jest u mnie w pokoju!
Zerwałam się z łóżka. Nawiedziło mnie uczucie déjà vu. Ktoś u mnie jest, a moja pierwsza myśl: to Jasper. I tym razem nie zgadłam. To nie była nawet Victoria. Tego gościa nie znałam. To chyba źle?
Podszedł do mnie i szepnął:
- Przysłała mnie Victoria, twoja przyjaciółka - zaśmiał się ironicznie.
Zamarłam.
Informacja o nowym rozdziale pojawiła się w aktualizacji 021. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://wamp-mania.blogspot.com/
Rozdział jest świetny :) Chciałabym abyś wiedziała że czytam Twojego bloga tylko nie pisze komentarzy, bo zazwyczaj nie wiem co napisać... ;p Tak czy siak czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Ja także czytam twojego bloga tylko zwyczajnie dosyć często nie mam czasu na napisanie komentaża. Muszę przyznać że jest bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńŻycze weny.:)
Domi
Super rozdział :) czekam na następny rozdział i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńWoo.. Mój pierwszy komentarz na tym blogu. ^^ Zazwyczaj nie piszę komentarzy, bo mi się nie chce lub... Właściwie to ja wcale nie piszę, ale dziś zrobiłam wyjątek! :D
OdpowiedzUsuńTak czy siak życzę Ci dużo, dużo WENY! Z wielką przyjemnością będę śledziła dalsze losy Sophii i Jaspera <----- mojego ulubionego aktora ze Zmierzchu. :)
JA CHCĘ JUŻ ROZDZIAŁ! :P
"Odwioze cie do ciebie" Really? Miło mi. I ten moment, kiedy jest u niej jej "kolega", no bo skoro kumpluje sie z Victorią, to czemu nie z nim? I takim oto sposobem zaczniemy się kumplować z każdym spotkanym na ulicy :-P Ja komentuje regularnie i każdy rozdział, więc wiedz, że czytam <3 Jenna
OdpowiedzUsuń