Dostrzegł w moich oczach strach. Podejrzewam, że nie było trudno go zobaczyć. Przytulił mnie do siebie, co zrobił po raz pierwszy świadomie odkąd się znaliśmy.
Tym razem Olivia wbiegła po schodach do mojego pokoju. Odsunęłam się szybko od Jaspera i usiadłam na łóżku, jak gdyby nigdy nic.
Siostra wpadła jak nawiedzona, krzycząc:
- Sophia...! Nicol i Embry... Przyjechali.
Kiedy tylko skończyła to mówić, zaczęła podejrzliwie przyglądać się Jasperowi. Wygoniłam ją jednym ruchem ręki.
Diametralnie pobladłam i nic nie mogłam na to poradzić. Do Cullenów sie przyzwyczaiłam, ale żeby zaraz na dokładkę dawać jeszcze wilkołaki?! Nie mogłam jednak zapomnieć, że pod grubą sierścią siedzieli moi przyjaciele.
Spojrzałam na Jaspera, bo wiedziałam, że to jemu najbardziej nie na rękę wilkołaki. Lecz on zachowywał się normalniej niż ja. Wyglądało na to, że ma zamiar zostać. Nie miałam nic przeciwko. Mógłby mnie obronić, jakby coś, w końcu sam mi to powiedział. Chociaż większa część mnie uważała, że nic mi nie grozi.
Zbiegłam na dół, do przedpokoju. Mamy nie było, siedziała w salonie, gdzie wysłałam Olivię. Nic nie mówiąc, zaprosiłam ich gestem, by poszli za mną na górę. W drzwiach przystanęłam; postanowiłam ostrzec... przyjaciół.
- W moim pokoju jest Jasper Cullen.
Niby niewinna informacja, a Embry wyglądał tak, jakbym dała mu w twarz. Natomiast Nicol zachowała pozorny spokój; zacisnęła szczękę, co u niej oznaczało podenerwowanie.
Weszli, mierząc wzrokiem chłopaka, a i on nie pozostał im dłużny. Obydwoje usiedli na łóżku, a Jasper ciągle stał przy oknie, odwrócony w moją stronę. Ja zajęłam miejsce na krześle przy biurku, naprzeciwko rodzeństwa. Trwaliśmy tak w milczeniu przez dobre parę minut. Gdy nikt nie zechciał niczego powiedzieć, postanowiłam przejąć inicjatywę. Zwróciłam się do przyjaciół:
- Zamierzaliście mnie o tym poinformować?
Spojrzeli na mnie, gdyż cały czas wiercili wzrokiem wampira.
- Nie - odpowiedział Jasper.
Zerknęłam na niego ze zdziwieniem. Mimo tego, że wyczuwał emocje, nie mógł przecież wiedzieć co zrobią moi przyjaciele. Wyczuł moje zdumienie, więc odrzekł:
- Nie mogliby cię poinformować, bo złamaliby prawo ustanowione przez Sama.
Po minach Nicol i Embry'ego wywnioskowałam, że ma rację. Ale...
- Skąd wiesz? - zapytałam.
Znów ta niepewność na jego twarzy i powaga na twarzach przyjaciół. Kolejny raz nie odezwali się przez jakiś czas. Kolejny sekret? Kolejne kłamstwo ''dla mojego dobra''? Kolejne długie oczekiwanie na prawdę? Wyglądało na to, że tak. Trochę to smutne. Przyjaciele, Jasper i kto jeszcze? Ja naprawdę nie jestem słaba. Ani psychicznie, ani fizycznie. Potrafiłam utrzymać nerwy na wodzy. Gorszej rzeczy nie mogłam usłyszeć ponad to, co już wiedziałam.
Nie naciskałam na odpowiedź, tak jak zwykłam robić. Zwiesiłam głowę i czekałam bez słów na następną przykrą wiadomość.
Jednak ona nie nadeszła.
To co powiedział potem Embry sprawiło, że poczułam ból.
- Nicol chodźmy stąd, nie wytrzymam już z nią.
Przedtem wpatrywał się we mnie z uwagą, a ja ze strachu unikałam jego spojrzenia.
Nicol także spojrzała na brata ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc. Jasper zachował całkowity spokój i po raz pierwszy poczułam do niego obrzydzenie. Jak on tak mógł?! Embry, mój najlepszy przyjaciel mówi, że ze mną nie wytrzyma, a on sobie stoi. Zimny, kompletnie bezuczuciowy marmur.
To, co przemawiało za Nicol, kazało jej wyjść, tak jak powiedział Embry. On natomiast po wypowiedzeniu swojego okropnego zdania, od razu wyszedł z mojego pokoju. Najgorsze było to, że usłyszałam zza drzwi jego westchnienie ULGI!
Nie zrobiłam nic, dopóki na podjeździe nie rozległ się charakterystyczny dźwięk silnika Mazdy Nicol. Wstałam i nagłym odruchem uderzyłam głową o ścianę. Po tym poczułam dziwny spokój. Szepnęłam:
- Jasper, przestań.
On już był przy mnie i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar wykonać moja prośbę. Kolejny raz odwrócił mnie w swoją stronę. W tamtej chwili naprawdę tego nie potrzebowałam. Chciałam tylko wiedzieć, czemu Embry się tak zachował, czemu los obdarzył ich takim okrutnym darem, czemu Victoria ze swoją ''ekipą'' musiała zawitać akurat do Seattle i skąd Jasper wiedział o przysiędze, którą przyjaciele prawdopodobnie złożyli Samowi? Tak dużo pytań, a na żadne odpowiedzi.
Mimo podzielnego spokoju, chciałam się wydobyć z jego uścisku. Ale był on stalowy, nie mogłam nic zrobić. A powinnam. Niechciane i kompletnie nie na miejscu łzy, same wypłynęły z moich oczu. Zaklinałam, że jestem silna, jednak moje zachowanie świadczyło o czymś innym. Dobrze, że na dokładkę mamie albo siostrze nie zachciało się wejść do mojego pokoju.
A Jasper? Czy on w ogóle miał zamiar zostawić mnie w spokoju? Ale tak naprawdę nie byłam pewna, czy tego chcę. W końcu to on mnie teraz przytulił, pogłaskał na pocieszenie po głowie, pozwolił, bym mu poplamiła koszulę łzami, zakochał się we mnie. To ostatnie powinno być wystarczającym dowodem. Śmieszyło mnie to, że na moim miejscu chciałaby się znaleźć conajmniej połowa dziewczyn ze szkoły, które nie wiedziały nic o jego krwawej tajemnicy, ale on wybrał mnie. Ja wiedziałam. Gdyby spojrzeć na to z boku, powiedziałabym, że mam szczęście, wiedząc o tym, ponieważ miałam świadomość, co mnie czeka.
Przestałam się wyrywać, tylko spojrzałam mu w oczy chcąc, by wyczytał i z nich, i z mojego umysłu prośbę. Udało mi się to, odsunął się.
Musiałam się dowiedzieć.
- Skąd tyle wiesz o sforze? - zapytałam.
Spojrzał teatralnie na swój złoty zegarek.
- O rany! - krzyknął. - Ale już późno! Muszę się zbierać.
Wcale nie było późno. Zaledwie siódma wieczór. Jakby nie mógł mi powiedzieć, że nie chce albo nie może odpowiedzieć na pytanie... Pytania.
Wyszedł drzwiami, żeby pokazać mojej mamie, jak i siostrze, jaki to on jest cudowny. Na mnie to jednak wtedy nie podziałało. Jak się spodziewałam na mamę tak. Odprowadziła go rozmarzonym wzrokiem całą drogę do jego wyścigowej Hondy. Ja zniknęłam od razu, gdy przekroczył próg domu. Zawitałam do kuchni. Moje przeczucie się sprawdziło; mama weszła za mną. Podejrzewałam, że rozmowę, która się między nami odbędzie, a takowa na pewno będzie miała miejsce, nie zaliczę do najlepszych. Mama usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole; Olivia siedziała w salonie. Moje samopoczucie w tamtej chwili wymagało wiele do życzenia, ale pamiętałam o ty, że jestem silna. Tak właściwie z tą moją siłą... Zrobiło mi się strasznie duszno. Otworzyłam okno. Pomarańczowa plamka przemknęła mi przed oczami, lecz uznałam to za oznakę zmęczenia, którego jeszcze nie odczuwałam. Zasiadłam ponownie przy stole i westchnęłam. Mama przyglądała mi się, a na jej twarzy aż wypisane były niewypowiedziane wciąż pytania.
- No, to słucham - powiedziałam z rezygnacją. Wiedziałam, że prędzej czy później wróciłybyśmy do tej rozmowy.
Tym razem to ona westchnęła, ale wyglądała na zachwyconą moją zgodą.
- Od kiedy się znacie? - zapytała.
No i się zaczęło.
Świetny rozdział z niecierpliwością czekam na następny pozdrawiam emmem
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Mama Sophie i jej zachowanie wobec Jaspera bezcenne. Ciekawe co dalej z Nicole i Embrym. Czekam na następnym rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Następny rozdział już jest, więc nie mam na co czekać :-PAle o co chodzi z tą pomarańczową plamką? Bo pomyśle, że to ona jest bohaterem twojego bloga. Żartuje, ale prosze o wyjaśnienie, chyba, że znajde je w następnym rozdziale <3 Twoja tępa i kochana Jennifer
OdpowiedzUsuń