~ Eric! - krzyknęłam w myślach. Nie chciałam, by gospodarz to usłyszał.
- Sophia, otwórz te cholerne drzwi, bo je wyważę! - wściekał się.
Podjęłam spontaniczną decyzję i wyskoczyłam przez okno. Ciężko gruchnęłam o ziemię, już nie w ramiona Inmortala. Ale on jednak stał obok i patrzył. Przenikliwym wzrokiem. Na mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał spokojnie.
- Bo staję po twojej stronie.
Decyzja trudna, lecz na pewno bardziej opłacalna. Vincent miał się jutro dowiedzieć, że włamałam się do jego biura i na pewno przestanie mi pomagać, a Eric...
Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Ericku, błagam, zrozum mnie - zaczęłam. - Ja się po prostu bałam. Spałam w pokoju z piętnaściorgiem znajomych, a rano okazuje się, że połowa z nich jest martwa.
- Ale nie pomyślałaś, że to mogłaś być ty - zauważył.
- No... Nie - przyznałam. - Vincent mnie uświadomił.
Zmarszczył brwi.
- Tak się jakoś miałem zapytać... Dlaczego się ze mną nie spotkałaś? Oprócz tego twojego strachu.
- Byłam na imprezie - odparłam zgodnie z prawdą. Nie widziałam żadnego sensu w tym, żeby go okłamać. - Po dziesiątej się upiłam i nic nie pamiętałam. I nadal nie pamiętam.
Po raz pierwszy w tym dniu się zaśmiał. Trochę mi ulżyło.
- Upiłaś się? Tego bym się po tobie nie spodziewał...
Chciałam, żeby pozostał pogodny, lecz musiałam wiedzieć na pewno, w jakiej znajdowałam się pozycji.
- Wrócił ci dobry humor? Cieszę się bardzo. - Mój głos wcale na to nie wskazywał, dzięki moim usilnym staraniom. - Nie chcę nic mówić, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, Vincent znowu nas zobaczy.
- A co on nam może zrobić? - zadrwił.
- Nie wiem co mi, ale ciebie będzie chciał zabić.
Zdziwił się.
- Stary, poczciwy Vincent chciałby mnie zabić? - Usłyszałam w tym pytaniu bardzo wyraźną nutę kpiny.
- Tak powiedział.
Usłyszeliśmy z góry trzask drzwi wyrywanych z zawiasów. Spojrzałam na Inmortala z przerażeniem, lecz on zamknął oczy.
- Sophia! - krzyknął gospodarz.
- Chodź - rzekł Eric, wyciągając rękę w moją stronę.
- Nie. - Kolejna spontaniczna decyzja w tym dniu.
- Jak to?
- Uciekaj. Nie chcę, żeby zobaczył nas razem. I cię zabił. Poradzę sobie.
- W to akurat nie wątpię - uśmiechnął się i zniknął.
Schowałam się za rogiem budynku w chwili, gdy Vincent wyjrzał przez okno. Pobiegłam do internatu i stanęłam przy pokoju braci Misterio, jakbym stała tam wieczność. Ta ósemka, która wcześniej wyciskała tam łzy, gdzieś się ulotniła. W zamian za nich, wciśnięto policję. Pięciu funkcjonariuszy wewnątrz i sześciu na zewnątrz. Wolałam nie wiedzieć, dlaczego aż tylu.
- Jaka jest wstępna analiza przestępstwa? - zapytałam mężczyznę, który wyglądał, jakby wiedział co robi.
- Skąd wiesz, że popełniono przestępstwo? Dopiero tu przyszłaś - zainteresował się.
- Byłam tu już wcześniej. Jakie są początkowe wnioski? - nie ulegałam.
- Najprawdopodobniej zatruli się alkoholem. Żadnych ran na ciele, ale analiza krwi musi to potwierdzić. Pili coś, czego nie piła tamta ósemka.
- Dziewiątka - poprawiłam go. - Też tam byłam. Możliwe, że było coś w winie. Nie piłam tego i żyję.
- A ile ty masz lat? Wyglądasz na młodszą niż reszta...
Musiałam sobie wybrać takiego wścibskiego policjanta?! Co miałam wtedy powiedzieć?!
- Mam siedemnaście lat - powiedziałam w końcu. - Nie piłam wina, ale kto powiedział, że piłam coś innego? To ja byłam tą trzeźwą na imprezie.
- Gdyby to zdarzyło się kilka godzin temu, zwyczajnie przyniósłbym alkomat. Jeśli nie masz już pytań, pozwól, że wrócę do pracy.
Chwileczkę.
- Czyli to zatrucie?
- Albo otrucie. Pożyjemy, zobaczymy.
Och, tak. Z pewnością.
Tym razem naprawdę odetchnęłam z ulgą. Żadnych podejrzeń w stosunku do Inmortala. Całe szczęście.
- Sophia?! - Szczęście powiedziałam? Nigdy jeszcze nie widziałam Vincenta tak wściekłego i zdumionego zarazem. - Co ty tu robisz?!
- Tylko rozmawiałam z policjantem. To też jest zabronione?
- Chodź. - Chwycił mnie za rękę, a mnie zmroziło. I dosłownie, i w przenośni. Poprowadził mnie do swojego biura, usadził na krześle i pociągnął łyk whiskey, dla uspokojenia. Obszedł biurko i założył dłonie na oparciu mojego krzesła. - Dlaczego się z nim spotkałaś?
- Kto tak powiedział?
Westchnął.
- Nie rób ze mnie idioty. Wiem, że się z nim spotkałaś, chociaż ci zabroniłem. To jest seryjny morderca, zapomniałaś?!
- Ale to moja wina, że ich zabił. Tak, wiem co mówię. Sam powiedział, że chciał się na mnie odegrać. A kiedy zapytałam, dlaczego nie zabił mnie, to...
Nie mogłam wyznać, że lubi widzieć w moich oczach strach. Niepotrzebnie się wplątałam.
- To? - nalegał.
- Powiedział, że nie chciał mnie zabić - skłamałam, nie patrząc mu w oczy.
- Ale to nie zmienia faktu, że w momencie, gdy się z nim spotkałaś, mógł cię zabić. Pamiętasz naszą rozmowę, kiedy was przyłapałem?
Trudno jej nie pamiętać, skoro przez nią prawie zmieniłam nastawienie do Ericka.
- Mówiłem też co zrobię, jeżeli zobaczę was znowu razem. A teraz mam podwójny powód.
NIE MÓGŁ GO ZABIĆ! NIE POZWOLĘ NA TO!
- Nie widziałeś nas razem - odparłam w miarę spokojnie. - To tylko twoje spekulacje, czyli nadal masz jeden powód.
- Co cię z nim łączy?
Zaskoczył mnie, bo sama tego nie wiedziałam. Nie byłam jego dziewczyną, choć czasem się tak zachowywał. Kim ja dla niego jestem?
- Nic - odrzekłam. - Mogę już iść?
Nie czekając na odpowiedź, odtrąciłam jego ręce i wyszłam z biura. Po namyśle wróciłam i powiedziałam:
- Napraw nam drzwi.
- Nikogo nie ma? - spytał jedynie.
- Nie.
Nim się obejrzałam, drzwi były na swoim miejscu.
- Dziękuję! - krzyknęłam i weszłam do pokoju.
Usiadłam na łóżku i pogrążyłam się w myślach.
Co czułam do Ericka? Co on czuł do mnie? Dwa najtrudniejsze pytania, na które nie znałam odpowiedzi, nawet na to pierwsze. Czy zginęłabym z jego rąk? Czy kochałam go na tyle, by rzeczywiście otwarcie stanąć po jego stronie? Dlaczego Vincent tak bardzo pragnie go zabić?
Lecz zastanowiłam się też nad czymś innym. Nad moim zachowaniem. Nad tym, jak reagowałam na nieprzyjemne doświadczenia. Nie tak, jak kiedyś - płaczem. Wtedy byłam niewiarygodnie słaba psychicznie. A teraz? Płakałam w sytuacjach, które tego wymagały. Tyle razy bywałam wściekła, zdenerwowana, smutna lub przygnębiona, ale starałam się tego nie okazywać. Jednak ta wyprowadzka wniosła coś pozytywnego w moje życie.
A co z Erickiem? Miałam myśleć, że nie jest on niczym dobrym w moim życiu? Przydałby się ktoś, kto powiedziałby mi, co mam robić.
Gdy zegarek wybił godzinę dziewiątą, do pokoju weszły dziewczyny. Trzy, nie dwie. Victoria, Charlotte i... Elodie? Ona? Tutaj?
- Sophia, tak sobie myślę... - Elodie usadowiła się obok mnie, wpatrując w pościel. - Czy nie dałabyś się jutro wyciągnąć do Mang?
- Do Mang? - zdumiałam się. - A po co?
- Hm... Na zakupy.
- Jutro? To aż tak ważne? - jęknęłam z pretensją.
Pokiwała głową.
Chociaż... Czy ja coś stracę? Zapewne pieniądze, jeśli coś sobie kupię. Ale Elodie, pytająca mnie, czy pojadę z nią do Mang, nie jest normalnym zjawiskiem.
- W czym jest haczyk? - zapytałam podejrzliwie.
- W niczym - odparła zaskoczona.
- No... Dobra - zgodziłam się. - O której?
- Godzinę po szkole. Pasuje?
- Pasuje - zapewniłam.
Wyszła zadowolona z pomieszczenia. Char wybrała się do łazienki, a Victoria wciąż na mnie patrzyła.
- Wiesz o co chodzi? - spytałam ją z nikłą nadzieją.
Pokręciła głową.
- Wiesz, jesteś bardzo tajemnicza - oznajmiła nagle. - Cicha, odważna, zamknięta w sobie, ale wiem, że ty coś ukrywasz.
Rany! Czy teraz ona zamierza męczyć mnie gadką, jaka to ja jestem?! Chyba wiedziałam to lepiej?!
Ale zamknięta w sobie? To aż tak widać? Jestem usprawiedliwiona! Komu mam się zwierzać? Nikogo tam nie znałam! Wiem, że miałam OKAZJĘ poznać, ale zwyczajnie nie chciałam. I nie narzekałam na to, że nie miałam przyjaciół. Nie potrzebowałam ich.
- Tylko co? Co ty ukrywasz?
- Nic nie ukrywam.
- I tak się dowiem.
- Powodzenia.
Następna wścibska osoba. Czy oni wszyscy się ode mnie odczepią?!
***
Budzik zadzwonił równo o siódmej. Poniedziałek. Nie chciałam wstawać ani iść do szkoły. Decyzję, czy poudawać chorobę, udaremnił mi Sam. Wpadł do pokoju, krzycząc:
- Hej, dziewczyny! Vincent woła wszystkich na dół! Chodzi o tą kradzież.
To mnie całkowicie rozbudziło. Zerwałam się z łóżka, ku zdziwieniu reszty i wybiegłam do łazienki, mając nadzieję przesiedzieć tam całe nagranie. Już dwie minuty później rozległo się pukanie i głos... Elodie?
- Sophia, wyjdź.
Zdałam sobie sprawę, że jestem skończoną idiotką. Zamiast normalnie pójść razem z nimi do salonu, udając zaciekawienie, mogłam śmiało sądzić, że przynajmniej połowa już podejrzewa mnie. Wyszłam więc czym prędzej z toalety, poprawiając koszulkę i poszłam za niespokojną Elodie na dół.
Wszyscy czekali. Na co? Vincent stał pośrodku niesymetrycznego koła i wpatrywał się w sufit. Zajęłam miejsce pomiędzy Maxem, a Victorią.
- Dobra, zanim przejdziemy do rzeczy, uczcijmy minutą ciszy zmarłych Casey, Richa, Connora, Martina, Lucasa, Davida i Jima.
Już po tych słowach zobaczyłam łzy na policzkach każdej z dziewczyn. Elodie była przyjaciółką Casey, dlatego płakała najbardziej, przyklejona do ramienia Matta. Ja już kiedyś przez to przechodziłam.
Po dokładnej minucie, Vincent zaczął mocno zdenerwowanym głosem:
- Ja zrozumiem wszystko; złe oceny, zabawy do godzin porannych, wyzwiska w moim kierunku, czy nieuzasadnione miłości. - Spojrzał na mnie. - Ale kradzież?! Po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyła się podwójna kradzież tej samej rzeczy!
Zamurowało mnie. Podwójna? Przecież ja tylko raz zabrałam teczkę. Nie przypominałam sobie, by była mi potrzebna dwa razy. Nasuwa się więc pytanie: "Jeśli nie ja, to kto?".
- Nazwijmy rzecz po imieniu: teczka. Jaka teczka jest tak ważna, żeby kraść ją dwa razy?! Ja oczywiście nie mówię, że to była jedna i ta sama osoba, ale ktoś to zrobił. Tylko kto, moi drodzy? Są tu wszyscy. Jeśli to któreś z was, niech teraz się dobrowolnie przyzna, bo jeżeli nie, to pokażemy ją - lub ich - na nagraniu.
Wyjął z kieszeni marynarki staromodną kasetę video. Przyjrzał się nam po kolei, wzrok dłużej zatrzymując na chłopakach. Dobrze, nie podejrzewał mnie...
- Nikt? W takim razie...
Podszedł do nowoczesnego telewizora z odtwarzaczem video, zamiast DVD. Włożył kasetę do środka i już po chwili nacisnął przycisk "play".
Przez moment nic się nie działo, dlatego gospodarz włączył przycisk przyśpieszania. Potem na ekranie zamajaczył czyjaś sylwetka. To znaczy, nie czyjaś, tylko moja. Weszłam, chwilę się rozglądałam i podbiegłam do komody. Wyjęłam teczkę i zapaliło się światło. Wlazłam pod biurko, a światło zgasło. Wybiegłam. I wtedy nieświadomie spojrzałam prosto w kamerę, także moja twarz była doskonale widoczna. Swoją drogą... Wyglądałam strasznie!
Vincent włączył pauzę i spojrzał na mnie wyczekująco, tak jak reszta zbiorowiska. Nie poruszyłam się; zmrużyłam jedynie oczy.
- No, słucham - odezwał się w końcu właściciel.
- Pogadamy później - oznajmiłam, wciąż patrząc w ekran telewizora. - Puszczaj dalej.
Ludzi troszeczkę zdziwiło, że mówiłam do gospodarza, jak do kolegi, lecz się nad tym nie zastanawiałam. Byłam ciekawa, kto jeszcze potrzebował teczki Inmortala.
Vincent pokręcił głową i puścił kasetę dalej.
W miarę upływu dnia cienie na podłodze zaczęły się wydłużać. Przyspieszenie, ustawione maksymalnie, już po dwóch minutach ukazało kolejną osobę i nie byłam to bynajmniej ja ani właściciel. To też była dziewczyna. Jasnowłosa, szczupła. Jeszcze zanim odwróciła się w stronę kamery, wiedziałam, że jest to Elodie.
__________
Wróciłam! Znowu z opóźnieniem, bo w zeszłym tygodniu impreza była i nie dałam rady napisać ani słowa :c Strasznie Was przepraszam :c
I jednocześnie dziękuję za ponad 20.000 wejść! To jest niemożliwe! Niektórzy są już ze mną tak długo, bo w sumie od... grudnia 2012 roku? A nadal dołączają nowi czytelnicy <3 Wszystkich Was kocham <3
Teraz mam nadzieję dodawać rozdziały regularnie, choć kwiecień to miesiąc burzliwy z uwagi na zbliżające się testy... ;---;
I za dwa rozdziały wracają Cullenowie <3
Chociaż nie wiem, czy będziecie do końca zadowoleni z ich roli w tej części... Ale zdradzę Wam, że po ich przyjeździe będą się działy o wiele gorsze rzeczy niż teraz... I to będzie troszkę ściągnięte z takiej jednej książki, ale zrobiłam to nieświadomie i dopiero po fakcie ją przeczytałam, więc, proszę, nie wściekajcie się o to :c
I jak zwykle mam nadzieję, że nie zanudziłam i zaciekawiłam ;3 Piszcie w komentarzach i bierzcie udział w ankietach ^^
Do zobaczenia (mam nadzieję) za dwa tygodnie <3
Elodie?! Nie... po niej bym sie tego nie spodziewała NEVA XDDD Nie znam jej, ale ciiii... Myślałam, że sie ze śmiechu porycze, kiedy Sophia przy*ebała o ziemię, a Eric stał obok z tępą miną XDDD Mam strasznie specyficzne poczucie humoru :P I ta minuta ciszy... żeś doje*ała XD ta ptofesjonalna konwersacja z policjantem, no ku*wa, myślałam, że się posikam XDDD Kocham Cię i czekam na następny rozdział ;)/Jenna <3
OdpowiedzUsuńRozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Tak szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy będzie nowy nn <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Pięknie ;) Bardzo mi się podoba + zapraszam do siebie: http//:thetwilightsaga-forever.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo świetny blog i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały! Serdecznie zapraszam Ciebie i wszystkich na mojego bloga: http://nieprzewidywalne.blogspot.com/ i bloga moich przyjaciółek: http://najlepsze-p-n-z.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPowie tak jesteś cudowna :) w piątek szukałam ciekawego bloga i znalazłam twój tak mnie wciągnęło że od 23 do 4 rano czytałam twoje wpisy ... Jesteś na prawdę świetna :) <3 ..... Weronika wielka fanka <3
OdpowiedzUsuńAhhh fajny, szkoda że krótki;p
OdpowiedzUsuńNo cóż Callenowie czy dobrzy czy źli, grunt że wracają :D
Ja szczerze nie lubie Erica jest dziwny i wkurzający i prosze pozbądź się go ;p
A moim zdaniem ten Eric jest fascynujący :D ... Ciekawi mnie co będzie dalej ... I cieszę sie że Cullenowie wracają :P ... Kiedy nowy rozdział?? ;)
OdpowiedzUsuńWeronika
No cóż... Rozdział pojawi się w piątek, najpóźniej z soboty na niedzielę w nocy ^^
OdpowiedzUsuń