Problem rozwiązał się sam, jeszcze zanim zdążyłam zadać to pytanie.
- Niedługo po ciebie przyjadę - powiedział.
Miał zatroskaną minę.
Po chwili do pokoju wbiegła Olivia, ale Jasper już nie zastała. Lecz... przecież ja ją zawsze rano odwożę do szkoły...
I z tym okazało się nie być problemu. Po śniadaniu, gdy rodzice już pojechali do pracy, a ja z siostrą szykowałyśmy się do wyjścia, zadzwonił dzwonek. Podczas gdy ja poszłam na górę po swoją torbę, Olivia otworzyła. Jej cienki głos zabrzmiał jak świszczący wiatr w czasie burzy:
- Sophia! Przyjechał twój chłopak!
Boże, dziecko, ciszej!
Chociaż nikomu nie powiedziałam, że z nim jestem, moja siostra odkąd pamiętam brała nas za parę.
Zbiegłam na dół, potykając się na schodach i tracąc równowagę. I gdyby nie Jasper, już miałabym złamaną rękę. Złapał mnie kilka centymetrów nad podłogą i lekko postawił na nogi. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
A Olivia patrzyła na chłopaka z rozdziawioną buzią, którą zaraz jej zamknęłam.
Lecz Jasper nie stracił rezonu. Uśmiechnął się i zapytał Olivię, szarmancko podając jej rękę:
- Czy droga dama jest gotowa do drogi?
Dziewczynka skwapliwie pokiwała głową, rumieniąc się i podając mu swoją dłoń, którą od razu troskliwie ujął. Innymi słowy - chyba miał zamiar zawieść i ją.
- Hej! - krzyknęłam. - Bo zaraz się zrobię zazdrosna!
Jasper zaśmiał się, a siostra zarumieniła się jeszcze bardziej. Ja poszłam za przykładem chłopaka i również zaczęłam się śmiać. Gdy się uspokoiłam, wzięłam torbę, mówiąc:
- Koniec tego migdalenia. Trzeba się zbierać. Leć na górę po plecak.
Posłuchała. Po mniej więcej dwóch minutach wróciła z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyszła z domu, zadowolona z takiego początku dnia. Jasper przytrzymał jej drzwi, kiedy wychodziła. Wyszłam za nimi, zamykając dom na klucz i chcąc zobaczyć jej minę na widok samochodu Jaspera.
Ponownie rozdziawiła buzię i szeroko otworzyła oczy. Razem z chłopakiem na ten widok serdecznie się roześmialiśmy. Olivia z pomocą Jaspera ostrożnie wpakowała się na tylne siedzenie, wodząc dookoła oczami. Gdy dojechaliśmy, mój chłopak wyszedł z auta jako pierwszy i otworzył drzwi przed siostrą. Tą samą czynność powtórzył przed naszą szkołą, w stosunku do mnie.
Po raz pierwszy poczułam się kochana.
***
Po szkole odwiózł mnie z powrotem, z zamiarem zostania dłużej. Gdyby nie pewna sprawa, rzecz jasna - niemiła, z przyjemnością przystałabym na taką opcję.
Siedząc jeszcze w Hondzie, musiałam to z siebie w końcu wydusić.
- Jasper... - zaczęłam. - Wiesz, co stało się w ostatnich dniach... Nie wszystkie te rzeczy były w porządku, ale chciałabym chociaż jedną drobnostkę zmienić na lepszą.
- O co ci chodzi?
Nie mogłam tego dłużej owijać w bawełnę. Koniec końców i tak miał się dowiedzieć.
- Bo ja muszę... Jechać do... Do Embry'ego i Nicol. Wyjaśnić wszystko i się pogodzić.
Nie wyglądał na zdziwionego, tylko zmartwionego. Jasper! Uspokój się! Nie mam pięciu lat!
- Nie możesz tam jechać - rzekł.
Nie no, zaraz mu przywalę...
- Czemu?! - już krzyczałam. Zaczynałam być wkurzona.
- Nie możesz tam jechać, bo będziesz na terenie, na który moja rodzina ma wstęp wzbroniony i tym samym nie będę mógł cię bronić.
- Przed czym?! - wypaliłam.
Dotknął lekko mojego policzka. Ślad na nim prawie zniknął, ale doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Musiałam coś zrobić. Tu i teraz. W tej chwili.
- Nic mi się nie stanie. Leath działała pod wpływem impulsu. Jest tylko zazdrosna, a poza tym to do niej się nie wybieram. Podejrzewam, że przyjaciele nic mi nie zrobią.
Kompletnie nie wiem, czemu powiedziałam "przyjaciele". Jasper nadal, mimo moich argumentów, miał niepewną minę, ale byłam na lepszej drodze, bo jakby się wahał. Ciekawa byłam czy jeżeli "czyta" w moich uczuciach, to co tam widzi? Strach? Pewność? Ból na widok jego miny?
- No proszę... Nic mi się nie stanie.
Już wiedziałam, że wygrałam, choć na jego twarzy zrezygnowanie mieszało się ciągle jeszcze z niepewnością. Powiedział:
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem - odwiozę cię do granicy, a kiedy będziesz chciała wrócić, zadzwonisz i po ciebie przyjadę.
- Nie mogę napisać? - byłam zdumiona, że tak wyraźnie zaakcentował słowo ''zadzwonisz".
- Nie, bo jeśli napiszesz, będę miał pewność, że coś jest nie tak. Dzwoniąc, od razu poznam co się dzieje.
Całkiem trafnie przemyślane...
Dziesięć minut później stałam już przed drzwiami przyjaciół, niepewna czy chcę to zrobić. W końcu zebrałam cały zapas odwagi, jaki miałam na tego typu sytuacje ( czyli praktycznie żaden ) i zapukałam. Po chwili otworzyła mi Nicol.
Dziewczyna wpatrywała się we mnie, nie wierząc własnym oczom. Zza jej pleców dobiegł bardzo dobrze znany mi głos Embry'ego:
- Hej, Nicol! Kto to?!
A kiedy ona nie odpowiedziała, usłyszałam kroki i zaraz potem ujrzałam przyjaciela. On również spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz w życiu zobaczył człowieka. Wiedziałam, że żadne z nich się tego nie spodziewało i zapewne czekali na wyjaśnienia.
- Cześć, Nicol. Cześć, Embry. Wiem, że może wam się to wydać dziwne, ale chciałabym wszystko sobie wytłumaczyć.
Nie dowierzali. Widziałam to w ich oczach. Nie byłam w stanie przewidzieć co mogą mi zrobić. Trochę się bałam. Czy to kazało Jasperowi zawieść mnie aż do granicy?
To była długa chwila milczenia...
- Dobra, w sumie ja też czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia - powiedział oschle Embry, a Nicol pokiwała głową.
- Przejdziemy się? - zapytałam. Nie mogłam wtedy siedzieć w domu.
Przystali na moją propozycję. Zamknęli drzwi na klucz i poszliśmy.
Znów miałam choć pozory tego, jak to było kiedyś. Zanim oni zostali wilkołakami oraz przed poznaniem prawdy o Cullenach. Chodziliśmy wtedy sobie tak jak teraz, zapominając o Bożym Świecie, ale w tym momencie nie było już poprzedniego świata. Lepszego? To się jeszcze okaże.
- No to słuchamy - Embry był conajmniej zdenerwowany.
- Chciałabym, żeby... Żeby było jak dawniej. Przynajmniej do pewnego stopnia. Chcę się pogodzić.
Musiałam mówić zdawkowym tonem, inaczej odkryliby jak bardzo się boję.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - szepnęła Nicol.
- To co się zdarzyło, to kim jesteście, może pójść w zapomnienie. Ja was potrzebuję - dodałam niemal błagalnym głosem.
Embry prychnął.
- Przecież masz swoją pijawkę.
Chodziło mu o Jaspera? Ale żeby zaraz pijawka?
- Tak, mam swojego Jaspera, lecz wy byliście od zawsze. Zauważcie, że to wam najbardziej ufałam, mówiłam wszystko, a to zepsuło się kiedy... Wiecie... Ale ja chcę, by było jak dawniej.
Nieświadomie zaczęłam wspominać:
- Pamiętacie, jak rok temu, pierwszego dnia w szkole, zemdlałam, gdy Banner przedstawiał mnie klasie? Albo kiedy przełaziliśmy przez płot, zwiewając z lekcji, spadłam i złamałam nogę? Lub podczas wycieczki. Zgubiliśmy się i szukali nas trzy godziny, a my w tym czasie odnaleźliśmy autokar i spokojnie czekaliśmy w nim na resztę.
Na to wspomnienie wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedziałam, że topór wojenny został zakopany.
- Albo jak piekliśmy kiełbaski nad ogniem z kuchenki - przypomniał Embry.
- I gdy wykorzystywaliśmy stare pluszaki do wystrzeliwania w kosmos - dopowiedziała przyjaciółka.
- A potem znaleźliśmy je w ogrodzie sąsiadki - dokończyliśmy jednocześnie.
W końcu było prawie tak jak dawniej, lecz dla pewności zapytałam:
- Zgoda?
- Zgoda - odpowiedzieli i jak w starych czasach padliśmy sobie w ramiona, nadal się śmiejąc. Później, dla uczczenia normalności, chodziliśmy po lesie, całkiem bez sensu, rozmawiając o sprawach również pozbawionych sensu. Pilnowałam się, by ani słowem nie wspomnieć o wilkołakach i wampirach.
Nim się obejrzeliśmy, zrobiło się ciemno. Wiedziałam, że zaraz będę zmuszona do zadzwonienia po Jaspera, ale chciałam poruszyć pewien temat.
- Boicie się? - zapytałam cicho.
Oni zdziwieni nagłą zmianą wątku, spojrzeli na mnie pytająco.
- Boicie się bitwy?
Pokręcili przecząco głowami, a Embry rzekł:
- Co ty? Będzie super zabawa.
Łzy popłynęły wbrew mojej woli po policzkach. Gdy przyjaciel je zauważył, przytulił mnie do siebie mocno, mówiąc:
- Nic nam się nie stanie.
Kiedy wypuścił mnie z objęć uznałam, że najwyższa pora zadzwonić po chłopaka. Wykonałam krótki telefon, a wampir był zadowolony z tonu mojego głosu i powiedział, że będzie za minutę. Zapewne dosłownie.
Na pożegnanie przytuliłam Nicol, szepcząc jej do ucha:
- Dziękuję.
Powtórzyłam to samo u Embry'ego, ale on trzymał mnie dłużej. Już chciałam delikatnie wysunąć się z jego ramion, gdy Embry mnie pocałował.
- Chciałabym, żeby... Żeby było jak dawniej. Przynajmniej do pewnego stopnia. Chcę się pogodzić.
Musiałam mówić zdawkowym tonem, inaczej odkryliby jak bardzo się boję.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - szepnęła Nicol.
- To co się zdarzyło, to kim jesteście, może pójść w zapomnienie. Ja was potrzebuję - dodałam niemal błagalnym głosem.
Embry prychnął.
- Przecież masz swoją pijawkę.
Chodziło mu o Jaspera? Ale żeby zaraz pijawka?
- Tak, mam swojego Jaspera, lecz wy byliście od zawsze. Zauważcie, że to wam najbardziej ufałam, mówiłam wszystko, a to zepsuło się kiedy... Wiecie... Ale ja chcę, by było jak dawniej.
Nieświadomie zaczęłam wspominać:
- Pamiętacie, jak rok temu, pierwszego dnia w szkole, zemdlałam, gdy Banner przedstawiał mnie klasie? Albo kiedy przełaziliśmy przez płot, zwiewając z lekcji, spadłam i złamałam nogę? Lub podczas wycieczki. Zgubiliśmy się i szukali nas trzy godziny, a my w tym czasie odnaleźliśmy autokar i spokojnie czekaliśmy w nim na resztę.
Na to wspomnienie wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedziałam, że topór wojenny został zakopany.
- Albo jak piekliśmy kiełbaski nad ogniem z kuchenki - przypomniał Embry.
- I gdy wykorzystywaliśmy stare pluszaki do wystrzeliwania w kosmos - dopowiedziała przyjaciółka.
- A potem znaleźliśmy je w ogrodzie sąsiadki - dokończyliśmy jednocześnie.
W końcu było prawie tak jak dawniej, lecz dla pewności zapytałam:
- Zgoda?
- Zgoda - odpowiedzieli i jak w starych czasach padliśmy sobie w ramiona, nadal się śmiejąc. Później, dla uczczenia normalności, chodziliśmy po lesie, całkiem bez sensu, rozmawiając o sprawach również pozbawionych sensu. Pilnowałam się, by ani słowem nie wspomnieć o wilkołakach i wampirach.
Nim się obejrzeliśmy, zrobiło się ciemno. Wiedziałam, że zaraz będę zmuszona do zadzwonienia po Jaspera, ale chciałam poruszyć pewien temat.
- Boicie się? - zapytałam cicho.
Oni zdziwieni nagłą zmianą wątku, spojrzeli na mnie pytająco.
- Boicie się bitwy?
Pokręcili przecząco głowami, a Embry rzekł:
- Co ty? Będzie super zabawa.
Łzy popłynęły wbrew mojej woli po policzkach. Gdy przyjaciel je zauważył, przytulił mnie do siebie mocno, mówiąc:
- Nic nam się nie stanie.
Kiedy wypuścił mnie z objęć uznałam, że najwyższa pora zadzwonić po chłopaka. Wykonałam krótki telefon, a wampir był zadowolony z tonu mojego głosu i powiedział, że będzie za minutę. Zapewne dosłownie.
Na pożegnanie przytuliłam Nicol, szepcząc jej do ucha:
- Dziękuję.
Powtórzyłam to samo u Embry'ego, ale on trzymał mnie dłużej. Już chciałam delikatnie wysunąć się z jego ramion, gdy Embry mnie pocałował.
Co za świnia. Po co ją pocałował? CO?! Ja się pytam!!!!
OdpowiedzUsuńNotka fajna, cieszę się, że się pogodzili, lubię ich. :)
Informacja o nowym rozdziale pojawiła się w aktualizacj 018. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://wamp-mania.blogspot.com/
Jak małe dzieci... "Zgoda?" Nie... hahaha leże i nie wstaje! Ale to tylko mój wymysł, zawsze musi być różowo <3 Jenna
OdpowiedzUsuńJAK ON MÓGŁ JĄ POCAŁOWAĆ?!?
OdpowiedzUsuń