W przypadku Elodie, zdziwienie było większe. Rozległy się niedowierzające szepty i zduszone okrzyki.
Dlaczego Elodie zabrała teczkę Ericka? Kazał jej?
- Dziewczyny, proszę za mną, na górę. Reszta niech idzie do szkoły.
Posłusznie podążyłyśmy za Vincentem; ja z wysoko podniesioną brodą, Elodie z głową spuszczoną. Zasiadłyśmy na przeciwko biurka, lecz gospodarz podszedł do okna. Czułam niczym nieuzasadniony spokój. Vincent nic mi nie mógł zrobić - miałam na niego haka.
- Więc słucham - odezwał się po chwili milczenia. - Do czego potrzebna wam była ta teczka?
Spojrzałam na Elodie, a ona na mnie. Postanowiłam, że dopóki blondynka nie wyjawi swojego powodu, ja też tego nie zrobię. Widząc moją wyczekującą minę, w końcu rzekła:
- Ja... Byłam po prostu ciekawa. Widziałam, jak Sophia kradnie tą teczkę, a że spisuję kartotekę archiwum i kazał mi pan wczoraj odświeżyć listę, od razu zorientowałam się, którego nazwiska brakuje. Chciałam widzieć, dlaczego Sophia wzięła tą teczkę, ale nic się z niej konkretnego nie dowiedziałam.
- Uznajmy, że narazie masz powód - zgodził się niechętnie Vincent. - Sophia?
- Tak? - zapytałam uprzejmie.
A tak naprawdę chciałam zyskać na czasie. Co miałam mu powiedzieć? Gdybyśmy byli sami, zwyczajnie wyznałabym prawdę, ale Elodie musiałaby zniknąć.
- Powiedz, dlaczego ukradłaś teczkę Ericka Inmortala - powtórzył spokojnie.
- Okazał się całkiem interesujący, więc chciałam się o nim dowiedzieć, jak najwięcej mogłam.
Próbowałam to mówić sarkastycznym tonem, by blondynka się nie zorientowała.
- Ale jak to? - zdziwiła się. - Przecież Eric Inmortal nie żyje od siedemdziesięciu lat!
Nagle przypomniało mi się coś bardzo istotnego.
- Jak to wytłumaczysz, skoro daty na teczce zostały zamazane?
Na ułamek sekundy dziewczyna się zawahała. Tyle jednak mi wystarczyło, żeby wywnioskować z tego, że kręciła.
- Z internetu. Natrafiłam na artykuł o zbrodni popełnionej niedaleko naszej szkoły. Przeczytałam.
Vincent przyjrzał się nam z osobna i chyba wierząc naszym kłamstwom, rzekł:
- Kara i tak was nie ominie. Jeszcze dzisiaj zadzwonię do waszych rodziców i powiadomię ich o wykroczeniu. Ponadto przez tydzień będziecie pomagały Jodie w kuchni. Oczywiście przed i po waszych lekcjach. Elodie, możesz już iść. Sophio, zostań na chwilę.
Godząc się z karą, dziewczyna wyszła, zostawiając mnie sam na sam z wampirem. Wiedziałam, że już nie będzie dla mnie życzliwy, dlatego przygotowywałam mowę obronną.
- Dlaczego ukradłaś jego teczkę? - ponowił pytanie, kiedy zamknęły się drzwi.
- Kazał mi. - Poczułam ulgę, że w pewnym stopniu już się nie musiałam ukrywać.
- Ale jak? Zagroził ci?
- Nie - skłamałam. - Mam prośbę... Nie dzwoń do moich rodziców.
- I tak zadzwonię.
Dostrzegłam, że bardzo napiął mięśnie. Czyżby się czegoś bał?
- Szkoda, tak dobrze ci się tu pracowało...
Wstałam, lekkim ruchem gładząc palcem blat biurka, jakby było wielkim skarbem.
- Co masz na myśli?
Wtedy już nawet zaczął oddychać.
- Mam na myśli to, że wyjawię twój sekret. Zdecyduj się. Odpowiedzi oczekuję do godziny ósmej wieczorem.
Wyszłam. Wiedziałam, jaką odpowiedź da mi Vincent, ale chciałam to usłyszeć od niego.
W połowie drogi do pokoju złapał mnie kaszel. Próbując się opanować, powoli brnęłam w stronę pomieszczenia. Ku mojemu zdziwieniu, czekała tam na mnie Elodie.
- Ty nie w szkole? - zapytałam, sięgając szklankę wody ze stolika nocnego.
- O to samo mogę zapytać ciebie - odparła. - Co chciał od ciebie pan McDean?
- Nic, co mogłoby cię obchodzić.
- Słuchaj, nie chciałam się wtrącać... - zaczęła załagadzać sprawę. - Jestem jeszcze trochę wstrząśnięta tym, co zrobiłam, bo nigdy nie kradłam. Może porozmawiamy po południu w mieście?
- Ach... Dobrze, pojadę. Marzę o tym, żeby się rozerwać.
Pomyślałam, jaką jestem idiotką. Po prostu zapomniałam, że Elodie straciła przyjaciółkę, a ja tak ostro ją traktowałam. Narzekałam, że nikt nie umie współczuć, ale ja sama się taka stałam - zimna. Dlaczego?! Rzadko okazywałam smutek, lecz stać mnie zawsze było na to, by pocieszyć innych. A teraz?!
- Elodie, przepraszam - westchnęłam. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zapomniałam, że cierpisz.
- Nic się nie stało - odrzekła lekko drżącym głosem.
- Nie wierzę, że to mówię, ale chodźmy lepiej do szkoły.
Pokiwałam głową i wyszła. Spotkałyśmy się na korytarzu i ruszyłyśmy razem do szkoły.
***
- Dlaczego to zrobiłaś? - napadł na mnie Matt na przerwie przed matematyką.
- Dla zabawy - odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Dla zabawy?! - nie dowierzał. - Po co?
- Matko, nudziło mi się, jasne? - zbyłam go.
Musiałam przyznać, że naprawdę zaczynał mnie wkurzać. Na szczęście nie miał zamiaru zadawać mi więcej głupich pytań. Zapewne przyczynił się do tego dzwonek, oznajmiający koniec przerwy.
Po południu siedziałam w samochodzie Elodie z zamkniętymi oczami. Przerażało mnie, że tak wolno prowadziła. Wolałabym siedzieć na jej miejscu w swoim aucie. Swoją drogą, nie pamiętałam, kiedy ostatnio prowadziłam. Chyba, gdy drugiego dnia pojechałam z Mattem do miasta. Rany, to ponad cztery miesiące temu! Marzyłam, by znowu poczuć chropowatą kierownicę pod palcami i zimno okutego w skórę siedzenia na plecach.
W Mang zasadniczo nic się nie zmieniło. Tłumy ludzi, zapchane półki w sklepach i zapach spalin w powietrzu. Dzień, jak co dzień.
- Może zajdziemy się gdzieś czegoś napić? - zaproponowała Elodie, po wyjściu z dziesiątego sklepu.
Przytaknęłam, zastanawiając się, po co kupiłam sukienkę. Była zima. Ale ta sukienka chciała, żebym ją kupiła. Wzywała mnie. Przedstawiała się pięknie. Krótka i bez ramiączek. Idealna do mojej karnacji. Elodie kupiła sobie nieco wyzywającą sukienkę, której radziłam jej nie ubierać przy jakimkolwiek nauczycielu czy gospodarzu. Do jej stroju znalazłyśmy również pasujące buty, a rozkład sklepów przewidywał, że znajdziemy je także dla mnie. W sumie to się cieszyłam.
- Może tu?
Postawiła mnie przed jakąś kawiarenką. Chińską. Dotychczas wybierałyśmy tylko angielskie sklepy, by nie było problemów z gotówką.
- Znasz chiński? - zapytałam.
- Znam - pochwaliła się, zadowolona z tego faktu.
- Skoro tak mówisz...
Weszłam pierwsza do kawiarni. Sprawiała wrażenie przytulnej. Na oko dwadzieścia stolików dwu - lub trzy - osobowych, cztery kanapy i sześć wysokich krzeseł przy ladzie. Usiadłyśmy właśnie tam, Elodie obok jakiegoś Azjaty, który puścił jej oczko. Zarumieniona dziewczyna zawołała kelnerkę.
- Co chcesz? - Blondynka uniosła dostojnie jedną brew.
- A co tu mają? - Byłam nastawiona do tego miejsca aż za bardzo sceptycznie.
- Wszystko.
- Niech będzie gorąca czekolada.
Elodie wyszczebiotała kilka nieznanych mi słów i uśmiechnęła się do obcego chłopaka. Wywróciłam oczami.
- Zanim pobawię się trochę tym za mną - dyskretnie machnęła głową w tył - zadam ci parę pytań.
Czekałam na ten moment. Może nie z utęsknieniem, lecz wiedziałam, że on wkrótce nadejdzie.
- Po co ci jego teczka? - zapytała otwarcie.
- Już mówiłam - byłam ciekawa.
Co prawda, to prawda. W tym przypadku nie skłamałam.
- Ile go znasz?
Już miałam powiedzieć, że tylko kilka dni, gdy coś mnie przed tym powstrzymało.
- Jak mam go znać, skoro on nie żyje?
- Takie kity to ty możesz wciskać panu McDean. Gadaj prawdę - odpowiedziała szorstko.
Zrobiło się nieprzyjemnie.
- Cztery miesiące. A teraz moja kolej. Skąd TY go znasz? Szczerze.
Wyglądała, jakby biła się z myślami. Gdybym została postawiona w takiej sytuacji, jak ona, zapewne też nie wiedziałabym co powiedzieć.
W końcu westchnęła.
- Z pewnością mi nie uwierzysz... Otóż wysyłał mi takie tycie karteczki.
Zmrużyłam oczy.
- Kiedy dostałaś pierwszą?
- Tydzień temu.
- Spotkałaś się z nim?
Przez dłuższą chwilę się nie odezwała. Kiedy pomyślałam, że lepiej rozmawia się ze słupem, rzekła:
- Miałam spotkać się z nim dzisiaj.
Przez moment trawiłam tą informację, próbując nie okazać, jak bardzo mnie ona zabolała.
- Kontaktował się z tobą w jakiś inny sposób?
Pokręciła głową.
- Co ja mam teraz zrobić? - zapytała histerycznie. - Kim on dla ciebie jest?
Spojrzała mi prosto w oczy. A jednak musiałam zostać postawiona w niezręcznej sytuacji.
- Powiedzmy, że kolegą, z którym jestem dosyć blisko.
- To twój chłopak?! Przepraszam - przestraszyła się. - Nie wiedziałam... Nie spotkam się z nim!
Już miałam przytaknąć, kiedy do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Spotkasz się z nim, lecz musisz wiedzieć o nim kilka ważnych rzeczy.
- Zastanów się czy na pewno tego chcesz.
- Chcę, a teraz mnie słuchaj. Uważnie. Nie uznaj mnie za idiotkę, parę z tych rzeczy może ci się wydać dziwnych, ale każda jest prawdziwa.
Nie, nie zamierzałam jej na wstępie oznajmiać, że Eric jest wampirem.
- Eric... On umie, tak jakby, czytać w myślach. Jest iluzjonistą. Dlatego rozmawiając z nim, pod żadnym pozorem nie myśl o mnie. On jest - delikatnie ujmując - zabójczo przystojny. Jeśli zapyta o mnie, powiedz, że wcale się nie znamy. Nie naciskaj - woli zadawać pytania. Odpowiadaj krótko i na temat, bo jeszcze cię pociągnie za język.
- Ale dlaczego? - przerwała mi.
- Co dlaczego? - Kompletnie pogubiłam się w jej rozumowaniu.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Przecież to twój chłopak.
- Nie jestem z nim, ale chcę zobaczyć czy mogłabym. Dobra, z ostrzeżeń to tyle... Nie obrazisz się, jeśli ci powiem, co powinnaś ubrać?
Zdziwiła się.
- Jasne, że nie. Wal śmiało.
- Inaczej. Gdzie macie się spotkać?
Przerażająco się w to zaangażowałam. Naprawdę chciałam wiedzieć czy Inmortal mnie kocha.
- U mnie w pokoju.
- Idealnie - uśmiechnęłam się złowieszczo.
Lecz zanim miałam jej powiedzieć o ubraniach, musiałam być pewna na 100%.
Wzięłam głęboki wdech.
- A teraz zadaj sobie pytanie: kogo kochasz?
Elodie zamyśliła się, mieszając łyżeczką w cappuccino. Dałam jej sporo czasu, bo wiedziałam, jaki ma mętlik w głowie. Nie zmuszałam jej do odpowiedzi. Nigdzie się nie spieszyłyśmy.
- Tylko cię tym zdenerwuję.
Tym razem to ja się zdziwiłam.
- Mów. Zniosę wszystko.
- Bo ja... Ja myślę... Kocham... Kocham Matta.
To było oczywiste, jednak musiałam mieć pewność.
- Dobra, co mam ubrać?
- Jeżeli uważasz, że nie zakochasz się w Ericku, najlepiej by było, gdybyś założyła to, co kupiłaś dzisiaj.
- Mianowicie? Trochę tego jest... - Spojrzała na masę toreb u swoich stóp.
- Tą czarną sukienkę i buty.
Elodie wydała niemy krzyk.
- Nie sądzisz, że to trochę wyzywające?!
Sukienka jak najbardziej, a biorąc pod uwagę szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie, można było śmiało sądzić, że Inmortal wyląduje z nią w łóżku. Mogłam mieć tylko nadzieję, że okaże się na tyle mądry, że nie będzie przekonany co do kolejnej ofiary na sumieniu.
- Nie szkodzi. Jeśli ty mu się dobrowolnie nie poddasz, będzie w porządku. Kiedy on pójdzie, przyjdziesz do mnie i opowiesz o tym co się wydarzyło. Każdy, najdrobniejszy szczególik. Pomyśl czy na pewno wszystko zapamiętałaś.
Po minucie zastanawiania się i mamrotania pod nosem pokiwała głową.
- Idziemy kupić ci buty - oznajmiła uradowana, płacąc kelnerce.
- A co z tajemniczym nieznajomym? - zdumiałam się.
- Wolałabym się zająć Mattem, jeśli nie masz nic przeciwko temu...
- Droga wolna.
W końcu w jakimś wielkim sklepie odnalazłyśmy buty perfekcyjnie pasujące do mojej sukienki.
Wracając do szkoły, jeszcze raz powtarzałam jej uwagi o Inmortalu, tak na wszelki wypadek, by nie zapomniała.
Dwie godziny później, dokładnie pół godziny przed spotkaniem Elodie z Erickiem, wpadłam na jeszcze lepszy pomysł. Chodziłam właśnie nerwowo po pokoju, a obserwujące mnie współlokatorki malowały sobie nawzajem paznokcie, gdy wybiegłam do Elodie. Dziewczyna właśnie upinała włosy w luźnego, choć eleganckiego koka.
- Jak pozbyłaś się Nancy?
Nancy była jej jedyną współlokatorką po śmierci Casey.
- Poszła na korki z hiszpańskiego. Nie będzie jej co najmniej dwie godziny - odpowiedziała, wcale nie zdumiona moim nagłym wtargnięciem.
- Zmiana planów.
Usiadłam na jej łóżku i dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę chciałam zrobić. To był najgorszy i zarazem najlepszy pomysł na świecie.
Elodie podeszła do szafy, wyjęła z niej sukienkę i powiesiła na klamce od drzwi. Potem usiadła obok mnie.
- Nie jestem przekonana co do obecnego planu, a po twojej minie widzę, że nowy nie będzie lepszy.
- Tak, masz rację. Jeżeli ci to nie przeszkadza, poudawajmy, że jesteśmy przyjaciółkami. I UDAWAJ - wyraźnie zaakcentowałam to słowo - że Eric ci się podoba. Podpuszczaj go. Będzie mu trudniej się powstrzymać.
- I o to ci chodzi?! - Elodie wydawała się nieźle wkurzona moim pomysłem. - Chcesz, żeby Inmortal zakochał się we mnie?! Czy co?! Bo ja cię chyba nie rozumiem!
- Nie. Chcę sprawdzić czy poleci na ciebie wiedząc, że się "przyjaźnimy". Jeśli będzie się o mnie pytał skłam, że jesteśmy przyjaciółkami, ale ja nigdy ci o niem nie mówiłam. Rozumiesz?
Pokiwała głową.
- A co jeżeli... - zaczęła nieśmiało. - A co jeżeli między nami rzeczywiście coś zajdzie?
- Już o to się nie martw.
Doskonale wiedziałam, co bym zrobiła w takim przypadku. Spotkałabym się z Erickiem i powiadomiła o tym Vincenta. Zobaczyłby nas razem i miałby już podwójny powód do zabicia go, a ja dołożyłabym wszelkich starań, by mu w tym pomóc.
- Przyjdź do mnie, kiedy upewnisz się, że go nie ma.
Nie czekając na odpowiedź wyszłam, chcąc jak najszybciej znaleźć sobie zajęcie, byle tylko nie myśleć o Ericku.
Problem rozwiązał się sam.
Mając zamiar wejść do swojego pokoju, usłyszałam głos Matta:
- Hej, Sophia, masz chwilkę? Musimy pogadać...
- Jasne - zgodziłam się. Każde wypełnienie aktualnego czasu było dobre, mimo że słowa Matta brzmiały tak trochę niepokojąco... - Chodźmy do mnie.
Dałam mu się poprowadzić do jego pokoju, w którym czekali Ryan i Sam.
- Usiądź. - Matt wskazał mi fotel.
Usiadłam, lecz na podłodze, w takim miejscu, by widzieć każdego z nich i skrzyżowałam nogi, przyjmując "turecką" pozycję. Chłopcy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Po chwili milczenia, Matt, bardzo poważnym tonem, oznajmił:
- Cała ta rozmowa musi być szczera. Niczego nie zatajamy, jasne?
Pokiwałam głową, choć trochę bałam się tego, co mogłam usłyszeć.
- Dobra, Sophia... Wiemy, że coś wiesz.
- Nie rozumiem o czym mówisz.
Naprawdę!
- Mówię o śmierci naszych przyjaciół. Wiesz więcej, niż przypuszczamy.
Serce zabiło mi szybciej, lecz starałam się robić głupią minę.
- A co przypuszczacie? - zapytałam, mając nadzieję, że mój głos brzmiał normalnie.
- Przypuszczamy, że... - zawahał się Ryan. - Uważamy, że sprawcą był...
- Wampir - wszedł mu w słowo Sam.
Zamarłam.
_________
W końcu napisałam... Według mnie, wyszedł średnio, bo było spooooro dialogów, ale dłuższy niż zamierzałam. Przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale naprawdę uczyłam się na te piekielne testy i przez święta napisałam może 10 zdań... Ogólnie testy aka masakra, więc lepiej nie mówić...
Powrócę do kwestii, która zapewne ciekawi większość z Was... Cullenowie. Jeszcze jeden, dość istotny rozdział, dlatego wgl nie mogę go skrócić, choćbym chciała... I oni się pojawią <3 Też się nie mogę doczekać ^^
Jednak, jeśli chodzi o Ericka... Spokojnie, ich historia się nie kończy, nasz kochany wampirek pozostanie z nami jeszcze dłuuugo ;3
Piszcie komentarze i powiadomcie mnie czy ktoś z Was też przez te 3 dni musiał pisać testy ;-;
Do zobaczenia w następnym rozdziale <3
Btw... Zajrzyjcie do "Bohaterów" XD
piątek, 25 kwietnia 2014
piątek, 4 kwietnia 2014
Część 2 Rozdział 13: Zdumienie
~ Eric! - krzyknęłam w myślach. Nie chciałam, by gospodarz to usłyszał.
- Sophia, otwórz te cholerne drzwi, bo je wyważę! - wściekał się.
Podjęłam spontaniczną decyzję i wyskoczyłam przez okno. Ciężko gruchnęłam o ziemię, już nie w ramiona Inmortala. Ale on jednak stał obok i patrzył. Przenikliwym wzrokiem. Na mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał spokojnie.
- Bo staję po twojej stronie.
Decyzja trudna, lecz na pewno bardziej opłacalna. Vincent miał się jutro dowiedzieć, że włamałam się do jego biura i na pewno przestanie mi pomagać, a Eric...
Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Ericku, błagam, zrozum mnie - zaczęłam. - Ja się po prostu bałam. Spałam w pokoju z piętnaściorgiem znajomych, a rano okazuje się, że połowa z nich jest martwa.
- Ale nie pomyślałaś, że to mogłaś być ty - zauważył.
- No... Nie - przyznałam. - Vincent mnie uświadomił.
Zmarszczył brwi.
- Tak się jakoś miałem zapytać... Dlaczego się ze mną nie spotkałaś? Oprócz tego twojego strachu.
- Byłam na imprezie - odparłam zgodnie z prawdą. Nie widziałam żadnego sensu w tym, żeby go okłamać. - Po dziesiątej się upiłam i nic nie pamiętałam. I nadal nie pamiętam.
Po raz pierwszy w tym dniu się zaśmiał. Trochę mi ulżyło.
- Upiłaś się? Tego bym się po tobie nie spodziewał...
Chciałam, żeby pozostał pogodny, lecz musiałam wiedzieć na pewno, w jakiej znajdowałam się pozycji.
- Wrócił ci dobry humor? Cieszę się bardzo. - Mój głos wcale na to nie wskazywał, dzięki moim usilnym staraniom. - Nie chcę nic mówić, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, Vincent znowu nas zobaczy.
- A co on nam może zrobić? - zadrwił.
- Nie wiem co mi, ale ciebie będzie chciał zabić.
Zdziwił się.
- Stary, poczciwy Vincent chciałby mnie zabić? - Usłyszałam w tym pytaniu bardzo wyraźną nutę kpiny.
- Tak powiedział.
Usłyszeliśmy z góry trzask drzwi wyrywanych z zawiasów. Spojrzałam na Inmortala z przerażeniem, lecz on zamknął oczy.
- Sophia! - krzyknął gospodarz.
- Chodź - rzekł Eric, wyciągając rękę w moją stronę.
- Nie. - Kolejna spontaniczna decyzja w tym dniu.
- Jak to?
- Uciekaj. Nie chcę, żeby zobaczył nas razem. I cię zabił. Poradzę sobie.
- W to akurat nie wątpię - uśmiechnął się i zniknął.
Schowałam się za rogiem budynku w chwili, gdy Vincent wyjrzał przez okno. Pobiegłam do internatu i stanęłam przy pokoju braci Misterio, jakbym stała tam wieczność. Ta ósemka, która wcześniej wyciskała tam łzy, gdzieś się ulotniła. W zamian za nich, wciśnięto policję. Pięciu funkcjonariuszy wewnątrz i sześciu na zewnątrz. Wolałam nie wiedzieć, dlaczego aż tylu.
- Jaka jest wstępna analiza przestępstwa? - zapytałam mężczyznę, który wyglądał, jakby wiedział co robi.
- Skąd wiesz, że popełniono przestępstwo? Dopiero tu przyszłaś - zainteresował się.
- Byłam tu już wcześniej. Jakie są początkowe wnioski? - nie ulegałam.
- Najprawdopodobniej zatruli się alkoholem. Żadnych ran na ciele, ale analiza krwi musi to potwierdzić. Pili coś, czego nie piła tamta ósemka.
- Dziewiątka - poprawiłam go. - Też tam byłam. Możliwe, że było coś w winie. Nie piłam tego i żyję.
- A ile ty masz lat? Wyglądasz na młodszą niż reszta...
Musiałam sobie wybrać takiego wścibskiego policjanta?! Co miałam wtedy powiedzieć?!
- Mam siedemnaście lat - powiedziałam w końcu. - Nie piłam wina, ale kto powiedział, że piłam coś innego? To ja byłam tą trzeźwą na imprezie.
- Gdyby to zdarzyło się kilka godzin temu, zwyczajnie przyniósłbym alkomat. Jeśli nie masz już pytań, pozwól, że wrócę do pracy.
Chwileczkę.
- Czyli to zatrucie?
- Albo otrucie. Pożyjemy, zobaczymy.
Och, tak. Z pewnością.
Tym razem naprawdę odetchnęłam z ulgą. Żadnych podejrzeń w stosunku do Inmortala. Całe szczęście.
- Sophia?! - Szczęście powiedziałam? Nigdy jeszcze nie widziałam Vincenta tak wściekłego i zdumionego zarazem. - Co ty tu robisz?!
- Tylko rozmawiałam z policjantem. To też jest zabronione?
- Chodź. - Chwycił mnie za rękę, a mnie zmroziło. I dosłownie, i w przenośni. Poprowadził mnie do swojego biura, usadził na krześle i pociągnął łyk whiskey, dla uspokojenia. Obszedł biurko i założył dłonie na oparciu mojego krzesła. - Dlaczego się z nim spotkałaś?
- Kto tak powiedział?
Westchnął.
- Nie rób ze mnie idioty. Wiem, że się z nim spotkałaś, chociaż ci zabroniłem. To jest seryjny morderca, zapomniałaś?!
- Ale to moja wina, że ich zabił. Tak, wiem co mówię. Sam powiedział, że chciał się na mnie odegrać. A kiedy zapytałam, dlaczego nie zabił mnie, to...
Nie mogłam wyznać, że lubi widzieć w moich oczach strach. Niepotrzebnie się wplątałam.
- To? - nalegał.
- Powiedział, że nie chciał mnie zabić - skłamałam, nie patrząc mu w oczy.
- Ale to nie zmienia faktu, że w momencie, gdy się z nim spotkałaś, mógł cię zabić. Pamiętasz naszą rozmowę, kiedy was przyłapałem?
Trudno jej nie pamiętać, skoro przez nią prawie zmieniłam nastawienie do Ericka.
- Mówiłem też co zrobię, jeżeli zobaczę was znowu razem. A teraz mam podwójny powód.
NIE MÓGŁ GO ZABIĆ! NIE POZWOLĘ NA TO!
- Nie widziałeś nas razem - odparłam w miarę spokojnie. - To tylko twoje spekulacje, czyli nadal masz jeden powód.
- Co cię z nim łączy?
Zaskoczył mnie, bo sama tego nie wiedziałam. Nie byłam jego dziewczyną, choć czasem się tak zachowywał. Kim ja dla niego jestem?
- Nic - odrzekłam. - Mogę już iść?
Nie czekając na odpowiedź, odtrąciłam jego ręce i wyszłam z biura. Po namyśle wróciłam i powiedziałam:
- Napraw nam drzwi.
- Nikogo nie ma? - spytał jedynie.
- Nie.
Nim się obejrzałam, drzwi były na swoim miejscu.
- Dziękuję! - krzyknęłam i weszłam do pokoju.
Usiadłam na łóżku i pogrążyłam się w myślach.
Co czułam do Ericka? Co on czuł do mnie? Dwa najtrudniejsze pytania, na które nie znałam odpowiedzi, nawet na to pierwsze. Czy zginęłabym z jego rąk? Czy kochałam go na tyle, by rzeczywiście otwarcie stanąć po jego stronie? Dlaczego Vincent tak bardzo pragnie go zabić?
Lecz zastanowiłam się też nad czymś innym. Nad moim zachowaniem. Nad tym, jak reagowałam na nieprzyjemne doświadczenia. Nie tak, jak kiedyś - płaczem. Wtedy byłam niewiarygodnie słaba psychicznie. A teraz? Płakałam w sytuacjach, które tego wymagały. Tyle razy bywałam wściekła, zdenerwowana, smutna lub przygnębiona, ale starałam się tego nie okazywać. Jednak ta wyprowadzka wniosła coś pozytywnego w moje życie.
A co z Erickiem? Miałam myśleć, że nie jest on niczym dobrym w moim życiu? Przydałby się ktoś, kto powiedziałby mi, co mam robić.
Gdy zegarek wybił godzinę dziewiątą, do pokoju weszły dziewczyny. Trzy, nie dwie. Victoria, Charlotte i... Elodie? Ona? Tutaj?
- Sophia, tak sobie myślę... - Elodie usadowiła się obok mnie, wpatrując w pościel. - Czy nie dałabyś się jutro wyciągnąć do Mang?
- Do Mang? - zdumiałam się. - A po co?
- Hm... Na zakupy.
- Jutro? To aż tak ważne? - jęknęłam z pretensją.
Pokiwała głową.
Chociaż... Czy ja coś stracę? Zapewne pieniądze, jeśli coś sobie kupię. Ale Elodie, pytająca mnie, czy pojadę z nią do Mang, nie jest normalnym zjawiskiem.
- W czym jest haczyk? - zapytałam podejrzliwie.
- W niczym - odparła zaskoczona.
- No... Dobra - zgodziłam się. - O której?
- Godzinę po szkole. Pasuje?
- Pasuje - zapewniłam.
Wyszła zadowolona z pomieszczenia. Char wybrała się do łazienki, a Victoria wciąż na mnie patrzyła.
- Wiesz o co chodzi? - spytałam ją z nikłą nadzieją.
Pokręciła głową.
- Wiesz, jesteś bardzo tajemnicza - oznajmiła nagle. - Cicha, odważna, zamknięta w sobie, ale wiem, że ty coś ukrywasz.
Rany! Czy teraz ona zamierza męczyć mnie gadką, jaka to ja jestem?! Chyba wiedziałam to lepiej?!
Ale zamknięta w sobie? To aż tak widać? Jestem usprawiedliwiona! Komu mam się zwierzać? Nikogo tam nie znałam! Wiem, że miałam OKAZJĘ poznać, ale zwyczajnie nie chciałam. I nie narzekałam na to, że nie miałam przyjaciół. Nie potrzebowałam ich.
- Tylko co? Co ty ukrywasz?
- Nic nie ukrywam.
- I tak się dowiem.
- Powodzenia.
Następna wścibska osoba. Czy oni wszyscy się ode mnie odczepią?!
***
Budzik zadzwonił równo o siódmej. Poniedziałek. Nie chciałam wstawać ani iść do szkoły. Decyzję, czy poudawać chorobę, udaremnił mi Sam. Wpadł do pokoju, krzycząc:
- Hej, dziewczyny! Vincent woła wszystkich na dół! Chodzi o tą kradzież.
To mnie całkowicie rozbudziło. Zerwałam się z łóżka, ku zdziwieniu reszty i wybiegłam do łazienki, mając nadzieję przesiedzieć tam całe nagranie. Już dwie minuty później rozległo się pukanie i głos... Elodie?
- Sophia, wyjdź.
Zdałam sobie sprawę, że jestem skończoną idiotką. Zamiast normalnie pójść razem z nimi do salonu, udając zaciekawienie, mogłam śmiało sądzić, że przynajmniej połowa już podejrzewa mnie. Wyszłam więc czym prędzej z toalety, poprawiając koszulkę i poszłam za niespokojną Elodie na dół.
Wszyscy czekali. Na co? Vincent stał pośrodku niesymetrycznego koła i wpatrywał się w sufit. Zajęłam miejsce pomiędzy Maxem, a Victorią.
- Dobra, zanim przejdziemy do rzeczy, uczcijmy minutą ciszy zmarłych Casey, Richa, Connora, Martina, Lucasa, Davida i Jima.
Już po tych słowach zobaczyłam łzy na policzkach każdej z dziewczyn. Elodie była przyjaciółką Casey, dlatego płakała najbardziej, przyklejona do ramienia Matta. Ja już kiedyś przez to przechodziłam.
Po dokładnej minucie, Vincent zaczął mocno zdenerwowanym głosem:
- Ja zrozumiem wszystko; złe oceny, zabawy do godzin porannych, wyzwiska w moim kierunku, czy nieuzasadnione miłości. - Spojrzał na mnie. - Ale kradzież?! Po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyła się podwójna kradzież tej samej rzeczy!
Zamurowało mnie. Podwójna? Przecież ja tylko raz zabrałam teczkę. Nie przypominałam sobie, by była mi potrzebna dwa razy. Nasuwa się więc pytanie: "Jeśli nie ja, to kto?".
- Nazwijmy rzecz po imieniu: teczka. Jaka teczka jest tak ważna, żeby kraść ją dwa razy?! Ja oczywiście nie mówię, że to była jedna i ta sama osoba, ale ktoś to zrobił. Tylko kto, moi drodzy? Są tu wszyscy. Jeśli to któreś z was, niech teraz się dobrowolnie przyzna, bo jeżeli nie, to pokażemy ją - lub ich - na nagraniu.
Wyjął z kieszeni marynarki staromodną kasetę video. Przyjrzał się nam po kolei, wzrok dłużej zatrzymując na chłopakach. Dobrze, nie podejrzewał mnie...
- Nikt? W takim razie...
Podszedł do nowoczesnego telewizora z odtwarzaczem video, zamiast DVD. Włożył kasetę do środka i już po chwili nacisnął przycisk "play".
Przez moment nic się nie działo, dlatego gospodarz włączył przycisk przyśpieszania. Potem na ekranie zamajaczył czyjaś sylwetka. To znaczy, nie czyjaś, tylko moja. Weszłam, chwilę się rozglądałam i podbiegłam do komody. Wyjęłam teczkę i zapaliło się światło. Wlazłam pod biurko, a światło zgasło. Wybiegłam. I wtedy nieświadomie spojrzałam prosto w kamerę, także moja twarz była doskonale widoczna. Swoją drogą... Wyglądałam strasznie!
Vincent włączył pauzę i spojrzał na mnie wyczekująco, tak jak reszta zbiorowiska. Nie poruszyłam się; zmrużyłam jedynie oczy.
- No, słucham - odezwał się w końcu właściciel.
- Pogadamy później - oznajmiłam, wciąż patrząc w ekran telewizora. - Puszczaj dalej.
Ludzi troszeczkę zdziwiło, że mówiłam do gospodarza, jak do kolegi, lecz się nad tym nie zastanawiałam. Byłam ciekawa, kto jeszcze potrzebował teczki Inmortala.
Vincent pokręcił głową i puścił kasetę dalej.
W miarę upływu dnia cienie na podłodze zaczęły się wydłużać. Przyspieszenie, ustawione maksymalnie, już po dwóch minutach ukazało kolejną osobę i nie byłam to bynajmniej ja ani właściciel. To też była dziewczyna. Jasnowłosa, szczupła. Jeszcze zanim odwróciła się w stronę kamery, wiedziałam, że jest to Elodie.
__________
Wróciłam! Znowu z opóźnieniem, bo w zeszłym tygodniu impreza była i nie dałam rady napisać ani słowa :c Strasznie Was przepraszam :c
I jednocześnie dziękuję za ponad 20.000 wejść! To jest niemożliwe! Niektórzy są już ze mną tak długo, bo w sumie od... grudnia 2012 roku? A nadal dołączają nowi czytelnicy <3 Wszystkich Was kocham <3
Teraz mam nadzieję dodawać rozdziały regularnie, choć kwiecień to miesiąc burzliwy z uwagi na zbliżające się testy... ;---;
I za dwa rozdziały wracają Cullenowie <3
Chociaż nie wiem, czy będziecie do końca zadowoleni z ich roli w tej części... Ale zdradzę Wam, że po ich przyjeździe będą się działy o wiele gorsze rzeczy niż teraz... I to będzie troszkę ściągnięte z takiej jednej książki, ale zrobiłam to nieświadomie i dopiero po fakcie ją przeczytałam, więc, proszę, nie wściekajcie się o to :c
I jak zwykle mam nadzieję, że nie zanudziłam i zaciekawiłam ;3 Piszcie w komentarzach i bierzcie udział w ankietach ^^
Do zobaczenia (mam nadzieję) za dwa tygodnie <3
- Sophia, otwórz te cholerne drzwi, bo je wyważę! - wściekał się.
Podjęłam spontaniczną decyzję i wyskoczyłam przez okno. Ciężko gruchnęłam o ziemię, już nie w ramiona Inmortala. Ale on jednak stał obok i patrzył. Przenikliwym wzrokiem. Na mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał spokojnie.
- Bo staję po twojej stronie.
Decyzja trudna, lecz na pewno bardziej opłacalna. Vincent miał się jutro dowiedzieć, że włamałam się do jego biura i na pewno przestanie mi pomagać, a Eric...
Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Ericku, błagam, zrozum mnie - zaczęłam. - Ja się po prostu bałam. Spałam w pokoju z piętnaściorgiem znajomych, a rano okazuje się, że połowa z nich jest martwa.
- Ale nie pomyślałaś, że to mogłaś być ty - zauważył.
- No... Nie - przyznałam. - Vincent mnie uświadomił.
Zmarszczył brwi.
- Tak się jakoś miałem zapytać... Dlaczego się ze mną nie spotkałaś? Oprócz tego twojego strachu.
- Byłam na imprezie - odparłam zgodnie z prawdą. Nie widziałam żadnego sensu w tym, żeby go okłamać. - Po dziesiątej się upiłam i nic nie pamiętałam. I nadal nie pamiętam.
Po raz pierwszy w tym dniu się zaśmiał. Trochę mi ulżyło.
- Upiłaś się? Tego bym się po tobie nie spodziewał...
Chciałam, żeby pozostał pogodny, lecz musiałam wiedzieć na pewno, w jakiej znajdowałam się pozycji.
- Wrócił ci dobry humor? Cieszę się bardzo. - Mój głos wcale na to nie wskazywał, dzięki moim usilnym staraniom. - Nie chcę nic mówić, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, Vincent znowu nas zobaczy.
- A co on nam może zrobić? - zadrwił.
- Nie wiem co mi, ale ciebie będzie chciał zabić.
Zdziwił się.
- Stary, poczciwy Vincent chciałby mnie zabić? - Usłyszałam w tym pytaniu bardzo wyraźną nutę kpiny.
- Tak powiedział.
Usłyszeliśmy z góry trzask drzwi wyrywanych z zawiasów. Spojrzałam na Inmortala z przerażeniem, lecz on zamknął oczy.
- Sophia! - krzyknął gospodarz.
- Chodź - rzekł Eric, wyciągając rękę w moją stronę.
- Nie. - Kolejna spontaniczna decyzja w tym dniu.
- Jak to?
- Uciekaj. Nie chcę, żeby zobaczył nas razem. I cię zabił. Poradzę sobie.
- W to akurat nie wątpię - uśmiechnął się i zniknął.
Schowałam się za rogiem budynku w chwili, gdy Vincent wyjrzał przez okno. Pobiegłam do internatu i stanęłam przy pokoju braci Misterio, jakbym stała tam wieczność. Ta ósemka, która wcześniej wyciskała tam łzy, gdzieś się ulotniła. W zamian za nich, wciśnięto policję. Pięciu funkcjonariuszy wewnątrz i sześciu na zewnątrz. Wolałam nie wiedzieć, dlaczego aż tylu.
- Jaka jest wstępna analiza przestępstwa? - zapytałam mężczyznę, który wyglądał, jakby wiedział co robi.
- Skąd wiesz, że popełniono przestępstwo? Dopiero tu przyszłaś - zainteresował się.
- Byłam tu już wcześniej. Jakie są początkowe wnioski? - nie ulegałam.
- Najprawdopodobniej zatruli się alkoholem. Żadnych ran na ciele, ale analiza krwi musi to potwierdzić. Pili coś, czego nie piła tamta ósemka.
- Dziewiątka - poprawiłam go. - Też tam byłam. Możliwe, że było coś w winie. Nie piłam tego i żyję.
- A ile ty masz lat? Wyglądasz na młodszą niż reszta...
Musiałam sobie wybrać takiego wścibskiego policjanta?! Co miałam wtedy powiedzieć?!
- Mam siedemnaście lat - powiedziałam w końcu. - Nie piłam wina, ale kto powiedział, że piłam coś innego? To ja byłam tą trzeźwą na imprezie.
- Gdyby to zdarzyło się kilka godzin temu, zwyczajnie przyniósłbym alkomat. Jeśli nie masz już pytań, pozwól, że wrócę do pracy.
Chwileczkę.
- Czyli to zatrucie?
- Albo otrucie. Pożyjemy, zobaczymy.
Och, tak. Z pewnością.
Tym razem naprawdę odetchnęłam z ulgą. Żadnych podejrzeń w stosunku do Inmortala. Całe szczęście.
- Sophia?! - Szczęście powiedziałam? Nigdy jeszcze nie widziałam Vincenta tak wściekłego i zdumionego zarazem. - Co ty tu robisz?!
- Tylko rozmawiałam z policjantem. To też jest zabronione?
- Chodź. - Chwycił mnie za rękę, a mnie zmroziło. I dosłownie, i w przenośni. Poprowadził mnie do swojego biura, usadził na krześle i pociągnął łyk whiskey, dla uspokojenia. Obszedł biurko i założył dłonie na oparciu mojego krzesła. - Dlaczego się z nim spotkałaś?
- Kto tak powiedział?
Westchnął.
- Nie rób ze mnie idioty. Wiem, że się z nim spotkałaś, chociaż ci zabroniłem. To jest seryjny morderca, zapomniałaś?!
- Ale to moja wina, że ich zabił. Tak, wiem co mówię. Sam powiedział, że chciał się na mnie odegrać. A kiedy zapytałam, dlaczego nie zabił mnie, to...
Nie mogłam wyznać, że lubi widzieć w moich oczach strach. Niepotrzebnie się wplątałam.
- To? - nalegał.
- Powiedział, że nie chciał mnie zabić - skłamałam, nie patrząc mu w oczy.
- Ale to nie zmienia faktu, że w momencie, gdy się z nim spotkałaś, mógł cię zabić. Pamiętasz naszą rozmowę, kiedy was przyłapałem?
Trudno jej nie pamiętać, skoro przez nią prawie zmieniłam nastawienie do Ericka.
- Mówiłem też co zrobię, jeżeli zobaczę was znowu razem. A teraz mam podwójny powód.
NIE MÓGŁ GO ZABIĆ! NIE POZWOLĘ NA TO!
- Nie widziałeś nas razem - odparłam w miarę spokojnie. - To tylko twoje spekulacje, czyli nadal masz jeden powód.
- Co cię z nim łączy?
Zaskoczył mnie, bo sama tego nie wiedziałam. Nie byłam jego dziewczyną, choć czasem się tak zachowywał. Kim ja dla niego jestem?
- Nic - odrzekłam. - Mogę już iść?
Nie czekając na odpowiedź, odtrąciłam jego ręce i wyszłam z biura. Po namyśle wróciłam i powiedziałam:
- Napraw nam drzwi.
- Nikogo nie ma? - spytał jedynie.
- Nie.
Nim się obejrzałam, drzwi były na swoim miejscu.
- Dziękuję! - krzyknęłam i weszłam do pokoju.
Usiadłam na łóżku i pogrążyłam się w myślach.
Co czułam do Ericka? Co on czuł do mnie? Dwa najtrudniejsze pytania, na które nie znałam odpowiedzi, nawet na to pierwsze. Czy zginęłabym z jego rąk? Czy kochałam go na tyle, by rzeczywiście otwarcie stanąć po jego stronie? Dlaczego Vincent tak bardzo pragnie go zabić?
Lecz zastanowiłam się też nad czymś innym. Nad moim zachowaniem. Nad tym, jak reagowałam na nieprzyjemne doświadczenia. Nie tak, jak kiedyś - płaczem. Wtedy byłam niewiarygodnie słaba psychicznie. A teraz? Płakałam w sytuacjach, które tego wymagały. Tyle razy bywałam wściekła, zdenerwowana, smutna lub przygnębiona, ale starałam się tego nie okazywać. Jednak ta wyprowadzka wniosła coś pozytywnego w moje życie.
A co z Erickiem? Miałam myśleć, że nie jest on niczym dobrym w moim życiu? Przydałby się ktoś, kto powiedziałby mi, co mam robić.
Gdy zegarek wybił godzinę dziewiątą, do pokoju weszły dziewczyny. Trzy, nie dwie. Victoria, Charlotte i... Elodie? Ona? Tutaj?
- Sophia, tak sobie myślę... - Elodie usadowiła się obok mnie, wpatrując w pościel. - Czy nie dałabyś się jutro wyciągnąć do Mang?
- Do Mang? - zdumiałam się. - A po co?
- Hm... Na zakupy.
- Jutro? To aż tak ważne? - jęknęłam z pretensją.
Pokiwała głową.
Chociaż... Czy ja coś stracę? Zapewne pieniądze, jeśli coś sobie kupię. Ale Elodie, pytająca mnie, czy pojadę z nią do Mang, nie jest normalnym zjawiskiem.
- W czym jest haczyk? - zapytałam podejrzliwie.
- W niczym - odparła zaskoczona.
- No... Dobra - zgodziłam się. - O której?
- Godzinę po szkole. Pasuje?
- Pasuje - zapewniłam.
Wyszła zadowolona z pomieszczenia. Char wybrała się do łazienki, a Victoria wciąż na mnie patrzyła.
- Wiesz o co chodzi? - spytałam ją z nikłą nadzieją.
Pokręciła głową.
- Wiesz, jesteś bardzo tajemnicza - oznajmiła nagle. - Cicha, odważna, zamknięta w sobie, ale wiem, że ty coś ukrywasz.
Rany! Czy teraz ona zamierza męczyć mnie gadką, jaka to ja jestem?! Chyba wiedziałam to lepiej?!
Ale zamknięta w sobie? To aż tak widać? Jestem usprawiedliwiona! Komu mam się zwierzać? Nikogo tam nie znałam! Wiem, że miałam OKAZJĘ poznać, ale zwyczajnie nie chciałam. I nie narzekałam na to, że nie miałam przyjaciół. Nie potrzebowałam ich.
- Tylko co? Co ty ukrywasz?
- Nic nie ukrywam.
- I tak się dowiem.
- Powodzenia.
Następna wścibska osoba. Czy oni wszyscy się ode mnie odczepią?!
***
Budzik zadzwonił równo o siódmej. Poniedziałek. Nie chciałam wstawać ani iść do szkoły. Decyzję, czy poudawać chorobę, udaremnił mi Sam. Wpadł do pokoju, krzycząc:
- Hej, dziewczyny! Vincent woła wszystkich na dół! Chodzi o tą kradzież.
To mnie całkowicie rozbudziło. Zerwałam się z łóżka, ku zdziwieniu reszty i wybiegłam do łazienki, mając nadzieję przesiedzieć tam całe nagranie. Już dwie minuty później rozległo się pukanie i głos... Elodie?
- Sophia, wyjdź.
Zdałam sobie sprawę, że jestem skończoną idiotką. Zamiast normalnie pójść razem z nimi do salonu, udając zaciekawienie, mogłam śmiało sądzić, że przynajmniej połowa już podejrzewa mnie. Wyszłam więc czym prędzej z toalety, poprawiając koszulkę i poszłam za niespokojną Elodie na dół.
Wszyscy czekali. Na co? Vincent stał pośrodku niesymetrycznego koła i wpatrywał się w sufit. Zajęłam miejsce pomiędzy Maxem, a Victorią.
- Dobra, zanim przejdziemy do rzeczy, uczcijmy minutą ciszy zmarłych Casey, Richa, Connora, Martina, Lucasa, Davida i Jima.
Już po tych słowach zobaczyłam łzy na policzkach każdej z dziewczyn. Elodie była przyjaciółką Casey, dlatego płakała najbardziej, przyklejona do ramienia Matta. Ja już kiedyś przez to przechodziłam.
Po dokładnej minucie, Vincent zaczął mocno zdenerwowanym głosem:
- Ja zrozumiem wszystko; złe oceny, zabawy do godzin porannych, wyzwiska w moim kierunku, czy nieuzasadnione miłości. - Spojrzał na mnie. - Ale kradzież?! Po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyła się podwójna kradzież tej samej rzeczy!
Zamurowało mnie. Podwójna? Przecież ja tylko raz zabrałam teczkę. Nie przypominałam sobie, by była mi potrzebna dwa razy. Nasuwa się więc pytanie: "Jeśli nie ja, to kto?".
- Nazwijmy rzecz po imieniu: teczka. Jaka teczka jest tak ważna, żeby kraść ją dwa razy?! Ja oczywiście nie mówię, że to była jedna i ta sama osoba, ale ktoś to zrobił. Tylko kto, moi drodzy? Są tu wszyscy. Jeśli to któreś z was, niech teraz się dobrowolnie przyzna, bo jeżeli nie, to pokażemy ją - lub ich - na nagraniu.
Wyjął z kieszeni marynarki staromodną kasetę video. Przyjrzał się nam po kolei, wzrok dłużej zatrzymując na chłopakach. Dobrze, nie podejrzewał mnie...
- Nikt? W takim razie...
Podszedł do nowoczesnego telewizora z odtwarzaczem video, zamiast DVD. Włożył kasetę do środka i już po chwili nacisnął przycisk "play".
Przez moment nic się nie działo, dlatego gospodarz włączył przycisk przyśpieszania. Potem na ekranie zamajaczył czyjaś sylwetka. To znaczy, nie czyjaś, tylko moja. Weszłam, chwilę się rozglądałam i podbiegłam do komody. Wyjęłam teczkę i zapaliło się światło. Wlazłam pod biurko, a światło zgasło. Wybiegłam. I wtedy nieświadomie spojrzałam prosto w kamerę, także moja twarz była doskonale widoczna. Swoją drogą... Wyglądałam strasznie!
Vincent włączył pauzę i spojrzał na mnie wyczekująco, tak jak reszta zbiorowiska. Nie poruszyłam się; zmrużyłam jedynie oczy.
- No, słucham - odezwał się w końcu właściciel.
- Pogadamy później - oznajmiłam, wciąż patrząc w ekran telewizora. - Puszczaj dalej.
Ludzi troszeczkę zdziwiło, że mówiłam do gospodarza, jak do kolegi, lecz się nad tym nie zastanawiałam. Byłam ciekawa, kto jeszcze potrzebował teczki Inmortala.
Vincent pokręcił głową i puścił kasetę dalej.
W miarę upływu dnia cienie na podłodze zaczęły się wydłużać. Przyspieszenie, ustawione maksymalnie, już po dwóch minutach ukazało kolejną osobę i nie byłam to bynajmniej ja ani właściciel. To też była dziewczyna. Jasnowłosa, szczupła. Jeszcze zanim odwróciła się w stronę kamery, wiedziałam, że jest to Elodie.
__________
Wróciłam! Znowu z opóźnieniem, bo w zeszłym tygodniu impreza była i nie dałam rady napisać ani słowa :c Strasznie Was przepraszam :c
I jednocześnie dziękuję za ponad 20.000 wejść! To jest niemożliwe! Niektórzy są już ze mną tak długo, bo w sumie od... grudnia 2012 roku? A nadal dołączają nowi czytelnicy <3 Wszystkich Was kocham <3
Teraz mam nadzieję dodawać rozdziały regularnie, choć kwiecień to miesiąc burzliwy z uwagi na zbliżające się testy... ;---;
I za dwa rozdziały wracają Cullenowie <3
Chociaż nie wiem, czy będziecie do końca zadowoleni z ich roli w tej części... Ale zdradzę Wam, że po ich przyjeździe będą się działy o wiele gorsze rzeczy niż teraz... I to będzie troszkę ściągnięte z takiej jednej książki, ale zrobiłam to nieświadomie i dopiero po fakcie ją przeczytałam, więc, proszę, nie wściekajcie się o to :c
I jak zwykle mam nadzieję, że nie zanudziłam i zaciekawiłam ;3 Piszcie w komentarzach i bierzcie udział w ankietach ^^
Do zobaczenia (mam nadzieję) za dwa tygodnie <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)