Tym razem notka ode mnie na początku w związku z poprzednim rozdziałem. W komentarzach niektórzy z Was prosili mnie, bym zrobiła z Sophii wampira, jednak.. Nie mogę tego zrobić. Nie teraz. Jest mi potrzebna jako człowiek w o wiele większych akcjach niż są z Erickiem. O czym mówię? Dowiecie się niedługo :) Cierpliwości... Ach! No i przepraszam za to, że nie dałam notki w zeszłym tygodniu, przed Nowym Rokiem, ale piszę jeszcze jednego bloga i musiałam na tamtego wstawić, a na tego już się nie wyrobiłam :(Czytajcie i komentujcie, bo komentarzy jest coraz mniej, a one mnie tak bardzo motywują! :D
___________
- Masz szczęście. Jeszcze milimetr, a stałabyś się taka, jak ja.
Czyli ja nadal żyję?! Jestem CZŁOWIEKIEM?!
Westchnęłam z ulgą.
- Jeżeli naprawdę będziesz chciał mnie zabić, zrób to do końca.
- Ale ja naprawdę chciałem to zrobić.
- Więc co cię powstrzymało?
- To. co powiedziałaś.
Musiałam zsynchronizować wiadomości. Nie nadążałam za nimi. Rzekłam zaledwie o pocałunku. To mu kazało przestać?
- Ubrałeś garnitur. Czyli mniemam, że się przygotowałeś?
- To nic specjalnego, ale można tak ująć.
Chyba się zmieszał. Wyglądał tak niewinnie, że zwątpiłam, że mógłby mnie zabić.
- Ale ja nie jestem gotowa.
Nie mogłam uznać jeansów i koszulki za odpowiedni strój na pierwszą randkę.
- To się przebierz. Poczekam.
- Gdzie?
- Przed internatem.
- A jak ktoś cię zobaczy? - przestraszyłam się.
- To się schowam - uśmiechnął się i zniknął.
Jeszcze przez chwilę czułam, jakby wciąż stał za mną. Nie określił, o której mam być gotowa, ale wolałam się pospieszyć. Noce są krótkie.
Wyszłam zwykłym krokiem z klasy. Pech chciał, że trafiłam na Matta i Ryana, którzy wracali do internatu. Zakryłam nagie ramię T-shirtem i poprawiłam włosy. Udając, że ich nie zauważyłam, wyszłam na przód, pochylając nisko głowę.
- Sophia? Co ty tu robisz? - zapytał natychmiast Matt.
- Poszłam po bluzę.
Rzeczywiście miałam ją w ręku, choć nie zdejmowałam jej sama. Podejrzewałam, że zrobił to Eric.
- Przecież miałaś ją na próbie - zdziwił się Ryan.
- Wydawało ci się.
Przyśpieszyłam kroku. Nie byli nachalni - zostali w tyle.
W pokoju zastałam już Victorię i Charlotte. Obydwie siedziały bez ruchu na swoich łóżkach, od samego progu uważnie mnie obserwując.
- Jak ci poszło z Mattem? - spytała mściwie Victoria.
- Skąd wiesz, że z Mattem? Dla twojej wiadomości był tam również Ryan.
Wyglądała, jakby dostała w twarz. Zainteresowała mnie jej reakcja. Czyżby coś do niego jeszcze czuła?
Na mój widok, Char skuliła się na łóżku, przyjmując kształt kłębka. Bała się mnie? Z jakiegoś powodu sprawiło mi to radość.
Dopadłam do szafy. Do szkoły przywiozłam tylko cztery sukienki. Nie miałam za wielkiego wyboru. Może nie powinnam zakładać sukienki? Była w końcu zima. Nie taka, jaka w Forks, ale bywało zimnej niż normalnie. Czy tunika i rurki byłyby w porządku?
- Pomożecie? - zapytałam z nadzieją.
Char wstała, jednak patrzyła na mnie wciąż ze strachem. Ubzdurała sobie, że jeśli mi nie pomoże to się na nią rzucę?
- Jaka okazja? - szepnęła lękliwie.
Powiedzieć?
- Randka.
Jak na znak, uniosły brwi.
- Z Mattem? - Wiedziałam, że Victoria miała wielką ochotę się zaśmiać.
- Nie - odparłam szczerze.
To powstrzymało ją od dalszych pytań.
- Jeśli to coś ważnego, musisz mu pokazać, że go kochasz.
Słucham? Nie zastanawiałam się nad tym, czy mogłabym pokochać Inmortala... Ale niech Char robi tak, jak uważa. Ja się na tym nie znam...
- Mogę?
Pokiwałam głową. Dziewczyna otworzyła na szerokość drzwi szafy, gwiżdżąc z uznaniem.
- Coś się wymyśli.
Victoria z ciekawością zajrzała jej przez ramię i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Mogę pomóc? - zapytała nieśmiało.
Opornie, ale się zgodziłam. Każda para rąk była na wagę złota. Nigdy wcześniej nie stresowałam się tak randką.
~ Mogę się trochę spóźnić.
~ Poczekam.
"Trochę" w tym przypadku miało pojęcie względne. Nie posiadałam masy ciuchów, lecz obydwie współlokatorki sprzeczały się o najdrobniejsze szczegóły. Dając im wolną rękę musiałam liczyć się z takim obrotem sprawy.
Po godzinie stałam już ubrana, uczesana i umalowana, z butami po przemianie. Kozaki, które chciały mi wcisnąć posiadały dziesięciocentymetrowy koturn. Pięć minut zmarnowałam na zastanawianie się skąd ja je, u licha, miałam. Za nic nie mogłam sobie przypomnieć.
Koniec końców przybrały mnie w czarne rurki i szarą koszulkę, którą też wytargowałam zamiast żarówiastej zielonej bluzki. Nie chciałam, żeby ktokolwiek odkrył kim jest Eric, dlatego brałam pod uwagę tylko ciemne kolory. Po zobaczeniu, ile kilogramów pudru nałożyły mi na twarz, myślałam, że się źle czują. Wyglądałam, jak jakiś wytapetowany pustak. Natychmiast kazałam im to zmazać i pomalować o kilka odcieni lżej.
Z pokoju wyszłam dosyć zadowolona i spóźniona, chociaż Inmortal nie ustalił dokładnej godziny. Nie wzięłam żadnej torebki - nie znosiłam ich, na plecy zarzuciłam lekki, trochę niepasujący żakiecik, a na nogach miałam wygodne półbuty.
Eric już na mnie czekał, tak, jak obiecał. Oparł się swobodnie o ścianę internatu, jakby nie bał się gapiów.
- Pięknie wyglądasz - rzekł, kiedy do niego podeszłam.
Jego oczy przybrały niebezpiecznie czerwony odcień. Chyba zapolował. Dla mojego dobra? Na kogo?
- Dziękuję.
I w tym momencie mój mózg postanowił zrobić ze mnie idiotkę i się zarumieniłam. Uroda Ericka działała na mnie przerażająco powalająco. Głupia Sophia!
- Zakładam, że biegałaś w wampirzym tempie?
- Tak. - Zaraz przypomniał mi się krótki bieg na plecach Edwarda. - Czemu się pytasz?
- Musimy tam jakoś dotrzeć, a, nie chwaląc się, jestem najszybszym wampirem na ziemi. Moja prędkość wynosi średnio trzysta kilometrów na godzinę.
Trzysta na godzinę?! Rany! Czy to w ogóle możliwe?!
- Udowodnij. - Nie mogłam uwierzyć mu na słowo.
- Taki miałem zamiar. Tylko trzymaj się mocno; nie ręczę, że dotrzesz tam w jednym kawałku.
I tak mnie tym nie przestraszył.
- Pozwolisz? - zapytał, wskazując na swoje plecy.
Zapewne chodziło mu o to, czy może wziąć mnie na barana. Pokiwałam głową. Złapał mnie delikatnie za miejsce za kolanami, a ja poczułam dreszcze. Już dawno nie czułam dotyku wampira w tak czułym miejscu. Posadził mnie sobie na plecy.
- Wygodnie? - spytał z troską.
- Jeśli to nie będzie trwało długo, to jakoś przeżyję.
- Złap się mnie mocno.
Nie określił, w którym miejscu, dlatego zarzuciłam mu ręce na szyję. Przełknął ślinę i poczułam jak jego Jabłko Adama wędruje w górę i wraca z powrotem na dół.
- To biegniemy.
Gdy tylko to powiedział, ruszył. Odrzuciło mnie do tyłu, lecz zdołałam się utrzymać. Nie przechwalał się - biegł bardzo szybko. Wokół nas migały głównie drzewa, choć czasem widywałam reflektory latarń i zlewające się w jedno, światła z okien domów. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia dokąd Inmortal mnie zabiera. Nie liczyłam na nic specjalnego. Może jakieś kino albo coś w tym rodzaju. Po jakimś czasie zaczęły łzawić mi oczy od tej szaleńczej prędkości i wtuliłam twarz w bark Erica.
Biegliśmy najwyżej piętnaście minut. Serce dudniło w mojej klatce piersiowej, jakbym to JA biegła.
Znajdowaliśmy się w lesie. Rozejrzałam się ze zdumieniem - nie myślałam o czymś tak ekstrawaganckim. Nie odezwałam się jednak, tylko zerknęłam na chłopaka, który poprawiał sobie garnitur.
- Pokażę ci coś niesamowitego.
- Gdzie jesteśmy?
- Zobaczysz. Chodź.
Ruszył na przód. A ja nie. Nie wiem dlaczego. Gdy spostrzegł, że mnie przy nim nie ma, wrócił się i złapał mnie za rękę. Zatrzęsłam się, ale jej nie cofnęłam. Ruszył razem ze mną w stronę, gdzie drzewa zdawały się rosnąć rzadziej. Ufałam mu na tyle, że pozwoliłam się zaprowadzić do jednego z nich, nadal w niewiadomym celu.
- Wskakuj - rzekł, ponownie wskazując na swoje plecy.
- Co? Przecież dopiero co skończyłeś biec.
- Jest jeszcze taka opcja, że... Och, nie gadaj tyle, tylko wskakuj. Albo zrobię to siłą.
Wdrapałam się na jego plecy, coraz bardziej zaintrygowana niespodzianką.
- A teraz zamknij oczy.
- Muszę?
To było najgorsze, co mogło spotkać człowieka w kontakcie z nieznanym. Przypuśćmy, taka śmierć - zasłonisz sobie na chwilę oczy i ktoś cię zabije, a ty nawet nie zobaczysz kto. No i nie ma szans na obronę. Straszne.
- Nie mam najmniejszego zamiaru cię zabić. - Chyba odczytał moje myśli.
Odwrócił głowę w stronę drzewa i jego usta ułożyły się wyraźnie w słowo "jeszcze". Wiążąc je z wypowiedzianym przez niego zdaniem, nasunął mi się jasny wniosek, że jednak chce mnie zabić.
Stanęłam gwałtownie na ziemi. Nie mogłam tego uznać za przywidzenie, a Eric nie mógł tego zbagatelizować. To było zbyt widoczne.
Nie pozwolił mi odejść, ściskając rękę.
- Co się stało?
Nie zamierzałam udawać, że nic, dlatego wprost odpowiedziałam:
- Powiedziałeś "jeszcze".
- W sensie, że jeszcze chwila i zobaczysz niesamowitą rzecz.
Mówił to tak pewnie, jakby rzeczywiście tak było. Na moment zamydlił mi oczy.
- Ale oczywiście nie tak niesamowitą jak ty.
Podeszłam do niego i, tak, jak chciał, wskoczyłam mu z powrotem na plecy.
- Zamknij oczy - rzekł o wiele łagodniejszym tonem. Tonem, który sam kazał mi je zamknąć.
Wtuliłam się w niego. Poczułam, jakby oderwał stopy od ziemi. Zaczęło przygniatać mnie ciśnienie. Co się dzieje? Uczucie duszności wkradło się do moich płuc i już wcale nie chciałam otwierać oczu. Bałam się, co mogłam zobaczyć. Przynajmniej Eric zachował się w stosunku do mnie uczciwie - ciągle ze mną był. Gdyby chciał mnie zabić, zabiłby i siebie. Nieświadomie wstrzymałam oddech.
- Już możesz otworzyć oczy.
Otworzyłam. Musiałam zblednąć, bo Inmortal przypatrywał mi się z uwagą.
A przede mną rozciągał się rzeczywiście niesamowity widok. Na początku zobaczyłam tylko pełno światełek, bo zakręciło mi się w głowie. Dopiero po chwili dostrzegłam detale. Stałam na najwyższej stabilnej gałęzi gigantycznego drzewa. Za mną znajdowały się dziesiątki hektarów lasu, a przede mną miasto. Olbrzymie, jasne miasto. Miliony świateł ulicznych i domowych, latarń i szyldów sklepowych sprawiały, że pełno księżycowe nocne niebo wręcz płonęło pomarańczowym blaskiem. Słyszałam oddalone trąbienie samochodów i stłumiony hałas setek tysięcy przechodniów, nieśpiących pomimo późnej godziny. Wieżowce i małe, jednorodzinne domki. Miałam w dłoni całe miasto, a stałam zaledwie na drzewie. Drzewo natomiast stało na czubku klifu. Wcześniej nie patrzyłam na dół, ale w pewnej chwili to zrobiłam i zobaczyłam pod sobą przepaść, o wysokości co najmniej dwóch tysięcy metrów. Zachwiałam się. Pod sobą nie miałam praktycznie nic, tylko ciemną otchłań, w którą Inmortal mógł mnie z łatwością wrzucić. Kiedy zobaczył, jak wyginam się do tyłu, dotknął moich pleców, a ja już zaczęłam w myślach swój ostatni monolog. Piękne zakończenie pierwszej randki, nie ma co. Lecz on zrobił coś, co mnie totalnie zaskoczyło; przycisnął mnie do siebie, żebym nie spadła. Trzymałam ręce przy sobie, by nie zdradzić, jak bardzo się boję.
- Nic ci się przy mnie nie stanie - szepnął mi na ucho.
Pokiwałam głową, zamknąwszy oczy.
- Co to za miasto? - zapytałam cicho.
- To Mang - stolica naszej prowincji.
- Twojej - poprawiłam go. - Nie mieszkam tu na stałe.
- I dlatego właśnie tak bardzo ponaglam cię w wykonywaniu zadań.
Jego kieszeń zaczęła wibrować. Wyciągnął komórkę i, spojrzawszy na wyświetlacz, oddał mi ją, mówiąc:
- To twoja mama.
Podał mi ją, a, że ja to ja, telefon wypadł mi z ręki. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i spojrzałam przepraszająco na Ericka. Miał kamienną twarz. Komórka wylądowała po stronie przeciwnej, niż przepaść, dlatego było aż pięć procent szans, że będzie nadawała się jeszcze do użytku.
- Poczekaj chwilę.
Zostawił mnie samą na szczycie chwiejącego się dębu. Przylgnęłam do pnia, trzęsąc się ze strachu.
Minęło kilka minut. Taką śmierć zgotował dla mnie Inmortal? Głodową? Czy sądził, że w końcu spadnę. Do śmierci od spadnięcia było mi bliżej; im dłużej tam siedziałam, tym bardziej zastanawiałam się, czy z tego nie skończyć. Nie dałabym rady zejść, bo gałęzie pode mną, na długości dziesięciu metrów, zostały doszczętnie przez coś połamane. Tylko z Erickiem miałam szansę zejść. Łapałam ostatnie głębokie wdechy. Spojrzałam w dół, w stronę przepaści - tamtędy będzie łatwiej. Wystawiłam jedną nogę poza granicę gałęzi i wychyliłam głowę.
I nagle po prostu rzuciłam się w przepaść.
***
Wirowałam pomiędzy ścianą klifu, a pustką, składającą się z dalekiego miasta i drzew w dole, do których jeszcze nie dotarłam. Ręce trzymałam wzdłuż boków, by policjanci nie znaleźli zmasakrowanego ciała.
Nagłe uderzenie w ramię sprawiło, że zmieniła się trajektoria mojego lotu. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że lecę wprost na skalną ścianę. Ale nie sama. Ktoś był ze mną.
Gdy ściana zbliżała się, skuliłam się i otoczyłam głowę ramionami.
Nie poczułam nic, z wyjątkiem wolnego spadania. Ten ktoś, kto przeze mnie prawdopodobnie zginął, złagodził upadek. Spadliśmy na polanę, jedyny wolny kawałek ziemi w tym lesie. Zerwałam się szybko i wyciągnęłam rękę do leżącego człowieka. Leżał na plecach. Mi praktycznie nic się nie stało. Miałam zaledwie kilka zadrapań.
Prawie natychmiast cofnęłam dłoń. Zdałam sobie sprawę, że nikt nie zdołałby przeżyć upadku z takiej wysokości.
Uklękłam.
- Tak mi przykro - szepnęłam.
- Cieszę się, że wykazałaś jakąś skruchę.
- Eric?!
Na to, że to on, w życiu bym nie wpadła. Przecież to właśnie ON chciał mnie zabić!
- Mówiłem, że masz poczekać! Co cię naszło, żeby skoczyć?! Życie ci niemiłe?!
- Ja... Myślałam, że mnie specjalnie zostawiłeś...
- Specjalnie?! Na czubku drzewa?! Dlaczego tak pomyślałaś?!
- Nie znam cię. Skąd mogę wiedzieć do czego jesteś zdolny?
Podniósł się z ziemi.
- Już ci powiedziałem do czego jestem zdolny. Nie pamiętasz?
- Ach, no tak. Jesteś zdolny do MORDERSTWA!
- Ale nie takiego okrutnego.
Westchnęłam.
- Przepraszam - spuściłam wzrok.
- Nic się nie stało. - Przytulił mnie. A ja nie. Miałam jakieś nieuzasadnione zahamowania.
- Gdzie byłeś?
- Kupić sobie nową komórkę.
Pokazał mi ją. Był to Sony Ericsson Xperia Z1. Nowy model, niedawno dostał się do produkcji.
Poszedł do miasta po durną komórkę?! Była tak ważna, że nie mógł poczekać, aż zejdę?! Dupek.
- Przypadkiem przyszedłeś w odpowiednim momencie?
- Szczerze mówiąc, to nie. Czułem twój strach, jeszcze kiedy stałaś na drzewie, a potem specyficzny spokój. Trochę się zląkłem, dlatego na wszelki wypadek przybiegłam tu, a ty akurat wykonywałaś piękny skok nad przepaścią.
- Dziękuję - rzekłam ironicznie.
- Wiesz, niektórym mogłoby się to wydać romantyczne: skaczesz z drzewa, a tu nagle ratuje cię przystojny nieznajomy.
Wywróciłam oczami.
- Z tą tylko różnicą, że ja cię, jako tako, znam.
- A wdzięczność aż z ciebie kipi - powiedział z sarkazmem.
- Dziękuję, mój ty bohaterze - odparłam głosem ociekającym ironią.
- O wiele lepiej.
Niebezpiecznie się zbliżył. Nie cofnęłam się; jego oczy mnie wzywały. Czerwone i hipnotyzujące. Kolczyk zalśnił w świetle księżyca. Gwiazdkę zmienił na serce. Usłyszałam świst i Inmortal uśmiechnął się. Ukazały mi się w całości jego kły. Po parze u góry i na dole. Wtedy też się nie cofnęłam. Nawet gdy złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Tylko jedno zdanie powtarzałam sobie w myślach: "On mnie nie zabije". Z całych sił próbowałam w to uwierzyć.
Jego nowa komórka zawibrowała w najmniej odpowiednim momencie. Eric stał tak blisko, że i ja doskonale to poczułam.
Chłopak zaklął dosyć głośno.
- To twoja koleżanka, Charlotte, chcesz?
Nie, ja MUSIAŁAM odebrać. Inaczej wydzwaniałaby bez przerwy.
- Hej, Sophia! Jak leci?! - krzyknęła podniecona prosto w moje ucho.
Leci? Jeszcze przez chwilą brałabym to dosłownie. A teraz? Co mogłam jej powiedzieć? Że zmarnowała prawdopodobnie jedyny moment na wykonanie zadania?
Wykonanie zadania? Dziwnie to brzmiało. Wcale tak tego nie traktowałam. Nie jako rozkazu. Jedynie jako rzecz, którą POWINNAM zrobić.
- Byłoby lepiej, gdybyśmy pogadały, jak wrócę - odparłam sucho.
- Ach... No, dobrze. - Wyraźnie się zmieszała. - To pogadamy później. Baw się dobrze.
Rozłączyła się.
Oddałam telefon Erickowi. Ukryłam twarz w dłoniach i odeszłam kawałek od chłopaka, chowając się w cieniu drzew. Schowałam się, bo uświadomiłam sobie, że naprawdę chcę pocałować Inmortala. Życie wybrało teraz dla mnie takie zadanie? Mając za przeciwnika los, to było jak zadanie, prawda? Podjąć to wyzwanie?
Eric stał nadal w świetle księżyca i patrzył na mnie, trzymając jedną rękę na karku. Moja dłoń powędrowała bezwiednie do szyi, w miejsce, gdzie prawie mnie ugryzł. Nie poczułam nic. Było tak blisko...
Wyszłam z cienia. Podeszłam do chłopaka i zarzuciłam mu ręce na szyję. Uśmiechnął się. Nie tak, jak zawsze. W tym uśmiechu zobaczyłam ból, smutek i nieposkromioną potrzebę bliskości i towarzystwa. Splótł dłonie na mojej talii, a spojrzeniem omiatał rzęsy, oczy, lekko zarumienione policzki i usta. Na nich wzrok zatrzymał dłużej, co nie uszło mojej uwadze. Ja też wpatrywałam się w to miejsce. Przybliżyłam głowę. Był trochę wyższy, dlatego musiałam stanąć na palcach. Za nami rozległ się grzmot. Przecież była zima! Wpatrywałam się w niego i na głowę skapnęły mi pierwsze krople deszczu. Zimnego, wielkością przypominającego groch. Wtedy go pocałowałam.
Ahhhh ja to się zastanawiam czy Jasper kiedykolwiek powróci? pliiiiisss say yes :D
OdpowiedzUsuńa rozdział super jak zwykle no i czekam na kolejny :D
Cuudoowny!!!!!!!! Czyli teraz Sophia i Inmortal będą parą? Jak faajnie by było! :D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pozdrawiam :) PS: Mogłabyś wyłączyć tą weryfikacje obrazkową czy jak to tam się zwie? Przy dodawaniu komentarza strasznie wkurza :) No i przecież chyba nikt z nas nie jest robotem, ne...?
OdpowiedzUsuńeh.... Dlaczego ja tak bardzo nie lubię czytać o Eriku (wiem źle to napisałam). No może nie lubię przez to, że wiem co się później będzie działo. A z resztą. Rozdział i tak fajny, to nic, że nie dotrwałam do końca. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do wtorku w szkole. :)
super blog, właśnie uporałam się ze wszystkimi rozdziałami, bardzo mi się spodobał, fajnie, że nie robisz z Sophie wampira. Plisss pisz szybcutko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Sandra (Sam)
Ps. Mam nadzieję, że Jasper wróci *_*
Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności co tam dalej będzie:) Jeszcze musiałaś skończyć na takim momencie :)
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!!!!:)Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ
PS. Zapraszam do mnie na bloga JEST JUŻ NN może ci się spodoba:)
http://tanczacaaa-bellaijazz.blogspot.com/
Pozdrawiam gorąco *Niech wena będzie z TOBĄ!
No dobrze... od czego zacząć? Pocałunek w deszczu *.* to takie SŁODKIE! Eric tak sje odstawił, a ona założyła jeansy, zwykły T-shirt i myśli, że ładnie... no cóż, cała Ty ;-) zawsze w koszulce z fajnym napisem i spodnie. Fajny rozdział, trzymaj tak dalej skarbie <3 Jenna
OdpowiedzUsuńHejka zostalas nominowana do liebster award wiecej info na moim blogu: http://tanczacaaa-bellaijazz.blogspot.com/p/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.