Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Char.
Gdybym nie była zajęta ubieraniem się, zapewne zauważyłabym Matta stojącego w drzwiach.
- Sophia, możemy porozmawiać? - Właśnie zobaczył co robiłam. - Wybierasz się gdzieś?
Pokiwałam głową w zamyśleniu. Chłopak spojrzał pytająco na Victorię i Char, lecz one wzruszyły ramionami.
- Teraz? Przecież już noc. Gdzie? Pójść z tobą? Nie, ja PÓJDĘ z tobą.
Dopiero wtedy zwróciłam na niego uwagę. Rzuciłam mu spojrzenie pełne pogardy i podeszłam, trzymając w ręku czapkę i szal. Na sobie miałam już kurtkę, którą powoli zapinałam.
- Co ty sobie myślisz? Nie mam pięciu lat. Co cię obchodzi gdzie wychodzę? Ten pocałunek nie zmienia nic, poza tym, że czuje się okropnie. Idę sobie ulżyć.
Wyszłam. Dosłownie kilka sekund później usłyszałam trzask drzwi.
- Hej, Sophia! Zaczekaj!
Podbiegł do mnie. Niewiarygodne, jak daleko zdążyłam dojść w tak krótkim czasie.
- Matt, proszę, zostaw mnie.
Miałam bardzo zmęczony głos.
~ Eric, pomóż mi.
Nic. Żadnego odzewu. Spodziewałam się tego.
Po raz pierwszy zrobiłam tak tchórzliwą rzecz w moim życiu: po prostu uciekłam. Naturalnie za internat. Wiał zimny i porywisty wiatr, przenikający przez moją cienką kurtkę i przyprawiający mnie o dreszcze. Czułam na sobie czyjś wzrok. Inmortala?
- Eric, jesteś tu? - zapytałam, gdy zaczynałam już porządnie marznąć.
W głowie usłyszałam cichy śmiech. Lecz kiedy się odezwał, jego głos był poważny:
~ Spóźniłaś się. Nie wykonałaś polecenia.
~ I kto to mówi? Ciebie tu nie ma - zwymyśliłam go z wyrzutem.
~ Chciałem cię sprawdzić.
~ Jesteś okropny. Przez ciebie mi zimno.
Co za idiota.
~ Jak możesz tak o mnie mówić?
~ Idę stąd.
~ Jeżeli cię to jeszcze interesuje, czekam w innym miejscu.
Stanęłam. Tak, nadal mnie to interesowało.
~ Gdzie?
~ Dowiesz się jutro.
- Ericku... - jęknęłam.
~ Nawet nie wiesz jak się cieszę, kiedy wypowiadasz moje imię, Sophio. Do zobaczenia.
Tym razem nie poczułam, jak przerywa połączenie. Widocznie tego nie zrobił. Wciąż mnie słyszał, a ja mogłabym z nim porozmawiać. Cudownie. Teraz każda moja myśl jest pod obserwacją ze strony nieznanego mi człowieka.
~ Jedno pytanie - rzekłam po chwili.
Tak, to też mnie interesowało.
~ Słucham - odezwał się lekko znużonym głosem.
~ Ile ty masz lat?
~ Na karcie nie pisało?
~ Daty zostały zamazane.
~ Przyjdziesz na jutrzejsze spotkanie to się dowiesz.
~ Ale gdzie i o której?
~ Karteczki wciąż działają...
Zrozumiawszy, że to koniec konwersacji, skierowałam się z westchnięciem do internatu, bo nic innego nie mogłam zrobić. Jakie to było głupie, że każdą rzecz musiałam urzeczywistniać w taki sposób, by pasowało to Inmortalowi. Jeśli zażyczy sobie spotkania o drugiej w nocy, wyśmieję go. Czułam się, jakby stał się moim umysłem. Nie denerwowało mnie to tak bardzo jak myślałam, że będzie mnie denerwować. Właściwie to nie miałam mu tego za złe. Nie powinnam się wściekać; w końcu to ja poprosiłam o możność kontaktowania się z nim. A poza tym zbytnio nie miałam czasu się zastanowić, w jakiej znajdowałam się pozycji.
Nagle zza rogu ktoś wyszedł. W pierwszej chwili pomyślałam, że Eric zmienił zdanie i czekał tutaj cały czas, drażniąc się ze mną. Tylko, że nieznajomy facet raczej od razu by mnie nie pocałował. A on tak. Po zapachu i gorącej skórze na dłoniach poznałam, że to Matt. Znów to zrobił. Był w tym dobry. Bardzo dobry. Prawie tak dobry, jak Jasper. Ale dlaczego myślę o byłym chłopaku, jeśli w ramionach trzyma mnie inny? Żeby udowodnić sobie, że już nic nie czuję do Jaspera, odwzajemniłam pocałunek. Znowu.
- Sophia? - Oderwał swoje usta od moich.
- Tak? - spojrzałam na niego niewinnie.
- Możesz mi powiedzieć czemu tu przyszłaś?
Nie, nie mogłam.
Pokręciłam głową.
- To nic ważnego.
- To było dziwne. Wyszłaś, mówiąc, że idziesz sobie ulżyć, stoisz chwilę w śniegu i wracasz. Taki masz sposób odreagowywania?
- Powinieneś się z tego cieszyć.
Wyrwałam się z jego stalowego uścisku i wróciłam do internatu.
***
Następnego dnia czekałam na tą piekielną karteczkę, nabierając obaw. Nadal chciałam się z nim spotkać, ale nie byłam pewna czy on chce. Nie wydawał się szczęśliwy, gdy to zaproponowałam...
Na lekcji historii - tak jak się spodziewałam - wywołano mnie do odpowiedzi. Z historii zawsze byłam cienka, dlatego serce waliło mi jak młotem, kiedy podchodziłam do biurka. Nauczycielka nie była surowa. Każda historyczka tak na mnie działała.
- Przepytam cię z przedostatniej lekcji.
Świetnie. Oznajmiła mi właśnie, że uczyłam się ze złego tematu. Leżałam na całej linii. Uczyłam się o Wojnie Stuletniej, a nie o starożytnych cywilizacjach!
- Jak nazwała się najstarsza cywilizacja?
- Eee...
W tym momencie utknęłam. Najstarsza cywilizacja? Coś było na lekcji. Inkowie, Aztekowie, Majowie... Nie, chyba nie o to chodzi.
~ Olmekowie - usłyszałam w głowie głos Inmortala.
Ze zdziwienia uniosłam brwi.
~ Od kiedy to pomagasz mi w sytuacjach tak przyziemnych?
Historyczka, widząc moją zdumioną minę, zapytała:
- Czyżbyś tego nie wiedziała, Sophio?
- Olmekowie - odrzekłam wymijająco.
~ Ustaliłeś już miejsce i godzinę spotkania?
~ Zdaje się, że tą sprawą zajmuje się już Misterio.
Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że nie był tym faktem zachwycony. Matt się tym zajął?
- Jakie zwierzęta hodowali Aztekowie?
~ Jakie? Wiesz, Ericku?
~ Lamy i alpaki - odpowiedział z rozbawieniem.
- Lamy i alpaki - powtórzyłam odpowiedź nauczycielce.
- Która cywilizacja stworzyła Machu Picchu?
Obróciłam się w stronę Matta. W ręku trzymał jakąś karteczkę. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Zrobiło mi się zimno. Misterio dowiedział się o tym szybciej niż ja.
- Sophio, kto stworzył Machu Picchu?
Matt bezgłośnie zapytał:
- Co to jest? - Był zdenerwowany.
- Dobrze, nie wiesz. Siadaj. Ocena niedostateczna.
Między innymi dlatego nie lubiłam historii. Nie znałam odpowiedzi na jedno banalne pytanie i już jedynka.
~ Powiedz "Inkowie".
- Eee... Już wiem. Inkowie.
Nauczycielka widocznie nie dowierzała. Nagłe olśnienie? Wierzyła w coś takiego?
~ Dzięki, Inmortal.
~ Wolę po imieniu.
- Oj, przestań.
Pięknie. Zyskałam zdumione spojrzenia klasy i nauczycielki.
~ Och, Sophio. Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
- Co powiedziałaś? Nie zadałam pytania - oznajmiła historyczka.
- Nieważne - burknęłam i powędrowałam na miejsce.
Wyrwałam karteczkę Mattowi.
- Pozwolił ci ktoś? - szepnęłam wściekle.
- Co to jest?
- Kartka. Ślepy?
- Z datą i miejscem? W dodatku tym wczorajszym?
- Jak to?
Przebiegłam wzrokiem po cienkich liniach.
"Jak już prosiłaś... Dzisiaj po twoich lekcjach przyjdź za internat tam gdzie wczoraj."
~ A jak ktoś cię zobaczy?
~ Bez obaw.
~ Chyba, że znów nie zamierzasz się pojawić.
Usłyszałam śmiech.
- Wytłumaczysz mi to? - drążył temat Matt.
- Z jakiego powodu? Kim ja właściwie dla ciebie jestem? Tylko koleżanką. Nie muszę ci o wszystkim mówić.
Musiałam coś zrobić. Matt jest taki, że na pewno będzie mnie śledził. Misterio nie mógł zobaczyć Inmortala.
~ Proszę, Eric, zmień miejsce. Nie chcę, żeby on cię zobaczył.
~ Skoro tak ładnie prosisz... Czekaj na mnie w lesie po prawej stronie szkoły o dwudziestej.
~ Dziękuję.
~ Dla ciebie wszystko.
~ Jak cię poznam?
Poza faktem, że będziesz prawdopodobnie jedynym facetem chodzącym o tej godzinie po lesie?
~ Kiedy do ciebie podejdę, od razu się zorientujesz.
Uśmiechnęłam się. Poszedł mi na rękę. Nie mógł być złym człowiekiem. Nie wydawał się taki.
Zabrzmiał dzwonek. Chwyciłam torbę i wyszłam, karteczkę chowając do kieszeni. Miałam ich już małą kolekcję w szkatułce na biżuterię.
Wieczorem, po spacerze po budynku szkoły, wróciłam do pokoju w chwili, gdy Charlotte rozmawiała z Victorią.
- Kupisz mu coś? - zapytała ta pierwsza.
- Chyba tak. W końcu trzy lata to nie tak mało. A to wszystko przez Sophię.
- Też się cieszę, że cię widzę - rzekłam ironicznie.
Położyłam torbę na łóżku, liścik włożywszy do szkatułki.
- A ty już kupiłaś Samowi? - kontynuowała Victoria.
- Tak.
- Czemu kupujecie im prezenty? - zainteresowałam się.
- Za dwa tygodnie mają urodziny.
- Nie wiedziałam. - Z jakiegoś powodu sposępniałam.
Czy powinnam mu coś kupić? Nie byliśmy razem, ale czułam jakby obowiązek. Victoria też kupowała prezent dla Ryana, mimo że z nim nie była. To dopiero za dwa tygodnie, miałam jeszcze czas do zastanowienia się.
Z włączonego komputera doleciała melodia, oznajmiająca połączenie skype'a. To mama. Co chciała? Jest coś takiego jak komórka.
- Cześć, Sophia. Zapewne zastanawiasz się, w jakim celu dzwonię. Otóż uważam, że już czas porozmawiać o przeszłości. A dokładniej o powodzie, dla którego znalazłaś się w szpitalu. Odwlekałam ten moment, bo widziałam jak bardzo cię to boli, ale już najwyższy czas.
Dziewczyny zerkały na mnie, zdziwione. O tym incydencie im nie powiedziałam. I nie miałam zamiaru.
- Możemy kiedy indziej? Dzisiaj nie jestem w nastroju.
- Nie, nie możemy, bo wtedy ja mogę nie być tak wyrozumiała. Zadam ci najważniejsze pytanie: co się stało? Albo raczej: gdzie byłaś przez te pięć dni?
Na samo wspomnienie ścisnął mi się żołądek.
- Szłam - odrzekłam zgodnie z prawdą. - Uznaj to jako spacer relaksacyjny.
- Przez pięć dni?! Gdzie?!
- W... Seattle.
Dziewczyny nie były w temacie, ale słysząc zduszony krzyk mamy, jak na komendę uniosły brwi.
- W Seattle?! Co ty tam robiłaś?!
- Pojechałam tam taksówką, a potem wróciłam na piechotę.
- Dwieście kilometrów?! Co cię do tego nakłoniło?!
Z wahaniem skłamałam:
- Własna samoocena.
- Pokłóciłaś się wtedy z Jasperem. Czy to przez niego?
- Nie - rzuciłam sucho.
- Skoro był to "spacer relaksacyjny", to czemu wróciłaś cała poturbowana?
- Spadłam z góry.
W tle usłyszałam zmęczony głos Char:
- Matko, już dwudziesta.
- Która?! - krzyknęłam zdumiona.
Inmortal mnie zabije, jeśli się nie pojawię.
- Mamo, muszę kończyć. Naprawdę, natłok pracy. Dowiedziałaś się tego, czego chciałaś. Do piątku.
Wyłączyłam laptopa i pognałam do lasu.
***
Dlaczego mamie akurat teraz zachciało się robić mi przesłuchanie w tej sprawie? Sama wiedziała, że źle to wspominam. Dziwię się, że do tej pory nie pytali o tamto wydarzenie. Nie oszukujmy się - zdarzyło sie to trzy miesiące temu. Sporo czasu, żeby to przemyśleć. Powinnam była to zrobić, lecz bałam się wrócić do tamtych chwil. Były przepełnione bólem i cierpieniem, więc chciałam o nich zapomnieć. Ale w końcu musiałam stanąć z przeszłością twarzą w twarz.
Szpital.
Jak przez mgłę pamiętałam dolegliwości, które wymieniał mi Carlisle: złamana noga, żebra, odwodnienie, wyziębienie, rany, po których wciąż miałam blizny, no i tradycyjne zapalenie płuc. Pamiętałam głupstwo, które popełniłam, dowiedziawszy się o śmierci przyjaciół. Pamiętałam krew spływającą po moich skroniach i rękach. Nie pamiętałam tylko bólu. Byłam znana z tego, że go nie okazuję. Byłam. Teraz to się zmieniło, choć staram się się przywołać dawną passę. Przebudzenie w kostnicy... Siedział przy mnie.
- Jesteś głodny. Czemu nie byłeś na polowaniu? - zapytałam.
- Musiałem cię pilnować do końca - odpowiedział.
- Bo myślałeś, że pewnego dnia obudzę się i wyskoczę na środek ulicy,
zachowując się jak nienormalna?
Zaśmiał się.
- No, coś w tym stylu.
Pamiętałam praktycznie każdą rozmowę, którą przeprowadziliśmy. Pierwszą i ostatnią kłótnię. Pierwszy pocałunek i wyścig samochodów. Odwożenie do szkoły i jego zdenerwowanie, kiedy usłyszał, że Embry mnie pocałował. Ta jego fałszywa zazdrość i miłość.
Dobrze, że odszedł. Dobrze, że to już przeszłość.
Dotarłam do ściany lasu. Było ciemno i zimno. Czy się bałam? Niekoniecznie. Można powiedzieć, że się przyzwyczaiłam. Co złego, zawsze działo się w lesie.
~ Ericku, jesteś tu?
Doszłam już do dziesiątego drzewa, gdy mi odpowiedział:
~ Duchowo.
~ Nie przyszedłeś. - Zatrzymałam się.
~ Nie mam do ciebie pełnego zaufania. Ty do mnie też.
~ To życie postawiło mnie w takiej sytuacji. Czym nie dałam ci powodu do zaufania? Robiłam wszystko co chciałeś.
~ Z opóźnieniem.
~ Nigdy nie musiałam kraść.
- Wiem.
Serce mi zamarło. Ostatniego wypowiedzenia nie usłyszałam w głowie.
Był tu.
Przyszedł.
- To ty?
Nic nie widziałam. No dobrze, widziałam tak, jak ludzie potrafią widzieć w nocy w lesie. Niewiele, ale zarys ciała człowieka na pewno zdołałabym dostrzec i to bez większego problemu. Facet mógł stać za mną i w każdej chwili przyprawić mnie o "chwilowy zawał".
- Spójrz za siebie.
Nie zrobiłam tego.
- Nie wykonujesz wszystkich moim poleceń.
- Nie jestem twoją własnością.
- Ale do tej pory mi się nie sprzeciwiałaś.
- Bo robiłam to w przeświadczeniu, że mnie potrzebujesz.
- Nadal cię potrzebuję. Nawet nie wiesz jak bardzo. Spójrz na mnie.
Zacisnęłam pięści i jak najwolniej umiałam odwróciłam się w jego stronę.
Zobaczywszy moją twarz, uśmiechnął się. Miał zniewalający uśmiech, który zgadzał się z jego opisem w mojej wyobraźni. Na nos założył okulary przeciwsłoneczne. Dziwne... Był wysoki, trochę wyższy ode mnie i miał ciemne włosy. Krótkie i kruczoczarne. Prawe ucho zdobił kolczyk w kształcie gwiazdki, która w każdym kącie ozdobiona była maleńkimi diamencikami. Tylko z tego powodu zauważyłam ten dodatek. Nałożył tylko marynarkę, ale w porównaniu do mnie nie trząsł się z zimna. Lewą rękę nonszalancko włożył do kieszeni.
- Dowiem się w końcu ile masz lat?
Doprawdy śmieszne. Zamiast zapytać o powód wyboru mnie, pytałam o wiek!
- Dziewiętnaście. Dwa lata więcej niż ty.
- Umiem liczyć. Skąd mogę mieć pewność, że ty to ty, a nie jakiś seryjny morderca lub gwałciciel?
Zaśmiał się.
- Bo wiem o tobie wszystko.
- Przykład. - Musiałam go sprawdzić.
- Wampirzyca, niejaka Victoria, skręciła ci rękę i zagroziła, że coś ci się przez nią stanie. Mówić dalej?
- Nie, dzięki, wierzę ci. A teraz odpowiedz mi szczerze na pytanie: dlaczego wybrałeś mnie?
- Bo wiesz o rzeczach, o których inni nie mają pojęcia.
- To czemu dotychczas wciskałeś mi bajeczkę, że jestem wyjątkowa? Nie mogłeś od razu powiedzieć mi prawdy?
- Ale ty JESTEŚ wyjątkowa. Z tego i innego powodu.
- Jakiego?
Byłam bardzo ciekawa odpowiedzi. Co mogłam usłyszeć?
- Podobno potrafisz nieźle całować.
- Co?! I to z tego powodu jestem wyjątkowa?! - zdenerwowałam się. - Świnia z ciebie, Inmortal!
Już zaczęłam odchodzić, kiedy złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Chwycił moją rękę. Poczułam coś strasznego. Dłoń wydawała się normalna, czego nie mogłam powiedzieć o jej właścicielu. W nagłej potrzebie sprawdzenia mojej hipotezy, zdjęłam mu okulary. Zaskoczony, próbował zakryć oczy, lecz ja już zobaczyłam to co chciałam.
- Ericku, przestań.
Odsunął dłoń od twarzy.
- Czemu mi nie powiedziałeś?
Gdy otworzył oczy, w ciemności zaświeciły czerwone oczy.
_______________
Jeszcze krótka notka... W odpowiedzi dla mojego anonimowego czytelnika, który prosił o częstsze dodawanie rozdziałów... Niestety jest to obecnie nierealne, gdyż mam pełno zajęć w szkole, obowiązkowych i dodatkowych, a ponadto piszę jeszcze jedno fan fiction i jego też nie chcę za bardzo zaniedbywać. Z tego powodu wstawiam notki co dwa tygodnie. Przykro mi, ale to się raczej nie zmieni... :(
Wypatrujcie kolejnego bohatera w odpowiedniej zakładce :D
_______________
Jeszcze krótka notka... W odpowiedzi dla mojego anonimowego czytelnika, który prosił o częstsze dodawanie rozdziałów... Niestety jest to obecnie nierealne, gdyż mam pełno zajęć w szkole, obowiązkowych i dodatkowych, a ponadto piszę jeszcze jedno fan fiction i jego też nie chcę za bardzo zaniedbywać. Z tego powodu wstawiam notki co dwa tygodnie. Przykro mi, ale to się raczej nie zmieni... :(
Wypatrujcie kolejnego bohatera w odpowiedniej zakładce :D
Jeeeeeeeeeessstt!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D Ciesz się jak głupia, że w końcu się spotkaliii :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny tylko tak się wciągnęłam że szybciutko się skończył :(
No ale wytrzymałam od zeszłego rozdziału to wytrzymam do następnegoo :D
Życzę bardzo dużo weny i pozdrawiam :*
AAAA w końcu już nie mogłam wytrzymać codziennie wchodziłam i patrzyłam czy jest już nowy rozdział. Wyszedł ci świetnie. Kocham to opowiadanie i jestem ciekawa co będzie dalej. Rozdiał mnie tak wciągnął że nim się zoriętowałam już się skończył życzę ci powodzenia przy następnym oraz dużo dużo weny
OdpowiedzUsuń*Wilczyca*
OMG!!Rozdział jest" The Best "!!!!JA poprostu KOCHAM TO CO PISZESZ:) To jest po prostu boskie,!:)Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów:) Z niecierpliwością czekam na kolejny:) Pozdrówki
OdpowiedzUsuńomg dzieje sie :D ahhh ja chce kolenyyy ;c
OdpowiedzUsuńJak ty lubisz pisać na capsloku :-P ...nawet nwm czy dobrze to napisałam. On jest wampirem... ona zwykłą dzkewczyną... no chyba nie taką zwykłą, świetnie całuje, rozwaliłaś mnie tym. Sophia ma bardzo opóźniony zapłon, nawet ja zorientowałam sie na samym początku kim jest ten gość. Ja jestem znawcą :-P... i specjalnie dla mojej kochanej mordki <3 serduszko od Jennifer
OdpowiedzUsuń