A jednak mi się udało!!! Nie pytajcie, jak tego dokonałam, naprawdę, łatwo nie było. Rozdział długi, ale mam nadzieję, że trzymający w napięciu. Końcówka... Powiedzmy tak, końcowa część rozdziału nie należy do najszczęśliwszych... Zapraszam do czytania i komentowania :D
__________________________________________________
Krzyczałam. Ból był realny, ale w niebie nie powinnam czuć. A niebijące serce nie miało prawa trzymać mnie przy życiu. Noga, żebra, głowa... To wszystko bolało bardziej niż mogłam to sobie wyobrazić. Przysięgam, że tak potężnego bólu nigdy nie czułam. Jego spazmy targały, rzucały mną po łóżku. Czym sobie na to zasłużyłam?!
- Zabijcie mnie! - wydarłam się. - Nie chcę żyć! Zabijcie mnie!
To był stan nazywany histerią. To brało się samo z siebie. Nie panowałam nad tym co robię ani mówię. Podskakiwałam, jakbym miała napad padaczki. Straszne...
- Dajcie jej coś na uspokojenie! - krzyknął ktoś.
Nie! Wstrzyknijcie mi truciznę!
Złapałam łapczywie powietrze, lecz ono nie dotarło do mojego organizmu. Usłyszałam przeciągłą syrenę. Wiedziałam co ona oznacza: ktoś umarł.
I nagle otoczyła mnie ciemność.
***
Szlochanie, głośne wydmuchiwanie nosa, męskie głosy, pocieszające kobiety, ale nic ze szczęścia. Żyję! Powinniście się cieszyć! Chyba, że ta syrena była moja... Umarłam, lecz przeżyłam. Taka forma śmierci nie jest wcale straszna.
Otworzyłam oczy, biorąc jednocześnie głęboki wdech. Wokół mnie nastała cisza, trwająca zaledwie ułamek sekundy. Niedowierzające głosy przybliżały się. Mogłam w końcu dostrzec, kto opłakiwałby mnie po śmierci. Tata, mama, Carlisle, Esme, Emmett, Rosalie, Alice, Alex, Edward, Bella, w nawet Charlie. Natomiast nigdzie nie dostrzegłam Jaspera.
Mama na przemian z tatą całowali mnie po czole, ciesząc się zmartwychwstałą córką. Innym nastrój się udzielił; młodsi Cullenowie zaczęli wiwatować i gwizdać, a ja nie za bardzo wiedziałam czy płakać, czy się śmiać. Gdy podniosły nastój nieco opadł, Carlisle podszedł do mnie i powiedział:
- To niesamowite! Przykro mi to mówić, ale nie dawaliśmy ci szans na przeżycie! Miałaś złamaną nogę i kilka żeber, większość ran się zainfekowało, straciłaś mnóstwo krwi, twój organizm przeszedł w stan odwodnienia, a twoje serce przestało bić. Ale żyjesz!
- Gdzie jest Jasper? - zapytałam, kiedy dał mi dojść do głosu.
Carlisle odchrząknął.
- Delikatnie powiedziawszy, rozwala nam mieszkanie.
- Dlaczego?
- Był pewien, że nie żyjesz - odpowiedziała Esme.
- Mam do niego zadzwonić? - spytał najstarszy Cullen.
Pokiwałam głową. To Jaspera potrzebowałam teraz najbardziej. Lecz Carlisle nie powiedział nic do telefonu; oddał go mnie. Spodziewał się zapewne, że chłopak mu nie uwierzy, a mój głos rozpozna na pewno.
W słuchawce dosłyszałam tylko stukanie czyichś butów i przyśpieszony oddech.
- Co chciałeś, Carlisle? - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Cześć, Jasper.
Mój głos był tak słaby, że bałam się, że chłopak mnie jednak nie pozna.
Ale odpowiedział mi jedynie głuchy odgłos słuchawki upadającej na ziemię. Jasper był na mnie tak zły, że nie mógł się chociaż przywitać?
- Przynieść ci coś, skarbie? - zapytała mama.
Podniosłam się na łokciach. Leżałam na łóżku szpitalnym. Tam też się znajdowałam. Prawą nogę miałam zagipsowaną, a bandażem owinięto mi głowę, brzuch i pozostałe kończyny. Sama ja przybrana byłam w beżową, szpitalną koszulę nocną. Kroplówka powoli sączyła krew do żyły. Jedenaście osób stało lub siedziało naokoło mojego łóżka. Mimo że ciśnieniomierz i sprzęt EKG chodziły na niskich obrotach, czułam się lepiej niż ostatnio.
- Kiedy... Kiedy ja się przebudziłam? Wtedy, gdy krzyczałam.
- Piętnaście godzin temu - odrzekł Alex. - Wtedy też serce ponownie przestało ci bić i Jasper się załamał.
Czy on musiał mówić takie rzeczy przy moich rodzicach?
- Gdzie jest Olivia?
- Poszła na noc do przyjaciółki - odparł tata.
- A czy ona wiedziała, że..
- Nie, nie mówiliśmy jej. Jest za mała.
Pokiwałam głową. Łokcie zaczęły mi drętwieć. Usiadłam, czując bardzo wyraźnie bandaż na brzuchu.
- Mogę normalnie wstać? - zapytałam niewyraźnie Carlisle'a.
Doktor spojrzał krytycznie na kroplówkę.
- Wezmę ją ze sobą.
- Och... Dobrze.
Wstałam. Jak cudownie znów było stać na nogach. Pierwszą minutę starałam się nie chwiać, ale i tak co chwila ktoś musiał mnie podtrzymać. W rogu sali stało lustro w ciemnej, drewnianej ramie. Podeszłam do niego, trzymając kurczowo w ręce kroplówkę, a w drugiej dłoń pomagającej mi mamy. Na swój widok mało nie zwymiotowałam. Moja cera miał taki sam odcień szarości co kiedyś moje oczy. Teraz zmieniły barwę na czarną. Zapadnięte policzki, pozbawione koloru włosy, nadgarstki, które bez trudu mogłam objąć dwoma palcami oraz cienie pod oczami. Tak nie mógł wyglądać żywy człowiek!
- Doktorze, czemu jestem taka... No, taka?
- Przez osiem dni nic nie jadłaś, twój organizm nie chciał przyjąć żadnego pożywienia, piłaś tylko wodę.
Zasłoniłam sobie twarz włosami. Nie chciałam na siebie patrzeć.
Przełknęłam ślinę i w tej samej chwili drzwi się otworzyły. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się na przybysza.
Nie mogłam uwierzyć, że to Jasper! On też zaniemówił na widok żywej mnie. W całkowitej ciszy podbiegł do mnie w normalnym tempie i przytulił. Poczułam nagły przypływ energii, jakby ten ją rozdawał. Wiedziałam, że przejście dwustu kilometrów nie poszło na marne. Robiłam to dla niego.
Mama odeszła, zostawiając nas i usiadła na krześle. Wszyscy zachowywali się jakby byli widownią w teatrze, w którym rozgrywany jest dramat, a ja i Jasper gramy główne role. Ale inni się dla mnie nie liczyli, tylko on.
- Jasper, przepraszam cię - szepnęłam, by nikt poza nim nie usłyszał.
- To ja cię przepraszam. Mogłem z tobą zostać, nic by ci się wtedy nie stało.
- Ale tylko ja wiedziałam co mi grozi, tobie tego nie powiedziałam. Mam nadzieję, że nie uwierzyłeś w ten list? Kazał mi go napisać pomocnik Victorii.
- Od razu zorientowałem się, że nie jest prawdziwy, ale szukałem w drugą stronę, w Olimpii.
- A ja w tym czasie wracałam z Seattle.
Uścisnęłam go jeszcze mocniej i zaraz poczułam ból. Jasper przerażony podniósł mnie i zaniósł na łóżko. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ból przestał mi dokuczać, przynajmniej w pewnym stopniu.
- Jesteś głodna? - zapytała mama.
- Nie. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Jak narazie musisz zostać tydzień pod obserwacją. Po tym czasie zobaczymy.
- Ten, tego... Ja muszę już jechać, odwołać patrole, które cię szukały. Wciąż tego nie zrobiłem... - wydukał Charlie. - Wracaj szybko do zdrowia.
Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł.
- Nie obrazisz się, jeżeli pojedziemy po Olivię? Już długo siedzi u Stephanie.
- Jasne, mamo. Jedźcie.
Gdy wyszli, wiedziałam co mnie teraz czeka: przesłuchanie. Zanim ktoś się odezwał, zaczęłam sama, by mieć to z głowy:
- Przepraszam. Postąpiłam bardzo nierozsądnie, nie mówiąc nikomu, że Victoria mi groziła. Kiedy wyjechaliście na te wasze polowanie, przyszedł do mnie taki facet, miał na imię Steve i to on kazał mi napisać te dwa okropne listy. Pobiegł potem ze mną do Seattle i zakajdankował. Uwolniłam się wsuwką i ruszyłam do Forks. Nogę mam złamaną, bo spadłam z takiej stromej góry, ale szłam dalej. Miałam tylko dziesięć kilometrów, a ze złamaną nogą...
Jasper zatkał mi usta dłonią.
- Przepraszam, ale nie mogę tego słuchać. To zbyt straszne. Najważniejsze jest to, że żyjesz.
Pochylił się nade mną i pocałował, nie zważając na to, jak wiele osób na nas patrzy. Ja też się tym przejmowałam.
Gdy niestety przestał, a trochę to trwało, musiałam zadać pierwszorzędne pytanie:
- Kto wygrał bitwę?
<Jak chcecie się porządnie wczuć, macie tu link do melodii [Sad piano]>
Nie wiedzieć czemu, wszyscy sposępnieli. Bella wtuliła twarz w Edwarda i na jej bladych policzkach dostrzegłam łzy.
- To my wygraliśmy bitwę - odrzekła Alice.
- Ale? - spytałam nieco histerycznie.
- Zostawcie nas samych - powiedział cicho Jasper, nie patrząc na mnie.
Bez zdania sprzeczności wyszli, jeden po drugim. Wiedziałam, że czeka na mnie straszna wiadomość.
- Co się stało? -usiadłam, żeby lepiej go widzieć; klęczał obok mojego łóżka, jakby się modlił.
- Nie zastanawiałaś się, czemu nie ma tu teraz twoich przyjaciół? - nie powiedział tego ostatniego słowa sarkastycznie, tylko normalnie.
Ale rzeczywiście. Gdzie są Nicol i Embry? Powinni tu być, przy łóżku chorego, zawsze w takich przykrych sytuacjach wspieraliśmy się, niezależnie od konsekwencji.
- Gdzie oni są? - już płakałam, chociaż nie wiedziałam jeszcze co się stało.
Usiadłam, postawiwszy nogi na podłogę. Wskaźnik pulsu zaczął niebezpiecznie przyspieszać.
A Jasper nadal na mnie nie patrzył, kiedy odpowiadał:
- Oni... Zginęli.
Fajnie, że wstawiłaś rozdział wcześniej, niż było to zamierzone. Muszę przyznać, że spodziewałam się innego zakończenia (przemiana w wampira głównej bohaterki), ale to też mi się podoba. Może zabrzmi to chamsko z mojej strony, ale jakoś ulżyło mi, że Embry zginął. Niezbyt lubię wilkołaki, zwłaszcza te 'wpojone' w kogoś.
OdpowiedzUsuńTak więc teraz tylko czekać na ślub Belli i Edzia oraz niezwykłą ciążę. Chyba, że planujesz w najbliższej przyszłości połączyć węzłem małżeńskim Sophię i Jaspera i/lub zmienić Sophię w wampira?
~ Arabella
Bardzo mi przykro, ale niestety będę musiała cię rozczarować. Jak już wspomniałam na samym początku, pewne wydarzenia układam w innej kolejności. Ślub Belli i Edwarda jest przewidziany jak i ciąża dziewczyny, jednak mam to w tak odległych planach, że nie wiem czy na pewno do niego dojdzie. Jest to po prostu niemożliwie odległe wydarzenie. Jednak co do związku Sophii i Jaspera... Powiedzmy, że pierwsza część szczęśliwie się dla nich nie zakończy. A czy Sophia będzie wampirem... Prawdopodobnie. Ważniejsze jest pytanie: kto ją zmieni?
UsuńPozdrawiam, SS :D
Hejka :) Ach, nawet nie wiesz, jak mnie pozytywnie zaskoczyłaś nowym rozdziałem :) A rozdział jest boski :) Po prostu jest super :) Tylko ta końcówka ... bardzo smutna. Ale cieszę się, że wszystko się dobrze ułożyło :) Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńKarolina J
Informacja o nowym rozdziale została dodana w aktualizacji 025. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://wamp-mania.blogspot.com/
Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńPrzyznaje od razu. Przeczytałam póki co 5 rozdziałów, ale mogę śmiało powiedzieć, że na pewno stopniowo doczytam wszystko mimo, ze jest tego dość sporo. Piszesz całkiem dobrze, czasami trochę mało estetycznie i tak trochę potocznie. Słownictwo moze nie jest jakieś bardzo wzbogacone ale najważniejsze, ze nie przynudzasz. Pozdrawiam i zapraszam również do siebie chociaż to dopiero początki to zachęcam do zaglądania i pozostawiania po sobie śladu. http://just-believe-in-me-please.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTego bloga (świetnego i cudownego *^*) znalazłam dokładnie dzisiaj, tak mi się spodobał że nie potrafiłam się od niego oderwać xD.
OdpowiedzUsuńHistoria bardzo ciekawa, styl pisania (jak dla mnie) też dobry.
Po prostu cud, miód i orzeszki <3
I muszę przyznać na końcówka naprawdę świetnie Ci wyszła! ^^
Ola-chan
Smutam... smutam berdzo :-( czemu ich ukatrupiłaś? I co z resztą wilczków? :'( Jenna
OdpowiedzUsuńFantastyczne🌟🔳🔲🔳
OdpowiedzUsuń