Blog na wattpadzie już utworzony! Pierwszy rozdział wstawiony! Jest krótki, ale to tylko na początek.
Już podaję wszystkie informacje i zapraszam do głosowania oraz komentowania.
Moja nazwa: @rathboneowa
Opowiadanie, jak zawsze: "Żyj - jak to łatwo powiedzieć"
Link: https://www.wattpad.com/story/46954189
wtorek, 11 sierpnia 2015
niedziela, 2 sierpnia 2015
Ważne!!!
Podzielam zdumienie Anonimowego czytelnika. Ja też się dziwię, że ktoś tu jeszcze wchodzi. Jak można zauważyć, to niestety nie jest rozdział. I to też nie oznacza, że się niedługo pojawi. Ale nie mówię, że go nie będzie. Nie zawieszam ani nie kończę bloga.
O czym mówię? Otóż, jakiś czas temu założyłam bloga na stronie wattpada. Być może niektórzy kojarzą tą witrynę. Chodzi mi o to, że na wattpadzie pisanie jest znacznie prostsze. Dlatego też pomyślałam, że przeniosę tego bloga na stronę właśnie wattpada. Odbyłoby się to na zasadzie, że pisałabym tam od momentu, na którym skończyłam tutaj. Historia ta sama, bez żadnych zmian. Ci sami bohaterowie, kontynuacja wydarzeń. Jednak chciałabym poznać Waszą opinię na ten temat. Wattpad ma swoją stronę internetową, logowanie jest bezpłatne i aplikacja na telefon też jest bezpłatna, więc nikt nie powinien mieć problemu z czytaniem. Oczywiście, gdybyście zgodzili się na taką zmianę, wstawiłabym tu link, moją nazwę oraz nazwę opowiadania, żebyście bez trudu mogli ją odnaleźć.
Być może jest to jakiś akt desperacji z mojej strony, ale uwierzcie mi, że nie potrafię dłużej pisać na bloggerze. Nie wchodzę już na niego tak często, jak kiedyś, dlatego straciłam też wenę. A ta historia jest moją pierwszą i według mnie, zyskała uznanie, więc nie chcę jej kończyć w takim momencie, ponieważ mam dalsze plany dotyczące przygód Sophii.
Jedyne co teraz możecie zrobić to wyrazić swoją opinię w komentarzu.
Pozdrawiam Was serdecznie.
O czym mówię? Otóż, jakiś czas temu założyłam bloga na stronie wattpada. Być może niektórzy kojarzą tą witrynę. Chodzi mi o to, że na wattpadzie pisanie jest znacznie prostsze. Dlatego też pomyślałam, że przeniosę tego bloga na stronę właśnie wattpada. Odbyłoby się to na zasadzie, że pisałabym tam od momentu, na którym skończyłam tutaj. Historia ta sama, bez żadnych zmian. Ci sami bohaterowie, kontynuacja wydarzeń. Jednak chciałabym poznać Waszą opinię na ten temat. Wattpad ma swoją stronę internetową, logowanie jest bezpłatne i aplikacja na telefon też jest bezpłatna, więc nikt nie powinien mieć problemu z czytaniem. Oczywiście, gdybyście zgodzili się na taką zmianę, wstawiłabym tu link, moją nazwę oraz nazwę opowiadania, żebyście bez trudu mogli ją odnaleźć.
Być może jest to jakiś akt desperacji z mojej strony, ale uwierzcie mi, że nie potrafię dłużej pisać na bloggerze. Nie wchodzę już na niego tak często, jak kiedyś, dlatego straciłam też wenę. A ta historia jest moją pierwszą i według mnie, zyskała uznanie, więc nie chcę jej kończyć w takim momencie, ponieważ mam dalsze plany dotyczące przygód Sophii.
Jedyne co teraz możecie zrobić to wyrazić swoją opinię w komentarzu.
Pozdrawiam Was serdecznie.
sobota, 10 stycznia 2015
Część 2 Rozdział 21: Powrót
- Co się stało? - Eric klęknął przy mnie, a ja nieomal krzyknęłam z zaskoczenia.
- Poczytaj sobie - szepnęłam cicho, gdy już się uspokoiłam.
Otworzyłam przed nim swój umysł - wolałam, żeby go przejrzał, niżbym miała powiedzieć coś na głos.
Po chwili milczenia, w której przypatrywałam się zebranym, a oni Erickowi, chłopak zrobił wściekłą minę.
- Gdzie jest ten dupek?! - krzyknął.
Wstał i zacisnął pięści. Zorientowałam się, że ani razu na mnie nie spojrzał.
- To nie jest jego wina - mruknęłam cicho. Wciąż pamiętałam, dlaczego Eric mnie ostatnio opuścił. - Zostaw to w spokoju.
- Czy ty go bronisz? - zapytał z niedowierzaniem, w końcu kierując wzrok na mnie.
Rozległy się szepty i nerwowe chichoty. Eric nawet jak mówił normalnie to przerażał.
- Nie.
Tak.
- Po prostu uważam, że to nic nie da, że pobijesz się z nim, bo po pierwsze: nie ma o co, a po drugie: on nie jest tu niczemu winien.
Zapadła tak głucha cisza, że słyszałam zgrzytanie zębów Inmortala. Wściekał się. Nie trzeba było być znawcą, żeby to stwierdzić.
- Zranił cię - rzekł nagle.
- To było dawno. Przeszłości nie zmienisz.
- Nie chodzi tu o przeszłość, tylko o to co stało się przed chwilą.
- Nic mi nie będzie - szepnęłam, odwracając wzrok.
- Pakuj się.
Podszedł do mojej szafy i wyjął z niej torbę. Spakował ją i postawił mnie na nogi, łapiąc za rękę.
- Mnie tu nie było, a wy nic nie widzieliście, jasne? - zapytał chłopak zebranych z nutą groźby w głosie.
Ci pokiwali głowami i rozstąpili się, gdy przechodziliśmy.
Mój mózg to zdarzenie zarejestrował jako coś pośredniego między snem, a jawą.
- Czy pomyślałeś, że po twojej zdradzie nie mam ochoty oglądać cię na oczy, a co dopiero gdzieś z tobą iść?
Byliśmy już na korytarzu na parterze. Wskazał okno.
- Musisz przez nie przejść - powiedział, ignorując moje pytanie.
- Nie zrobię tego.
Wywrócił oczami i zwyczajnie mnie wyniósł.
Założyłam ręce piersi, mniej więcej w pozycji określanej jako "foch".
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Zabieram cię stąd.
- Może lepiej zabierz stąd Elodie?!
Rzucił moją torbę na ziemię, podszedł i potrząsnął mną.
- Zrozum wreszcie, że ja do Elodie nic nie czuję!
- To chyba zrozumiałe. Jesteś wampirem. Wampiry na ogół nic nie czują.
Widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć. Trwałam ze stanowczym wzrokiem, więc nie wiem co go powstrzymało. Wziął głęboki wdech i szepnął:
- Teraz nie jest ani czas, ani miejsce na takie rozmowy. Pogadamy u mnie.
Zdurniałam.
- U ciebie?
- Tak. Zabieram cię do mojego domu. Nie chcę, byś przebywała z tymi wampirami.
- Bardziej z tobą może mi się coś stać. Pijesz ludzką krew, oni zwierzęcą.
- Rany, zrozum, że chcę pomóc! Jedziesz ze mną.
Podniósł torbę, chwycił mnie za rękę i poprowadził przed internat. A dokładniej na podjazd.
- Nie wzięłam kluczyków. Mogłeś powiedzieć - zwymyśliłam go.
- Pojedziemy moim.
- Masz samochód?
Znałam go pięć miesięcy, a nie wiedziałam, o takim istotnym fakcie?
- Czegoś się jednak dorobiłem przez te siedemdziesiąt lat.
Gdy zobaczyłam jego auto, stanęłam jak wryta.
Dlaczego? Bo to było bezkonkurencyjnie najpiękniejsze - a co za tym idzie - najlepsze auto, jakie miałam okazję widzieć.
- Lamborghini Reventon?!
Srebrne z profesjonalnym tuningiem, miało bardzo niskie zawieszenie i wysokość około metra trzydziestu. Zapalone przednie światła nadawały mu wygląd potwora.
- Przecież jest zaledwie dwadzieścia egzemplarzy na świecie! Ukradłeś!
Po raz pierwszy się zaśmiał.
- Nie, kupiłem.
- Sto km/h w zaledwie trzy i pół sekundy - zachwycałam się - możliwość zamiany wskaźnika siły przy zakrętach, hamowaniu i prowadzeniu na zwykły prędkościomierz, cena - milion euro. Ogłoszone najpiękniejszym autem na świecie. I to wszystko Twoje?
Pokiwał z dumą głową.
- Lubię słuchać opinii na temat mojego wozu, ale mam wrażenie, że musimy już jechać.
Otworzył przede mną drzwi, a ja ostrożnie wsiadłam, nie chcąc w żaden sposób pobrudzić lśniącej, drewnianej deski rozdzielczej ani skórzanej tapicerki.
- Na ile mnie wkręcasz? - zapytałam kiedy usiadł na miejscu kierowcy.
- Nie wkręcam cię.
Przekonałam się o możliwościach tego auta już po chwili, gdy na prostej Eric przyśpieszył do 200 km/h. Czułam się, jak w niebie. I to na tyle, że zasnęłam.
***
Zasłony odsłonięto, przez co się przebudziłam. Leżałam w samej bieliźnie na wielkim łóżku. Nieznanym łóżku. Było mi tak wygodnie, że gdyby nie obce przedmioty, zostałabym tam jeszcze kilka godzin.
Wstałam niechętnie i przeciągając się, podeszłam do fotela, na którym wisiał mój szlafrok. Dopiero wtedy rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ono całe białe. Przez moment nie mogłam odróżnić podłogi od ścian i ścian od sufitu. Tylko zasłony miały brązowy kolor, jak również i drzwi. Łóżko, dwuosobowe, na którym spałam stało między dwoma stolikami nocnymi. Dwa fotele obite białą skóra, a pomiędzy nimi szklany stolik. Biały dywan i biały regał z książkami.
Przeszłam przez drzwi i poczułam zapach czegoś dobrego. I wtedy zorientowałam się, że jestem głodna.
- Dzień dobry, księżniczko. Jak się spało?
Eric stał w kuchni, do której wchodziło się przez salon, do którego wchodziło się z sypialni, w której spałam ja.
Tutaj też wszystko było białe i wielkie. Ten kolor raził mnie w oczy.
Chłopak miał na sobie tylko bokserki.
Zawstydzona odpowiedziałam:
- Wyśmienicie.
Stłumiłam ziewnięcie i wyjrzałam przez okno. Dom z widokiem na jezioro...
- Siadaj. Pewnie jesteś głodna.
Rano nie za bardzo myślę, więc usiadłam przy stole, stojącym w kuchni. Eric postawił przede mną dziwne danie.
- Co to jest?
Na talerzu rozpoznałam jedynie ryż.
- To wołowina smażona po syczuańsku z ryżem. Tradycyjne danie chińskie. Smacznego.
Wyszedł do jeszcze innego pokoju, którego przeznaczenia nie znałam
Zabrałam się za jedzenie. Wbrew pozorom smakowało przepysznie.
- Dziękuję! - krzyknęłam.
Umyłam po sobie talerz, a Inmortal wyszedł - jak się okazało - z łazienki, ręcznikiem wycierając mokre włosy.
Patrząc na niego, przypomniała mi się bardzo istotna sprawa.
- Volturi.
Zaprzestał dotychczasowej czynności i spojrzał na mnie, pytając:
- Skąd ich znasz?
- Zabili mnie - odparłam wymijająco. - Byli wczoraj przy szkole.
- Dlaczego?
- Skąd mam wiedzieć? Chciałam się dowiedzieć w jakiej sprawie, ale ty mnie tu zabrałeś. Za ile przyjeżdżają właściciele?
Pokręcił z rezygnacją głową.
- To jest mój dom. Twój telefon dzwonił
A moja komórka leżała na stoliku w sypialni. Na ekranie widniało kilkanaście połączeń nieodebranych od Vincentego, Victorii, Carlisle'a i mamy. Ta ostatnia zatelefonowała w chwili, gdy wróciłam z powrotem do salonu, gdzie siedział Eric.
- Matko boska, po co ci komórka, skoro jej nie odbierasz?!
- Nie gorączkuj się. Spałam.
Spojrzałam na wiekowy zegar stojący w rogu pokoju, który wskazywał dziesiątą rano.
- Gdzie ty jesteś?! Pan Vincent dzwonił do mnie w nocy, że zniknęłaś i że nie ma nadzieję, że przyjechałaś do domu! Gdzie jesteś?!
Wiedząc, że Inmortal wszystko słyszy, zerknęłam na niego błagalnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć mamie.
~ Powiedz prawdę - szepnął.
- Jestem u chłopaka - wydukałam niepewnie.
- U Matta?
- Co? Nie! U Ericka.
- U niego w domu? - zapytała podejrzliwie.
- Tak.
- To ile on ma lat, że posiada własne mieszkanie?
Zaśmiałam się.
- Dziewiętnaście.
- Zabezpieczyliście się?
Tak mnie tym zaskoczyła, że przez moment nie mogłam wydusić słowa, a i chłopak wyglądał na zdziwionego. Cóż... To w końcu moja mama.
- Mamo, skończ. Muszę iść. Do zobaczenia.
Opadłam na kanapę.
- Przepraszam za nią.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Idź się ubierz, zaraz musimy jechać.
- Mieliśmy pogadać.
Schował twarz w dłoniach.
- Ja już powiedziałem to co miałem. Nie rozumiem czego jeszcze oczekujesz.
- Chcę, żebyś wybrał - oznajmiłam dobitnie.
Spojrzał mi w oczy.
- Wyboru dokonałem pięć miesięcy temu.
Opatuliłam się szczelniej szlafrokiem i szepnęłam:
- To na co ci Elodie?
- To była tylko marionetka.
- Lalkarz nie całuje swoich lalek.
- Jesteś jedyną kobietą na świecie, która jechała moim samochodem i spała w mojej sypialni.
- I co? Mam się czuć wyróżniona?!
- Powinnaś.
- Ty materialisto - syknęłam.
Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Musiałam się stamtąd wydostać, lecz pod łazienkowym oknem znajdował się jedynie klif, z którego skakać nie chciałam.
- Kochanie, przepraszam. Proszę, nie gniewaj się.
Głos Ericka wydał mi się zdołowany i smutny.
- Gdzie mam z tobą jechać? - zapytałam nie komentując ani słowem jego przeprosin.
- Myślałem sobie, że pojedziemy do twoich rodziców.
________________________________________
Przeprosiny Wam się należą ;-;
Naprawdę, opuściłam się w pisaniu strasznie i tu, i na tym drugim blogu. Nie dość, że rozdziału taki czas nie było, to jeszcze wyszedł beznadziejnie. No i nie mogę obiecać, że rozdziały będą pojawiać sie systematycznie, bo wątpię, że tak będzie. Jestem po prostu załamana tym ile nauki jest w liceum, to naprawdę nie to samo co w gimnazjum, gdzie nie ucząc się miałam średnie z paskiem na koniec ;///
Więc na dzień dzisiejszy nie mogę Wam powiedzieć kiedy będzie następny rozdział, ale będę go pisać w każdej wolnej chwili, więc proszę, nie bądźcie źli ;-;
- Poczytaj sobie - szepnęłam cicho, gdy już się uspokoiłam.
Otworzyłam przed nim swój umysł - wolałam, żeby go przejrzał, niżbym miała powiedzieć coś na głos.
Po chwili milczenia, w której przypatrywałam się zebranym, a oni Erickowi, chłopak zrobił wściekłą minę.
- Gdzie jest ten dupek?! - krzyknął.
Wstał i zacisnął pięści. Zorientowałam się, że ani razu na mnie nie spojrzał.
- To nie jest jego wina - mruknęłam cicho. Wciąż pamiętałam, dlaczego Eric mnie ostatnio opuścił. - Zostaw to w spokoju.
- Czy ty go bronisz? - zapytał z niedowierzaniem, w końcu kierując wzrok na mnie.
Rozległy się szepty i nerwowe chichoty. Eric nawet jak mówił normalnie to przerażał.
- Nie.
Tak.
- Po prostu uważam, że to nic nie da, że pobijesz się z nim, bo po pierwsze: nie ma o co, a po drugie: on nie jest tu niczemu winien.
Zapadła tak głucha cisza, że słyszałam zgrzytanie zębów Inmortala. Wściekał się. Nie trzeba było być znawcą, żeby to stwierdzić.
- Zranił cię - rzekł nagle.
- To było dawno. Przeszłości nie zmienisz.
- Nie chodzi tu o przeszłość, tylko o to co stało się przed chwilą.
- Nic mi nie będzie - szepnęłam, odwracając wzrok.
- Pakuj się.
Podszedł do mojej szafy i wyjął z niej torbę. Spakował ją i postawił mnie na nogi, łapiąc za rękę.
- Mnie tu nie było, a wy nic nie widzieliście, jasne? - zapytał chłopak zebranych z nutą groźby w głosie.
Ci pokiwali głowami i rozstąpili się, gdy przechodziliśmy.
Mój mózg to zdarzenie zarejestrował jako coś pośredniego między snem, a jawą.
- Czy pomyślałeś, że po twojej zdradzie nie mam ochoty oglądać cię na oczy, a co dopiero gdzieś z tobą iść?
Byliśmy już na korytarzu na parterze. Wskazał okno.
- Musisz przez nie przejść - powiedział, ignorując moje pytanie.
- Nie zrobię tego.
Wywrócił oczami i zwyczajnie mnie wyniósł.
Założyłam ręce piersi, mniej więcej w pozycji określanej jako "foch".
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Zabieram cię stąd.
- Może lepiej zabierz stąd Elodie?!
Rzucił moją torbę na ziemię, podszedł i potrząsnął mną.
- Zrozum wreszcie, że ja do Elodie nic nie czuję!
- To chyba zrozumiałe. Jesteś wampirem. Wampiry na ogół nic nie czują.
Widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć. Trwałam ze stanowczym wzrokiem, więc nie wiem co go powstrzymało. Wziął głęboki wdech i szepnął:
- Teraz nie jest ani czas, ani miejsce na takie rozmowy. Pogadamy u mnie.
Zdurniałam.
- U ciebie?
- Tak. Zabieram cię do mojego domu. Nie chcę, byś przebywała z tymi wampirami.
- Bardziej z tobą może mi się coś stać. Pijesz ludzką krew, oni zwierzęcą.
- Rany, zrozum, że chcę pomóc! Jedziesz ze mną.
Podniósł torbę, chwycił mnie za rękę i poprowadził przed internat. A dokładniej na podjazd.
- Nie wzięłam kluczyków. Mogłeś powiedzieć - zwymyśliłam go.
- Pojedziemy moim.
- Masz samochód?
Znałam go pięć miesięcy, a nie wiedziałam, o takim istotnym fakcie?
- Czegoś się jednak dorobiłem przez te siedemdziesiąt lat.
Gdy zobaczyłam jego auto, stanęłam jak wryta.
Dlaczego? Bo to było bezkonkurencyjnie najpiękniejsze - a co za tym idzie - najlepsze auto, jakie miałam okazję widzieć.
- Lamborghini Reventon?!
Srebrne z profesjonalnym tuningiem, miało bardzo niskie zawieszenie i wysokość około metra trzydziestu. Zapalone przednie światła nadawały mu wygląd potwora.
- Przecież jest zaledwie dwadzieścia egzemplarzy na świecie! Ukradłeś!
Po raz pierwszy się zaśmiał.
- Nie, kupiłem.
- Sto km/h w zaledwie trzy i pół sekundy - zachwycałam się - możliwość zamiany wskaźnika siły przy zakrętach, hamowaniu i prowadzeniu na zwykły prędkościomierz, cena - milion euro. Ogłoszone najpiękniejszym autem na świecie. I to wszystko Twoje?
Pokiwał z dumą głową.
- Lubię słuchać opinii na temat mojego wozu, ale mam wrażenie, że musimy już jechać.
Otworzył przede mną drzwi, a ja ostrożnie wsiadłam, nie chcąc w żaden sposób pobrudzić lśniącej, drewnianej deski rozdzielczej ani skórzanej tapicerki.
- Na ile mnie wkręcasz? - zapytałam kiedy usiadł na miejscu kierowcy.
- Nie wkręcam cię.
Przekonałam się o możliwościach tego auta już po chwili, gdy na prostej Eric przyśpieszył do 200 km/h. Czułam się, jak w niebie. I to na tyle, że zasnęłam.
***
Zasłony odsłonięto, przez co się przebudziłam. Leżałam w samej bieliźnie na wielkim łóżku. Nieznanym łóżku. Było mi tak wygodnie, że gdyby nie obce przedmioty, zostałabym tam jeszcze kilka godzin.
Wstałam niechętnie i przeciągając się, podeszłam do fotela, na którym wisiał mój szlafrok. Dopiero wtedy rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ono całe białe. Przez moment nie mogłam odróżnić podłogi od ścian i ścian od sufitu. Tylko zasłony miały brązowy kolor, jak również i drzwi. Łóżko, dwuosobowe, na którym spałam stało między dwoma stolikami nocnymi. Dwa fotele obite białą skóra, a pomiędzy nimi szklany stolik. Biały dywan i biały regał z książkami.
Przeszłam przez drzwi i poczułam zapach czegoś dobrego. I wtedy zorientowałam się, że jestem głodna.
- Dzień dobry, księżniczko. Jak się spało?
Eric stał w kuchni, do której wchodziło się przez salon, do którego wchodziło się z sypialni, w której spałam ja.
Tutaj też wszystko było białe i wielkie. Ten kolor raził mnie w oczy.
Chłopak miał na sobie tylko bokserki.
Zawstydzona odpowiedziałam:
- Wyśmienicie.
Stłumiłam ziewnięcie i wyjrzałam przez okno. Dom z widokiem na jezioro...
- Siadaj. Pewnie jesteś głodna.
Rano nie za bardzo myślę, więc usiadłam przy stole, stojącym w kuchni. Eric postawił przede mną dziwne danie.
- Co to jest?
Na talerzu rozpoznałam jedynie ryż.
- To wołowina smażona po syczuańsku z ryżem. Tradycyjne danie chińskie. Smacznego.
Wyszedł do jeszcze innego pokoju, którego przeznaczenia nie znałam
Zabrałam się za jedzenie. Wbrew pozorom smakowało przepysznie.
- Dziękuję! - krzyknęłam.
Umyłam po sobie talerz, a Inmortal wyszedł - jak się okazało - z łazienki, ręcznikiem wycierając mokre włosy.
Patrząc na niego, przypomniała mi się bardzo istotna sprawa.
- Volturi.
Zaprzestał dotychczasowej czynności i spojrzał na mnie, pytając:
- Skąd ich znasz?
- Zabili mnie - odparłam wymijająco. - Byli wczoraj przy szkole.
- Dlaczego?
- Skąd mam wiedzieć? Chciałam się dowiedzieć w jakiej sprawie, ale ty mnie tu zabrałeś. Za ile przyjeżdżają właściciele?
Pokręcił z rezygnacją głową.
- To jest mój dom. Twój telefon dzwonił
A moja komórka leżała na stoliku w sypialni. Na ekranie widniało kilkanaście połączeń nieodebranych od Vincentego, Victorii, Carlisle'a i mamy. Ta ostatnia zatelefonowała w chwili, gdy wróciłam z powrotem do salonu, gdzie siedział Eric.
- Matko boska, po co ci komórka, skoro jej nie odbierasz?!
- Nie gorączkuj się. Spałam.
Spojrzałam na wiekowy zegar stojący w rogu pokoju, który wskazywał dziesiątą rano.
- Gdzie ty jesteś?! Pan Vincent dzwonił do mnie w nocy, że zniknęłaś i że nie ma nadzieję, że przyjechałaś do domu! Gdzie jesteś?!
Wiedząc, że Inmortal wszystko słyszy, zerknęłam na niego błagalnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć mamie.
~ Powiedz prawdę - szepnął.
- Jestem u chłopaka - wydukałam niepewnie.
- U Matta?
- Co? Nie! U Ericka.
- U niego w domu? - zapytała podejrzliwie.
- Tak.
- To ile on ma lat, że posiada własne mieszkanie?
Zaśmiałam się.
- Dziewiętnaście.
- Zabezpieczyliście się?
Tak mnie tym zaskoczyła, że przez moment nie mogłam wydusić słowa, a i chłopak wyglądał na zdziwionego. Cóż... To w końcu moja mama.
- Mamo, skończ. Muszę iść. Do zobaczenia.
Opadłam na kanapę.
- Przepraszam za nią.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Idź się ubierz, zaraz musimy jechać.
- Mieliśmy pogadać.
Schował twarz w dłoniach.
- Ja już powiedziałem to co miałem. Nie rozumiem czego jeszcze oczekujesz.
- Chcę, żebyś wybrał - oznajmiłam dobitnie.
Spojrzał mi w oczy.
- Wyboru dokonałem pięć miesięcy temu.
Opatuliłam się szczelniej szlafrokiem i szepnęłam:
- To na co ci Elodie?
- To była tylko marionetka.
- Lalkarz nie całuje swoich lalek.
- Jesteś jedyną kobietą na świecie, która jechała moim samochodem i spała w mojej sypialni.
- I co? Mam się czuć wyróżniona?!
- Powinnaś.
- Ty materialisto - syknęłam.
Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Musiałam się stamtąd wydostać, lecz pod łazienkowym oknem znajdował się jedynie klif, z którego skakać nie chciałam.
- Kochanie, przepraszam. Proszę, nie gniewaj się.
Głos Ericka wydał mi się zdołowany i smutny.
- Gdzie mam z tobą jechać? - zapytałam nie komentując ani słowem jego przeprosin.
- Myślałem sobie, że pojedziemy do twoich rodziców.
________________________________________
Przeprosiny Wam się należą ;-;
Naprawdę, opuściłam się w pisaniu strasznie i tu, i na tym drugim blogu. Nie dość, że rozdziału taki czas nie było, to jeszcze wyszedł beznadziejnie. No i nie mogę obiecać, że rozdziały będą pojawiać sie systematycznie, bo wątpię, że tak będzie. Jestem po prostu załamana tym ile nauki jest w liceum, to naprawdę nie to samo co w gimnazjum, gdzie nie ucząc się miałam średnie z paskiem na koniec ;///
Więc na dzień dzisiejszy nie mogę Wam powiedzieć kiedy będzie następny rozdział, ale będę go pisać w każdej wolnej chwili, więc proszę, nie bądźcie źli ;-;
Subskrybuj:
Posty (Atom)