środa, 29 października 2014

Część 2 Rozdział 20: Załamanie

  Jasper również znieruchomiał, gdy jego wzrok, okrążający wszystkich po kolei, spoczął na mnie.
  Jedno wiedziałam - zmienił się. Lecz nie tak bardzo, żebym go nie poznała. Ściął włosy, miał teraz krótkie, jak Carlisle i ciemniejsze. Zniknęły cienie pod oczami, zniknął uśmiech. Czarne oczy pozbawione zostały życia, jeżeli mogę to tak określić. Zrobił się jakby... wyższy? No i mięśnie odznaczały się wyraźniej w błękitnej koszuli.
  Wystarczyła jedna sekunda, bym zerwała się z krzesła i, obserwowana przez wszystkich, wybiegła z jadalni. Nie obyło się bez Victorii krzyczącej coś do mnie i jeszcze paru osób, które natychmiast za mną pobiegły. Podjęłam spontaniczną decyzję, by zamiast do pokoju, wejść do łazienki.
- Sophia, co się stało? - Victoria już zaczęła mnie męczyć.
- Źle się czuję - odparłam bez zastanowienia.
- Pójdę po Jodie - zaoferował się Ryan.
  Nie! Będzie kazała mi zostać, a z Jasperem to ja nie zostanę!
  Biegiem otworzyłam z powrotem drzwi, wpuszczając Victorię, Ryana, Matta i Sama.
- Co się z tobą do cholery jasnej dzieje?! - Dlaczego Matt wyglądał na zdenerwowanego?
- Nic się ze mną nie dzieje. Po prostu musiało mi coś zaszkodzić. Chodźmy do szkoły.
  Miałam jedno, jedyne postanowienie; musiałam udawać, że GO nie znam. Samo w sobie mogło to sprawiać trudności - nie łatwo jest zapomnieć o najpiękniejszym okresie swojego życia, a tak właśnie myślałam o czasie spędzonym z Jasperem. Według mnie już dawno powinnam załamać się psychicznie.
  Przechodząc przez salon, w którym siedziały wszystkie wampiry, uniosłam wysoko głowę i zmrużyłam oczy.
- Sophio, możemy porozmawiać? - zapytał nieśmiało Carlisle.
- Spieszę się - odparłam i wyszłam z internatu.
  Jednak Martin nie pozwolił mi zajść za daleko. Pojawił się niespodziewanie przede mną i "zniknął" mi znajomych. Uśmiechnął się i wyjął z kieszeni patyk. Nakreślił nim w powietrzu trzy, wyraźne słowa, które od razu sobie przypomniałam: "Volturi tu idą". Chłopak pomachał mi i zniknął.
  Rzuciłam torbę na ziemię i nie patrząc na zdziwione spojrzenia reszty, wbiegłam z powrotem do internatu, już od progu wrzeszcząc:
- Vincencie! Vincent!
- Sophio, co się stało? - Carlisle podbiegł do mnie, łapiąc za ramiona.
  Byłam spanikowana.
- Jasper, pomóż mi - szepnął doktor.
  Chłopak podszedł zdumiony, a ja warknęłam wściekle:
- Niech on do mnie nie podchodzi.
  Wykorzystując chwilę zaskoczenia lekarza, wyrwałam się spod jego uścisku i wbiegłam na górę, wciąż nawołując gospodarza.
  Całe szczęście, siedział w biurze. Opadłam ciężko na krzesło, dysząc, jak parowóz.
- Czemu nie jesteś w szkole? - zapytał.
- Ważne jest, że życie kilku osób jest zagrożone.
  Uniósł brwi, wstał i otworzył drzwi, za którymi stały wampiry.
  Wyglądali na zmieszanych.
- Sophia, co się stało? - zapytał Alex.
  Spojrzałam na Jaspera. Jego widok mnie przeraził. Miał taki pusty wzrok i jakby nie bardzo chciał się przyznać, że mnie zna.
  Musiałam powiedzieć im wszystkim. To jest ważne. Ale będę musiała przyznać się, że widzę duchy, a podejrzewając, że przez Ericka Volturi tu idą... To skomplikowane.
  Wzięłam głęboki wdech.
- Przydałaby się Alice... - Widząc ich nierozumiejące spojrzenia, zdenerwowałam się i rzekłam otwarcie: - Volturi tu idą.
  Zapadła długa cisza. Tak głęboka, że usłyszeliśmy dzwonek, obwieszczający początek lekcji. Nikt się szczególnie nie zmartwił, że nie jestem w szkole.
- Skąd to wiesz? - szepnął Vincent.
  I się zaczęło. Nie mogłam powiedzieć, że widzę duchy. To brzmiało bardzo paranoicznie. Pomimo tego daru starałam się zachowywać, jak cywilizowany człowiek. Co miałam zrobić?!
- To nie jest ważne - odparłam wymijająco.
- To jest bardzo ważne - zaprzeczył Edward. - Tę wiadomość mogłaś dostać z wątpliwego źródła, co doprowadziłoby nas do nieporozumienia.
- Jedno wiem na pewno: To źródło informacji jest w stu procentach pewne. Musicie mi uwierzyć. Nie wymyśliłam sobie tego.
- Pozwól nam sprawdzić - rzekł Alex, wskazując na siebie i Edwarda.
- To nie jest ważne - powtórzyłam.
  Vincent spojrzał mi prosto w oczy.
- Boisz się Volturi.
  To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu.
  Tak, bałam się. Lecz nie mogłam tego okazać. To zbyt niebezpieczne.
- Nieważne.
- Sophio... - mruknął ostrzegawczo Carlisle.
  Zdenerwowałam się.
- Och no... Volturi nie wiedzą, że żyję.
- To... to chyba dobrze?... Ale skoro nie miałaś z nimi styczności to dlaczego się ich boisz?
  Zaśmiałam się ponuro.
- Źle mnie zrozumiałeś. Według nich, ja nie żyję. Oni mnie zabili.
  Znów zapadła cisza, kiedy gospodarz trawił moje słowa, spoglądając niepewnie na Carlisle'a, Edwarda, Alexa i Jaspera. Wszyscy, oprócz tego ostatniego, pokiwali głowami.
- Ale... Jak to?
- No, normalnie. Dowiedzieli się, że wiem o wampirach, porwali mnie i chcieli zabić, i są w pewnym stopniu przekonani, że im się to udało.
- W pewnym stopniu?...
- To nie jest ważne.
  Alex się wtrącił:
- Wiesz, o której mają się zjawić?
  Pokręciłam głową.
- To się dowiedz! - wybuchnął Vincent.
- Spokojnie, Vincencie - szepnął zdumiony lekarz.
  Miałam zrobić rzecz niemożliwą? Duchy nie pojawiały się ot tak.
  Hiszpański.
  Zerwałam się z krzesła i porywając torbę, którą ktoś mi podał, w ciągu dwóch minut znalazłam się w klasie. Nie za bardzo wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, lecz miałam przeczucie, że to nadzwyczaj ważne.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekłam, siadając obok Matta.
- Co się stało? - zapytał od razu chłopak.
- Nie wzięłam książek.
- Dobrze... Tak więc, jak już mówiłam, zanim mi bezczelnie przerwano - nauczycielka spojrzała na mnie spod byka - zapiszę wam teraz kilka słów związanych z przestępstwami, a wy przetłumaczycie je na język angielski.
  Wolnym ruchem sięgnęła kredę i zapisała na tablicy słowa. Crimen, criminal, investigación, banda, asesino, terrorista, ladrón, falsificación, misterios, inecplicables, misterio... Misterio?
  Zerknęłam na Matta, a gdy i on dotarł do słowa, oznaczającego swoje nazwisko, uśmiechnął się. "Misterio" znaczy "tajemnica". Poszukaj w tajemnicy... Czy możliwe, że chodzi o braci Misterio?...
- Sophio, czy ty mnie słuchasz?
  Nauczycielka stała przy mojej ławce z dziennikiem w ręku.
- Tak, słucham. Może pani powtórzyć pytanie?
  Uniosła wzrok wymownie do sufitu i powiedziała:
- Chcę, byś przetłumaczyła zdanie znajdujące się na tablicy.
  A na tablicy znajdowało się zdanie: "czekamy w lesie przy szkole o 21".
  I nagle zrozumiałam, dlaczego tak śpieszno było mi na hiszpański. Volturi będą dzisiaj o 21 w lesie przy szkole. I wszystko stało się jasne.
- Sophio, czekamy.
- Estamos a la espera en el bosque cerca de la escuela acerca del 21.
  Nauczycielka zmrużyła oczy i poszła dalej, nie mówiąc mi czy powiedziałam dobrze.
  Miałam to gdzieś. Najważniejsze, że wiedziałam dwie ważne rzeczy: że Misterio wiedzą coś o Ericku i ja wiem, o której przybędą Volturi. A jednak coś mi się w końcu udało.
  W przerwie na następną lekcję poszłam do internatu, kierując się od razu do biura Vincentego.
- Wiem gdzie i o której przyjdą Volturi - rzekłam, siadając.
- Słuchamy - oznajmił Alex, zajmując miejsce obok mnie.
- Będą dzisiaj w lesie przy szkole. O 21.
- Skąd ty to do cholery jasnej wiesz?! - Vincent wyraźnie mi nie wierzył. - Poszłaś na jedną lekcję do szkoły, wróciłaś i wiesz?! Co z tobą?! Informatora tam masz?!
  Pokręciłam głową, nie poddając się emocjom.
- To jest pewne. Co robimy?
- Ty zostaniesz w domu, żeby cię nie znaleźli. Pójdziemy my - odpowiedział szybko Carlisle.
  I pomyśleć, że miałam nadzieję na coś innego.
- Jakby coś nie wiecie nic ode mnie. I... - zastanowiłam się. - Nie idę już do szkoły.
  Rzekłam i wyszłam spokojnie na korytarz.
  Czy ja naprawdę proszę o zbyt wiele? Chciałabym tylko mieć takie życie, jak Victoria lub Char. Mieć znów prawdziwych przyjaciół i żyć w nieświadomości o chodzących po ziemi stworach.
  Miałam takie życie. Przez siedemnaście lat.
  Weszłam do pokoju i sięgnęłam komórkę.
- Cześć, mamo. Przyjedziesz po mnie?
- Matko, co się stało?! Ktoś cię wywiózł, pobił, zgwałcił i zakopał?!
  W jej głosie usłyszałam strach. Bardzo wyraźny strach.
- ... Nie, mamo... - odparłam, trochę zaskoczona jej reakcją. - Nic mi nie jest. Chciałabym mój samochód.
- Ja...
- Przyjedziesz z tatą, żebyś mogła potem normalnie wrócić do domu... Dobrze?
  Przez długą chwilę się nie odzywała, myśląc nad tym co powiedziałam.
- Jak się czujesz?
  Mało nie prychnęłam.
- Świetnie. Przyjedziecie?
- Och... No niech ci będzie. Kiedy?
- Dzisiaj. Zaraz. Teraz.
  Mama westchnęła i rzekła ciężko:
- Już się zbieramy.
  Odetchnęłam i padłam na łóżko. Po jakimś czasie zasnęłam.
                                                                          ***
  Obudziłam się, ponieważ ktoś delikatnie szturchał mnie w ramię. Niewiele myśląc, walnęłam tego kogoś pięścią w twarz.
- Ała! - krzyknęła zraniona twarz.
- Przepraszam, Matt - mruknęłam, wciąż jeszcze zaspana.
  Wiedziałam, że to on, jeszcze zanim go zobaczyłam.
- Co chciałeś? - Usiadłam powoli na łóżku.
- Twoja mama była tutaj kilka godzin temu i zostawiła ci samochód i kluczyki - pomachał mi nimi przed nosem, a ja mu je zabrałam. - Idziesz na próbę?
- Idę - odparłam natychmiast. - Stało się coś, gdy spałam?
- Nic szczególnego. Pan McDean mówił jedynie na obiedzie, że dzisiaj nie możemy wychodzić z pokoi po dwudziestej. Ciekawe o co chodzi.
  To nie jest ciekawe, tylko tragiczne.
- Ogarnij się i przyjdź. Zaczniemy bez ciebie.
  Pokiwałam głową.
  Uczesałam porządnie włosy, przebrałam się i pobiegłam zobaczyć swój samochód. Wystarczyło jedno spojrzenie, bym stanęła, jak wryta. Przysięgam, to nie był mój samochód. To znaczy, kiedyś mógł nim być tyle, że moje auto miało BIAŁY kolor, a nie CZARNY. Wiedziałam, że pierwsze co muszę zrobić po próbie, to przejażdżka do myjni.
  Poszłam powoli do sali od muzyki, w chwili gdy Victoria śpiewała piosenkę "Thank you very much". Zdziwiłam się, bo tym razem wybrali piosenkę wykonawczyni z Polski, mimo że dotychczas ograniczaliśmy się do angielskich wokalistów. Do ławki doszłam cichutko na palcach, nie chciałam jej przerywać. Znów poraził mnie jej silny głos bez jakiejkolwiek nieczystej nuty czy słabszego tonu. Wszystko idealnie.
  Gdy skończyła, pierwsza zaczęłam klaskać, na co dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem.
- Nadal jesteście pewni, że wolicie mnie? - zapytałam niewinnie.
  Pokiwali głowami. Nawet Victoria.
- Co gramy?
  Podeszłam do mikrofonu, zdjęłam go ze statywu i spojrzałam na Matta.
- Może skupimy się dzisiaj na Taylor Swift?
  Jego pomysł został poparty wieloma entuzjastycznymi odpowiedziami.
  Koniec końców, zaśpiewałam takie utwory, jak: "White Horses", "Back to December", "Tim McGraw", "The story of us" i "Love Story". Kiedy śpiewałam tę ostatnią i byłam już w połowie, usłyszałam trzask drzwi, lecz przypomniałam sobie słowa Matta, żeby nigdy, pod żadnym pozorem nie przerywać próby. Jeżeli ten ktoś będzie chciał, to poczeka. Tak zrobiliśmy. Gdy Sam wyciągnął ostatnią nutę na basie, od razu zwróciliśmy uwagę na gościa.
  Szczęka mi opadła. Victorii też, ale z całkiem innego powodu. Jej z zachwytu, mi ze zdumienia.
  Jasper.
- Sophio, czy możemy porozmawiać? - spytał, ignorując dziewczynę, patrząc tylko na mnie.
  Ubrał się, jak zwykł się ubierać jeszcze kiedy byliśmy razem. Jeansy, koszula, a na nią skórzana kurtka, trochę podobna do kurtki Ericka. Te jego ciemniejsze włosy mi nie pasowały; zbyt przyzwyczaiłam się do długich i jasnych. I oczy. Niebezpieczne, czarne oczy. Wolałabym złote.
- W jakim celu? - zapytałam wymijająco, jakby wcale nie obchodziła mnie ta rozmowa.
- Ogólnym.
  To wystarczyło, żebym nabrała podejrzeń, że chodzi o przeszłość.
- Koniec próby - obwieścił nieśmiało Matt.
  Ludzie bez słowa zaczęli odstawiać sprzęt i wychodzić. Zerknęłam na nich błagalnym wzrokiem, którego nikt nie zechciał podchwycić.
- Chyba nie mam innego wyjścia...
  Stanęłam przy oknie, a on na przeciwko, przyglądając mi się z zaciekawieniem i skupieniem.
- Zawrzyjmy taki układ: najpierw ja opowiem ci wszystko, ty wysłuchasz mnie bez zbędnych słów, a później zdobędziesz się na jakąś reakcję. Jakieś pytanie na początek? - zapytał uprzejmie.
  Pełno, ale czemu akurat takie?
- Dlaczego Christopher? Jasper ci nie pasuje?
  Otworzył usta, z których przez chwilę nie wydobył się żaden dźwięk.
- Skąd znasz moje prawdziwe imię?
  Zmarszczyłam brwi.
  Chłopak westchnął.
- Zaraz ci to wytłumaczę. Usiądź.
  Niechętnie to zrobiłam. Zajął miejsce po przeciwnej stronie, trochę zbyt blisko.
- Wszystko co teraz powiem, wyda ci się co najmniej dziwne, nieprawdopodobne i niewiarygodne. Sam nadal nie potrafię tego wyjaśnić. To stało się już całkiem długi czas temu, jakieś sześć miesięcy. Historia ogólna nie jest ważna, chodzi mi raczej o jej skutki. Interesującą sprawą jest, że ja... Ja cię nie pamiętam, Sophio. Powiedziałbym nawet, że nie znam, lecz od Carlisle'a dowiedziałem się kilku rzeczy, ale nic konkretnego. Wiem, że muszę cię skądś znać, inaczej byś tak nie zareagowała przy śniadaniu, lecz przysięgam, że naprawdę nic sobie nie przypominam. Nie pamiętam nic, co zdarzyło się ponad sześć miesięcy temu.
  Siedziałam i się gapiłam. Na nic więcej nie mogłam się zdobyć. Tak, miał rację. To było dziwne i praktycznie nieprawdopodobne.
- Czy to ma być jakiś żart?
  Pokręcił smutno głową, nie spuszczając wzroku.
- I nie wiesz kim jestem?
- Wiem jedynie tyle, że masz na imię Sophia, ale nic poza tym.
  Nie mogłam się powstrzymać. Zerwałam się z krzesła i płacząc pobiegłam do internatu. Po drodze zahaczyłam kilka osób, w jednej rozpoznając Elodie. Dziewczyna wiedząc, że nie odpowiem na jej bzdurne pytania pod tytułem: "co się stało?" pobiegła za mną.
  W pokoju rzuciłam się na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę, by nikt z paru osób, które tam dotarły, nie zobaczył łez. W końcu zrobiło się zbyt głośno, bym mogła przemyśleć to co się zdarzyło, więc uniosłam się na łokciach. Spojrzałam w stronę drzwi, akurat w momencie, gdy Victoria krzyknęła:
- Ja tam nie wejdę! Nie chcę i nie będę przebywała w pokoju z tą zdzirą!
  Stała w drzwiach i patrzyła w kierunku Elodie z morderczym wyrazem twarzy.
  Znikąd pojawił się Ryan, złapał ją pod ramiona i zwyczajnie wniósł do pokoju. Usiadł na jej łóżku z dziewczyną na kolanach i mając za nic wrzaski, zatkał jej usta dłonią.
  Analiza tego zdarzenia nie wytłumaczyła wcale tego, co stało się wcześniej. To, że Jasper wyznał, że mnie nie zna, zabolało równie mocno, jak wtedy gdy sześć miesięcy temu powiedział, że mnie nie kocha. To smutne.
- Przesuńcie się - usłyszałam znajomy głos.
  Właściciela tego głosu nie powinno tu być.
  Ericka nie powinno tu być.

15 komentarzy:

  1. Ty... Jak już piszesz, że jest hiszpański to raczej słówek nie trzeba tłumaczyć na angielski. :D
    A ogólnie to uwielbiam, uwielbiam to!
    Zawsze czytam Twoje opowiadanie bez żadnego nudzenia się!
    Pozdrawiam Cię mocniutko! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE
    ZNOWU TO ZROBIŁAŚ
    JAK MOŻESZ ZNOWU PRZERWAŁAŚW TAKIM MOMENCIE EW
    ALE TEN ROZDZIAŁ >>>>
    JASPER CO TY JAK TY NIEEE *HISTERYCZNY PŁACZ*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział ale lepszy by był gdyby Jasper ją po prostu przeprosił, wyznał miłość, pocałował i byłby happy. W takiej właśnie kolejności. Znalazłam twoje opowiadanie wczoraj i tak jakoś się zaczytałam. Świetny blog choć było kilka rozdziałów gdzie miałam wrażenie ,że czytam po raz drugi Zmierzch.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog znalazłam już kilka miesięcy temu. Z niecierpliwościom czekam na kolejne rozdziały i z dumą mogę przyznać, że byłam świadkiem jak twój styl pisania poprawiał się. Kocham twój blog. I kocham Jaspera. W każdym wydaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Tak szczerze to nie zaskoczyłaś mnie ta utratą pamięci Jazz <3Rozdział po prostu mnie powalił.
    Nic dodać nic ująć :D- Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Nie trzymaj mnie w niepewności co tam dalej będzie :)
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju cudny !!!
    Dosłownie aż brak słów

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy będzie następny rozdział? Nie mogę się doczekać *,*

    OdpowiedzUsuń
  8. Napisz kolejny rozdział, torturujesz nas tym czekaniem!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy nowy rozdział ? :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy rozdział? Czekamy. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochani, ja wiem, że baaaaaaardzo długo rozdziału nie było, aczkolwiek postaram się go wstawić jeszcze do końca roku ;) Przepraszam Was bardzo i życzę wesołych świąt 💛

    OdpowiedzUsuń
  12. Liczę na ciebie XD
    Wesołego nowego roku

    OdpowiedzUsuń
  13. No tak... Do końca roku mi się go nie uda wstawić, bo dzisiaj koło 14 wyjeżdżam i wracam w piątek, ale jest już dobrze, bo mam motywacje, już coś tam wczoraj pisałam, więc rozdział niedługo się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  14. O
    JA
    PIERDOLE
    tyle Ci powiem XD
    WGLE AWWWWWWWWWWW ;333333 OMG ILE TAM AWWWW MOMENTÓW *-*-*-*-*-*-*-*-*-* PADŁAM NORMALNIE OMFG *-*-*-*
    KOCHAM NORMALNIE ♥♥♥♥ /Jenna ♡♡

    OdpowiedzUsuń