- Co się stało? - Eric klęknął przy mnie, a ja nieomal krzyknęłam z zaskoczenia.
- Poczytaj sobie - szepnęłam cicho, gdy już się uspokoiłam.
Otworzyłam przed nim swój umysł - wolałam, żeby go przejrzał, niżbym miała powiedzieć coś na głos.
Po chwili milczenia, w której przypatrywałam się zebranym, a oni Erickowi, chłopak zrobił wściekłą minę.
- Gdzie jest ten dupek?! - krzyknął.
Wstał i zacisnął pięści. Zorientowałam się, że ani razu na mnie nie spojrzał.
- To nie jest jego wina - mruknęłam cicho. Wciąż pamiętałam, dlaczego Eric mnie ostatnio opuścił. - Zostaw to w spokoju.
- Czy ty go bronisz? - zapytał z niedowierzaniem, w końcu kierując wzrok na mnie.
Rozległy się szepty i nerwowe chichoty. Eric nawet jak mówił normalnie to przerażał.
- Nie.
Tak.
- Po prostu uważam, że to nic nie da, że pobijesz się z nim, bo po pierwsze: nie ma o co, a po drugie: on nie jest tu niczemu winien.
Zapadła tak głucha cisza, że słyszałam zgrzytanie zębów Inmortala. Wściekał się. Nie trzeba było być znawcą, żeby to stwierdzić.
- Zranił cię - rzekł nagle.
- To było dawno. Przeszłości nie zmienisz.
- Nie chodzi tu o przeszłość, tylko o to co stało się przed chwilą.
- Nic mi nie będzie - szepnęłam, odwracając wzrok.
- Pakuj się.
Podszedł do mojej szafy i wyjął z niej torbę. Spakował ją i postawił mnie na nogi, łapiąc za rękę.
- Mnie tu nie było, a wy nic nie widzieliście, jasne? - zapytał chłopak zebranych z nutą groźby w głosie.
Ci pokiwali głowami i rozstąpili się, gdy przechodziliśmy.
Mój mózg to zdarzenie zarejestrował jako coś pośredniego między snem, a jawą.
- Czy pomyślałeś, że po twojej zdradzie nie mam ochoty oglądać cię na oczy, a co dopiero gdzieś z tobą iść?
Byliśmy już na korytarzu na parterze. Wskazał okno.
- Musisz przez nie przejść - powiedział, ignorując moje pytanie.
- Nie zrobię tego.
Wywrócił oczami i zwyczajnie mnie wyniósł.
Założyłam ręce piersi, mniej więcej w pozycji określanej jako "foch".
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Zabieram cię stąd.
- Może lepiej zabierz stąd Elodie?!
Rzucił moją torbę na ziemię, podszedł i potrząsnął mną.
- Zrozum wreszcie, że ja do Elodie nic nie czuję!
- To chyba zrozumiałe. Jesteś wampirem. Wampiry na ogół nic nie czują.
Widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć. Trwałam ze stanowczym wzrokiem, więc nie wiem co go powstrzymało. Wziął głęboki wdech i szepnął:
- Teraz nie jest ani czas, ani miejsce na takie rozmowy. Pogadamy u mnie.
Zdurniałam.
- U ciebie?
- Tak. Zabieram cię do mojego domu. Nie chcę, byś przebywała z tymi wampirami.
- Bardziej z tobą może mi się coś stać. Pijesz ludzką krew, oni zwierzęcą.
- Rany, zrozum, że chcę pomóc! Jedziesz ze mną.
Podniósł torbę, chwycił mnie za rękę i poprowadził przed internat. A dokładniej na podjazd.
- Nie wzięłam kluczyków. Mogłeś powiedzieć - zwymyśliłam go.
- Pojedziemy moim.
- Masz samochód?
Znałam go pięć miesięcy, a nie wiedziałam, o takim istotnym fakcie?
- Czegoś się jednak dorobiłem przez te siedemdziesiąt lat.
Gdy zobaczyłam jego auto, stanęłam jak wryta.
Dlaczego? Bo to było bezkonkurencyjnie najpiękniejsze - a co za tym idzie - najlepsze auto, jakie miałam okazję widzieć.
- Lamborghini Reventon?!
Srebrne z profesjonalnym tuningiem, miało bardzo niskie zawieszenie i wysokość około metra trzydziestu. Zapalone przednie światła nadawały mu wygląd potwora.
- Przecież jest zaledwie dwadzieścia egzemplarzy na świecie! Ukradłeś!
Po raz pierwszy się zaśmiał.
- Nie, kupiłem.
- Sto km/h w zaledwie trzy i pół sekundy - zachwycałam się - możliwość zamiany wskaźnika siły przy zakrętach, hamowaniu i prowadzeniu na zwykły prędkościomierz, cena - milion euro. Ogłoszone najpiękniejszym autem na świecie. I to wszystko Twoje?
Pokiwał z dumą głową.
- Lubię słuchać opinii na temat mojego wozu, ale mam wrażenie, że musimy już jechać.
Otworzył przede mną drzwi, a ja ostrożnie wsiadłam, nie chcąc w żaden sposób pobrudzić lśniącej, drewnianej deski rozdzielczej ani skórzanej tapicerki.
- Na ile mnie wkręcasz? - zapytałam kiedy usiadł na miejscu kierowcy.
- Nie wkręcam cię.
Przekonałam się o możliwościach tego auta już po chwili, gdy na prostej Eric przyśpieszył do 200 km/h. Czułam się, jak w niebie. I to na tyle, że zasnęłam.
***
Zasłony odsłonięto, przez co się przebudziłam. Leżałam w samej bieliźnie na wielkim łóżku. Nieznanym łóżku. Było mi tak wygodnie, że gdyby nie obce przedmioty, zostałabym tam jeszcze kilka godzin.
Wstałam niechętnie i przeciągając się, podeszłam do fotela, na którym wisiał mój szlafrok. Dopiero wtedy rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ono całe białe. Przez moment nie mogłam odróżnić podłogi od ścian i ścian od sufitu. Tylko zasłony miały brązowy kolor, jak również i drzwi. Łóżko, dwuosobowe, na którym spałam stało między dwoma stolikami nocnymi. Dwa fotele obite białą skóra, a pomiędzy nimi szklany stolik. Biały dywan i biały regał z książkami.
Przeszłam przez drzwi i poczułam zapach czegoś dobrego. I wtedy zorientowałam się, że jestem głodna.
- Dzień dobry, księżniczko. Jak się spało?
Eric stał w kuchni, do której wchodziło się przez salon, do którego wchodziło się z sypialni, w której spałam ja.
Tutaj też wszystko było białe i wielkie. Ten kolor raził mnie w oczy.
Chłopak miał na sobie tylko bokserki.
Zawstydzona odpowiedziałam:
- Wyśmienicie.
Stłumiłam ziewnięcie i wyjrzałam przez okno. Dom z widokiem na jezioro...
- Siadaj. Pewnie jesteś głodna.
Rano nie za bardzo myślę, więc usiadłam przy stole, stojącym w kuchni. Eric postawił przede mną dziwne danie.
- Co to jest?
Na talerzu rozpoznałam jedynie ryż.
- To wołowina smażona po syczuańsku z ryżem. Tradycyjne danie chińskie. Smacznego.
Wyszedł do jeszcze innego pokoju, którego przeznaczenia nie znałam
Zabrałam się za jedzenie. Wbrew pozorom smakowało przepysznie.
- Dziękuję! - krzyknęłam.
Umyłam po sobie talerz, a Inmortal wyszedł - jak się okazało - z łazienki, ręcznikiem wycierając mokre włosy.
Patrząc na niego, przypomniała mi się bardzo istotna sprawa.
- Volturi.
Zaprzestał dotychczasowej czynności i spojrzał na mnie, pytając:
- Skąd ich znasz?
- Zabili mnie - odparłam wymijająco. - Byli wczoraj przy szkole.
- Dlaczego?
- Skąd mam wiedzieć? Chciałam się dowiedzieć w jakiej sprawie, ale ty mnie tu zabrałeś. Za ile przyjeżdżają właściciele?
Pokręcił z rezygnacją głową.
- To jest mój dom. Twój telefon dzwonił
A moja komórka leżała na stoliku w sypialni. Na ekranie widniało kilkanaście połączeń nieodebranych od Vincentego, Victorii, Carlisle'a i mamy. Ta ostatnia zatelefonowała w chwili, gdy wróciłam z powrotem do salonu, gdzie siedział Eric.
- Matko boska, po co ci komórka, skoro jej nie odbierasz?!
- Nie gorączkuj się. Spałam.
Spojrzałam na wiekowy zegar stojący w rogu pokoju, który wskazywał dziesiątą rano.
- Gdzie ty jesteś?! Pan Vincent dzwonił do mnie w nocy, że zniknęłaś i że nie ma nadzieję, że przyjechałaś do domu! Gdzie jesteś?!
Wiedząc, że Inmortal wszystko słyszy, zerknęłam na niego błagalnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć mamie.
~ Powiedz prawdę - szepnął.
- Jestem u chłopaka - wydukałam niepewnie.
- U Matta?
- Co? Nie! U Ericka.
- U niego w domu? - zapytała podejrzliwie.
- Tak.
- To ile on ma lat, że posiada własne mieszkanie?
Zaśmiałam się.
- Dziewiętnaście.
- Zabezpieczyliście się?
Tak mnie tym zaskoczyła, że przez moment nie mogłam wydusić słowa, a i chłopak wyglądał na zdziwionego. Cóż... To w końcu moja mama.
- Mamo, skończ. Muszę iść. Do zobaczenia.
Opadłam na kanapę.
- Przepraszam za nią.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Idź się ubierz, zaraz musimy jechać.
- Mieliśmy pogadać.
Schował twarz w dłoniach.
- Ja już powiedziałem to co miałem. Nie rozumiem czego jeszcze oczekujesz.
- Chcę, żebyś wybrał - oznajmiłam dobitnie.
Spojrzał mi w oczy.
- Wyboru dokonałem pięć miesięcy temu.
Opatuliłam się szczelniej szlafrokiem i szepnęłam:
- To na co ci Elodie?
- To była tylko marionetka.
- Lalkarz nie całuje swoich lalek.
- Jesteś jedyną kobietą na świecie, która jechała moim samochodem i spała w mojej sypialni.
- I co? Mam się czuć wyróżniona?!
- Powinnaś.
- Ty materialisto - syknęłam.
Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Musiałam się stamtąd wydostać, lecz pod łazienkowym oknem znajdował się jedynie klif, z którego skakać nie chciałam.
- Kochanie, przepraszam. Proszę, nie gniewaj się.
Głos Ericka wydał mi się zdołowany i smutny.
- Gdzie mam z tobą jechać? - zapytałam nie komentując ani słowem jego przeprosin.
- Myślałem sobie, że pojedziemy do twoich rodziców.
________________________________________
Przeprosiny Wam się należą ;-;
Naprawdę, opuściłam się w pisaniu strasznie i tu, i na tym drugim blogu. Nie dość, że rozdziału taki czas nie było, to jeszcze wyszedł beznadziejnie. No i nie mogę obiecać, że rozdziały będą pojawiać sie systematycznie, bo wątpię, że tak będzie. Jestem po prostu załamana tym ile nauki jest w liceum, to naprawdę nie to samo co w gimnazjum, gdzie nie ucząc się miałam średnie z paskiem na koniec ;///
Więc na dzień dzisiejszy nie mogę Wam powiedzieć kiedy będzie następny rozdział, ale będę go pisać w każdej wolnej chwili, więc proszę, nie bądźcie źli ;-;